28 czerwca 2022

Od Dymnej Łapy (Dymka)

Bawił się z siostrą, ciągając stare koce. Niedługo mieli zostać uczniami. Tak przynajmniej mówiła mama. Nie mógł się tego doczekać. Będzie najsilniejszym wojownikiem jakiego widział klan! Ha! Nikt mu nie podskoczy! Tak samo jak Bąbelek, która przewróciła się, gdy wyrwał jej materiał z pyska.
— Wygrałem! — szczeknął, merdając zadowolony ogonem.
— Pobawmy się teraz w chowanego — poprosiła.
Skrzywił się i zrobił zamyśloną minę. Nie podobała mu się ta zabawa. Była... nudna. Zawsze łatwo było wszystkich znaleźć. Kryjówek w żłobku było mało, ale obiecał siostrze, że ten jeden raz, gdy ona z nim się pobawi, on zrobi to samo. Najwidoczniej teraz była jej kolej.
— No dobra — burknął. — To kto szuka?
— Ty! — pisnęła, zaczynając go popychać w stronę ściany, by tam zamknął oczy i liczył.
Zrobił to niechętnie.
— Jeden... Dwa... — Ale nudy. Samo liczenie było tak bardzo nużące, że czuł że jeszcze chwila, a zaśnie i nigdy nie znajdzie Bąbelek. — ... Dziesięć! — skończył, rozglądając się po pomieszczeniu.
Od razu podbiegł do mamy, bo jak nic to tam suczka najpewniej się skryła. Zaczął węszyć, wchodząc pod każdą z jej łap, by upewnić się, że siostra nie zlewa się z jej futerkiem. Miały w końcu podobny odcień.
— Tu jej nie ma — podpowiedział starszy pies.
— Mamo nie podpowiadaj. Sam dam radę ją znaleźć — szczeknął, kręcąc głową.
Eh... Jak zawsze rodzice psuli całą radość z poszukiwań.
Pod kocem nie było, za innymi szczeniakami też nie... a więc zostało jedno miejsce.
— Mam cię! — zawołał, widząc wystający ogonek z góry szmat, które leżały w kącie.
Siostra wyszła ze swojej kryjówki, chichocząc.
— Jesteś bystry! Skąd wiedziałeś, że tu będę?
— No nie wiem... — Zaszurał łapką po ziemi. — Taki jestem wspaniały, to może to.
— Jasne - odparła, popychając go łapą. — To teraz twoja kolej, wspaniały bracie.
Od razu uśmiech zszedł mu z pyska. Jak to on? Jęknął tylko, po czym widząc jak Bąbelek pędzi pod ścianę i zaczyna odliczanie, zmuszony był się gdzieś skryć. Nie zależało mu jednak na tym by wygrać, więc po prostu schował się tam gdzie siostra, mając nadzieję, że ta nie zorientuje się, że zgapił jej miejscówkę.

***
 
Został uczniem. Nadal nie mógł w to uwierzyć. Został uczniem! Ceremonia skończyła się szybciej niż się rozpoczęła i mógł z radością cieszyć się swoją mentorką. Węgorzowy Całun już od początku ich relacji nakreśliła wyraźne granice. Sądził, że żartuję. No bo jak to? Wyciągnie go za skórę na trening? Przesadzała.
— A co będziemy robić? — szczeknął, oczekując konkretów od suczki.
— Najpierw bzdury. Kodeksy — powiedziała, zaczynając opowiadać mu ze znudzeniem formułkę za formułką. Mu też się to niepodobało. Liczył na polowanie, walkę, a nie… takie coś.
— A nie możemy powalczyć? — przerwał jej.
Pies wyszczerzył na niego kły, niezadowolony.
— Tak bardzo chcesz bym ci spuściła manto? — zapytała, a gdy nie uzyskała odpowiedzi, wstała. — Chodź. — rzuciła tylko, a on zmuszony był za nią podążyć.
Czyżby ją rozzłościł? Wojowniczka narzuciła szybkie tempo. Potknął się raz czy dwa, upadając pyskiem na ziemię, ku jej uciesze. Nie podobało mu się to, że się z niego śmiała. To nie jego wina, że łapy go nie słuchały!
Czarna w końcu stanęła, wodząc wzrokiem po terenie. Sam powtórzył za nią ten ruch, dysząc. Czy to był jakiś tajny znak wojowników?
— Gdzie jesteśmy? — zapytał, łapiąc oddech za oddechem.
— Chciałeś walczyć, to jesteśmy. Tu nikt nam nie będzie przeszkadzał — szczeknęła.
Od razu jego uśmiech się poszerzył. Tak! Będzie walczył! Już nie mógł doczekać się aż opowie o tym siostrą! One będą poznawały durne kodeksy, a on zrobi coś… coś niesamowitego!
— Przygotuj się — poinstruowała, a on przybrał pozycję bojową.
Nie wiedział, że tak naprawdę była to śmieszna imitacja, którą szczenięta przybierały podczas zabaw, a nie prawdziwej walki. Pies jednak nie zamierzał go poprawiać. Zaatakował.
— Ała! — pisnął, gdy został rozłożony na łopatki w kilka chwil.
To było niesamowite, ale jednocześnie straszne. Jak to się stało?
— Wstawaj — rzuciła, podnosząc się z niego.
Zrobił to, uniósł się na łapy, ale nim zrobił cokolwiek, znów leżał na ziemi.
— Słabo. I ty masz być moim uczniem, phi! Może powinnam cię tu zostawić?
— Nie! — pisnął, szybko unosząc się na łapy.
Gdy tylko to zrobił, pies znów zaatakował. Złapała go za łapę i ponownie zmusiła do przewrócenia się na grzbiet.
— Będę miał siniaki! — poskarżył się jej.
— Ojoj, nie popłacz się tylko. Chcesz być silnym wojownikiem, tak czy nie? Jeżeli nie, to tam jest droga do obozu. — Wskazała kierunek ogonem. Zrobił smutną minę, zaciskając pysk. Nie. Nie zmierzał być słabiakiem. Najwidoczniej szkolenie wymagało poświęceń. Podniósł się ciężko na łapy i spojrzał na swoją mentorkę.
— Spróbuje jeszcze raz — szczeknął, próbując być odważny.
— Czy ja wiem? Już mi się to znudziło — powiedziała, drapiąc się za uchem.
Jak to?! Dopiero co zaczęli trening! Nie mogła tak szybko stawiać na nim krzyżyka! Nawet jak była wredna i niezbyt interesowała się jego szkoleniem, była jego mentorką!
— Ale ja się postaram! — zapewnił.
Pies jednak go nie słuchał. Wstał i po prostu sobie poszedł! Wkurzony zaczął ją gonić, aż nie dorwał jej ogona, na którym zacisnął zęby. Węgorzowy Całun zawarczała, zrzucając go na ziemię, przybijając do ziemi.
— Jeszcze raz to zrób a pożałujesz! — zagroziła.
Przełknął ślinę. Jej zęby były strasznie blisko jego nosa. Wystarczyła chwila, by mogła mu coś odgryźć.
— Powiedziałam, że kończymy to kończymy. — przypomniała mu, odwracając się do niego tyłem i kierując kroki ku obozowi.
No to się wkopał. Coś czuł, że się nie polubią.
[864 słowa, Dymna Łapa otrzymuje 8 punktów doświadczenia i 2 punkty treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz