3 czerwca 2022

Od Omszonej Krtani CD Białego Kruka

Choć relacja Białego i Mcha po ostatnim zgromadzeniu miała swoje wzloty i upadki, nie można było powiedzieć, że było między nimi tragicznie. Dalej się śmiali, dalej spędzali mnóstwo czasu, ignorując swoje obowiązki, przeżywając przy tym mniejsze lub większe przygody. Ich ogony dalej mimowolnie machały na widok pyska drugiego. Nie można było jednak nie dostrzec tego okazjonalnego napięcia pomiędzy nimi. Uczucia, które wisiało gdzieś ponad nimi, jak miecz Damoklesa, sprawiającego, że nawet te najprzyjemniejsze momenty pozostawiały w ich pyskach nutkę gorzkiego posmaku.
Omszony gdzieś tam wiedział, że to, co zrobił po zgromadzeniu, zdrowe na pewno nie było. Omszony gdzieś tam naprawdę zdawał sobie sprawę, że to jak potraktował Białego, powinno sprawić, że dalmatyńczyk go kompletnie znienawidzi. Omszony gdzieś tam czuł, że nie zasługiwał na swojego przyjaciela.
Mimo to nie przeprosił. Nigdy. Nie poruszał też tego tematu, był jedynie szczęśliwy lub zbyt odurzony kolejnym znalezionym przez siebie i swojego towarzysza zielskiem, by ta sytuacja przeszła mu przez głowę. W momentach większej trzeźwości wychodził z założenia, że skoro Biały Kruk nic o tym nie mówił, to on także nie zamierzał. Rezultat tej sytuacji mu pasował, był wręczy idealny. Tylko on i jego przyjaciel, więc czemu miałby coś w tym zmieniać? Ślepo ignorował po prostu wszystkie red flags, udając, że żyje w błogiej niewiedzy, nie znając potencjalnych konsekwencji swoich czynów. Największym marzeniem Omszonej Krtani byłaby po prostu możliwość ignorowania świata dookoła i skupienie się na czarno-białym pysku Wietrznego. Błoga nieświadomość wydawała się naprawdę kusząca, umożliwiająca na kompletnym zignorowaniu czynników trzecich w ich życiach. Prawdziwy i realny świat jednak gwałtownie zaczął walić w ściany ich raju, zbudowanego z tektury i taśmy, wchodząc ze swoimi brudnymi butami w ich rzeczywistość.
Śmierć nie była tematem, jaki Mech chciałby dopuszczać do swojej głowy. Był ciężki, a jego lekki tryb życia może i polegał na spróbowaniu wszystkiego w razie nagłego zgonu, jednak te myśli zawsze były odległe, a ich brzmieniu bliżej było "a gdyby" i "co jeśli" niż realnemu tu i teraz. Chyba właśnie dlatego tak bardzo nie wiedział, co powinien zrobić gdy usłyszał, że Bananowa Skórka nie żyje. Miał wrażenie, że Biały jej nienawidzi, że to jakie wybrała mu imię, kompletnie zaprzepaściło ich relacje. Może nie byłby na tyle pewny swojego zdania i hop do przodu, by od razu uznać, że byłby szczęśliwy z jej śmierci. Nie oszalał też do tego stopnia, by powiedzieć mu to w pysk, jednak dość oczywiste było zdziwienie, jakie się w nim zrodziło. Biały Kruk był tym kompletnie zdruzgotany, a Mech nie miał pojęcia dlaczego.
Dni mijały, następnie tygodnie, a życie naszej dwójki zdawało się powoli wracać na normalne dla nich tory. Omszony, przejęty kolejną anegdotą i Biały, który słuchaj go, wpatrzony w drogę, zerkając czasem na przyjaciela. Słońce oświetlało ich drogę, a ptaszki śpiewały jakby chcąc jeszcze bardziej nakreślić to jak błogi i idealny ten moment był. Idealny, by jej obrzydliwe pstrokate futro wyszło z jednego z krzaków.
Na widok Chmurnego Zmierzchu, Mech od razu się najerzył, zatrzymując razem z Białym.
— Co ty tutaj kurwa robisz?
— Przyszłam porozmawiać z Białym Krukiem — odparła niewzruszona.
Sapnął z chamskim uśmiechem i pokręcił głową. Nie miał siły na jej pierdolenie, a w głowie wisiało mu tylko to, by jak najszybciej stąd zniknęła. Zatruwała swoją obecność jego idealny moment.
— Weź spierdalaj. Biały chyba ci powiedział, co sądzi o twoim towarzystwie.
Suczka wywróciła oczami.
— Zamknij się i nie wtrącaj. To ważne i zajmę mu tylko chwilkę. Biały?
Nakrapiany pies stał z pustym wyrazem na pysku. Przez moment kompletnie się nie ruszał, jakby wbity w ziemię. Zerknął jednak w końcu na Mcha, z miną jakby coś go bardzo mocno bolało. Przełknął ślinę, westchnął i ze zmrużony oczami spojrzał na Chmurną.
— Dobrze — mruknął. — Ale tylko chwilę.
Niechętnie odsunął się od boku Omszonego i ruszył w stronę Wodnej. Jego ogon wisiał w dole.
Gdy tylko zaczęli się oddalać, Mech cicho parsknął, uważnie ich obserwując. Oczywiście, że nie miał zamiaru ich zostawiać samych. Ta suka była wariatką, kompletną wariatką, a Biały to był jego jedyny i najlepszy przyjaciel. Może i podsłuchiwanie prywatnej rozmowy gdzie jedna ze stron nie chce, byś tam był, nie wchodziło w tradycyjne rodzaje troski wobec drugiej osoby, jednak Mcha to nie obchodziło. Gdy tylko zniknęli mu z pola widzenia, ruszył się z miejsca i zaczął cicho skradać się za nimi. Zatrzymał się dopiero w jednym z krzaków, na tyle blisko by słyszeć ich rozmowę i na tyle daleko, by ani Chmurna, ani Biały go nie zauważyli.
— Więc…? — ponaglił ją Biały, naprawdę nie chcąc tą rozmową psuć sobie humoru. Z tyłu głowy ciągle wisiał mu czekający Mech.
— Jestem w ciąży — wypaliła Chmurna od razu, bez krzty skrupułów.
— Gratulacje? — odparł Biały, nie rozumiejąc, do czego jego już-nie-przyjaciółka dąży.
Mech także nie wiedział, o pizdę Chmurnej chodzi. Co ich obchodziło to, że ta z kimś się puściła i spodziewa się zgrai szczyli? Mimo wszystko obserwował wszystko z zaciekawieniem jak i rosnącą frustracją. Chciał, by po prostu skończyła ten cały baby shower i zabrała swoją dupę jak najdalej od nich.
W tym momencie Chmurna zmieniła nagle całkiem swoją postawę. Wcześniej, zachowywała się względnie normalnie, lecz teraz nagle jakby próbowała podkreślić swoją niewinność. Zatrzepotała delikatnie rzęsami, podsuwając się w stronę Białego, posyłając mu maślane oczy. Uśmiechnęła się delikatnie i westchnęła łagodnie. Była o krok od otarcia łba o szyje dalmatyńczyka.
— Dziękuję… To ty będziesz tatą — powiedziała, z tak niewinną miną, że dla Mcha aż zebrało się na wymioty.
Co kurwa? pomyślał Mech.
Po chwili ciszy, która wybiła Chmurną z jej pewności siebie, Biały wypluł z siebie coś podobnego.
— Co?
— No wiesz… ostatnim razem, po maku trochę nas poniosło i jakoś tak wyszło, że… — zaczęła się tłumaczyć, starając się ukryć to jak bardzo jest zestresowana tym, że reakcja Białego nie jest bardziej pozytywna.
Inaczej to zaplanowała.
— Nic z tego nie pamiętam — przerwał, nadal całkiem poważnie i bez emocji.
Chmurna zachichotała, chcąc nieco rozładować napięcie.
— W sumie mnie to nie dziwi, ale no wiesz, już wydarzyło, mleko się rozlało. Pomyślałam, że mógłbyś przenieść się do Flumine, to dobry moment, bo Klematis niedawno wrócił, mieliśmy dużo strat i na pewno przygarnie kogoś takiego jak ty — świergotała sobie radośnie, mając swoją własną, cudowną wizję na ich wspólne życie.
Biały z każdym słowem wyglądał coraz bardziej chłodno, jakby odruchowo lekko się od niej odsuwając o krok czy dwa.
Ognisty nie wierzył własnym uszom. Ta wariatka to zaplanowała. Był tego kurwa pewien, zaplanowała to wszystko, wkręciła Białego w ciąże tylko po to, by odsunął się od niego. Nie był na tyle głupi i ślepy, by nie połączyć tych prostych faktów. Złość, jaka w nim narastała, prawie sprawiła, że rzucił głośne "kurwa mać, chyba cię popierdoliło głupia szmato" wyskakując z krzaków. Powstrzymał go jednak chłodny ton Białego.
— Hej, zwolnij — powiedział, przerywając w końcu ten jej wesoły wywód — Nie ruszam się nigdzie z Ventusu — odparł poważnie i ostro.
Na pysku Chmurnej można było dostrzec narastający gniew.
— Przecież szczeniaki potrzebują rodziny — zaprotestowała od razu.
Biały nie ulegał jej manipulacjom, jedynie coraz bardziej odsuwał się od niej, mentalnie i fizycznie.
— Cóż, jak nie chcesz ich usunąć, to sama się będziesz musiała nimi zająć — odparł chłodno.
— Biały nie żartuj, to tak samo twoja wina jak moja i oboje powinniśmy się zachować odpowiedzialnie — spróbowała wjechać mu na sumienie.
— Odpowiedzialnie mówię, żebyś najadła się wrotyczu — powiedział, już powoli się irytując tym, jak bardzo ona naciska.
To był ostatni potrzebny cios, by wyprowadzić ją z równowagi. Wyszczerzyła zęby i zmarszczyła brwi, przyjmując postawę, jakby miała rzucić się do gardła Wietrznego.
— Naprawdę wybierasz tego ćpuna zamiast mnie? Zamiast godnego, spokojnego, rodzinnego życia, gdzie mógłbyś być szczęśliwy? — parsknęła ze złości.
Biały znów odsunął się od niej o krok, teraz patrząc już na nią uważnie, jakby miała się zaraz na niego rzucić. Jego postawa także się zmieniła, gotowy do obrony.
— Tak, na to wychodzi. Szczeniaki nie zmieniają nic w tym, że cały czas tylko próbujesz mnie zmienić na siłę — wyjaśnił twardo, ale później dodał trochę lżej, licząc, że dzięki temu nie wpadnie w kompletną furię, kiedy postawi sprawę przed nią jasno. — Nie zmienią też tego, że cię nie kocham. Byłaś — podkreślił czas przeszły — zawsze dla mnie jedynie przyjaciółką. Dlatego mi na tobie zależało, ale teraz chyba nawet tego już między nami nie ma.
Chmurna wyglądała już na kompletną wariatkę. Furia zmierzała się z łzami spływającymi po jej policzkach, a ciało Wodnej przeszły narastające coraz bardziej dreszcze.
— Ty… ty dupku! Żeby cię wyciągnąć z tego gówna, znowu żarłam z tobą ten syf, a ty tak mi się odwdzięczasz? — powiedziała na głos cały swój plan.
Białego od tego aż zmroziło, bo on — w przeciwieństwie do Mcha — naprawdę, by jej nie posądził, że ona to zaplanowała.
Omszony chyba po raz pierwszy nienawidził tego, że ma racje.
— Czekaj… zrobiłaś to celowo? — zapytał z niedowierzaniem.
— Oczywiście, że tak! — pisnęła. — Myślałam, że wtedy w końcu przejrzysz na oczy, że ten cholerny manipulant, skończony kretyn nie jest dla ciebie dobrym towarzystwem!
Biały miał już tego wszystkiego dość i jego zachowanie to odzwierciedlało.
— On przynajmniej stara się przy mnie być, a nie jedyne, co robi, to na ciebie klnie.
Postawa suki się nagle znów kompletnie zmieniła. Chyba w końcu była w fazie zaakceptowania tego, że nic nie ugra, zostanie ze szczeniakami sama, a Biały i Mech są siebie warci. To ostatnie najbardziej w nią uderzyło. Zrozumiała, że walczy w przegranej bitwie.
— Pewnie, że nie — parsknęła — bo woli się z tobą obściskiwać, kiedy jesteście napierdoleni. Już rozumiem! Tobie po prostu się to kurwa podoba. Dałam się wciągnąć w wasze cholerne rozterki, bo nie umiesz się przyznać, że wolisz kurwa psy. A może już dawno sobie liżecie dupy, tylko nic mi o tym nie mówiłeś, co? Brzydzę się wami!
Kiedy tylko to wykrzyczała, odwróciła się od Białego i zaczęła biec przed siebie. Jej wzrok był zaślepiony łzami, a wbity w ziemię i zamurowany od wyznania suczki Biały, nie mógł się nawet ruszyć. Chmurna nie patrzyła, gdzie biegnie, chciała po prostu oddalić się od tych... Tych oblechów. Straciła na nich tak wiele czasu, którego jak zaraz wszyscy mieli się przekonać, nie zostało jej wiele. Jej łapy zaniosły Wodną w końcu na drogę grzmotu, gdzie pędzący potwór centralnie w nią uderzył. Nikt nie przeżyłby takiego uderzenia. Ciało suki odleciało na kilka metrów, gdy potwór się nawet nie zatrzymał.
Biały nawet się nie ruszył.
Dopiero wtedy Mech był na tyle rozemocjonowany, że wystrzelił z krzaków, znajdując się w sekundę przy Kruku. Przez dobrą chwilę nic nie mówił, jedynie patrzył się tępo w truchło Wodnej.
— Przynajmniej nie musisz jej wciskać wrotyczu, co? — mimowolnie się zaśmiał.
Odpowiedziała mu tylko cisza.
Spojrzał w końcu na Białego Kruka, dostrzegając jak ledwo swoi na własnych łapach. Cały się trząsł.
— Biały? — zapytał już o wiele łagodniej, ze zmartwieniem w głosie. — Hej, Biały... — przysunął się do niego.
Ostrożnie dotknął go nosem w szyję. Spowodowało to jedynie strumień łez z oczu dalmatyńczyka.
Mech chyba nigdy nie czuł się bardziej bezsilny niż teraz.

<Biały?>
[1637 słów: Omszona Krtań otrzymuje 16PD + Chmurny Zmierzch umiera]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz