Nie bałem się śmierci, miałem z nią do czynienia przez całe życie, a szczególnie w momencie, gdy rodzice mnie porzucili. Zdany na siebie przemierzałem tereny w poszukiwaniu schronienia i przede wszystkim pożywienia. Śmierć mi cały czas towarzyszyła, każdy dzień mógł być moim ostatnim, a jednak jestem tu i teraz. Nigdy nie sądziłem, że doczekam końca swych dni w starym wieku, z siwym pyskiem i trzeszczącymi kośćmi. Szczerze wolałbym odejść w szczerej walce, niż tak zwyczajnie czekając na ten ostatni oddech, to takie głupie mi się wydawało… Zginąć podczas walki wydawało mi się godne i sprawiedliwe, w końcu walczyło się po coś, prawda?
— Upolujemy ci śniadanie — zaproponował Jasna Gwiazda
Śniadanie, tak to dobry pomysł, pomyślałem. Najpierw mnie wleczesz pod stromą górę jak taki kat, a teraz taki pomocny jesteś tak? To miało być śmieszne, kąciki ust mi się lekko uniosły. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że nie jestem dawnym sobą, jakim cudem cała agresja ze mnie wyszła? Spojrzałem na mojego towarzysza wypatrującego zwierzyny, ja ci się nigdy nie odwdzięczę, przeleciało mi przez myśl.
Jasny mrużył oczy i co chwila unosił nos w górę, złapał trop? Być może. Zmierzyłem wzrokiem całą polanę, coś jakby delikatna mgła się unosiła nad trawą po prawej stronie, bardzo dziwne mi się to wydało.
— Co to za mgła? — spytałem, przecież nie jest wilgotno ani wcześniej nie padało
— Jaka mgła? — Jasny przekrzywił głowę i spojrzał jeszcze raz na polanę — nie ma tutaj żadnej mgły.
— Po tej stronie — wskazałem łapą, ale za każdym razem gdy okręciłem głowę, mgła się przemieszczała w tym samym czasie — teraz jest tu — zamrugałem kilka razy, wciąż to samo — nie widzisz? — w chwili, kiedy spojrzałem na mojego towarzysza, to jego prawa połowa była zamazana.
— Połóż się, chciałbym coś zobaczyć — ściszył głos, miał zatroskany wyraz pyska.
Wykonałem jego prośbę, nawet trawa pod nami była dziwnie zamazana po prawej stronie, co jest? Drzewo przed moim nosem wyglądało okropnie, ale jak przekręciłem łeb, to już było z nim wszystko w porządku. Świat się zmienia?
Jasna Gwiazda wpatrywał mi się najpierw w jedno oko, potem w drugie, kręcił nosem co chwilę i wyglądał na coraz bardziej zmartwionego.
— Znalazłeś coś? — spytałem
Spuścił uszy, dla pewności zrobił jeszcze jedną rundę z lewej strony na prawą i z powrotem. Westchnął i usiadł przed moim nosem.
— Zamknij lewe oko — powiedział — powiedz potem, co widzisz.
Zrobiłem, co chciał. Teraz świat był totalnie we mgle, terenów w oddali w ogóle nie mogłem dostrzec, a umysł mi podpowiadał, że jest tam miasto i przed chwilą widzieliśmy, jak budzi się do życia. Trawa pod moim pyskiem owszem była zielona, ale nic poza tym, gdyby nie kolor to nie wiedziałbym, na czym aktualnie leżę.
— Nic nie widzę… — mruknąłem, zdruzgotał mnie ten fakt
— Wydaje mi się, że ślepniesz na jedno oko — położył swoją łapę na mojej — wiesz, że możesz na mnie liczyć, w każdej chwili?
— Wiem — położyłem głowę na jego łapie.
Dalej byłem przy tym, że nie chce od nikogo niczyjej pomocy, tak jakoś wole sam sobie z czymś poradzić niż żeby ktoś się wtrącał i odbierał mi całą robotę albo przyjemność. Też nie chciałbym, żeby ktoś ucierpiał czy coś w tym stylu.
— Znajdę ci coś na śniadanie, pewnie żołądek ci zaraz pęknie z głodu — uśmiechnął się Jasny — tutaj jest fajne miejsce, więc odpocznij sobie kochaniutki — zamerdał ogonem i zniknął w wyższej trawie, tylko włochate uszy lekko wystawały ponad nią.
Kochaniutki, uwielbiałem to słowo, za każdym razem powodowało u mnie przypływ energii i robiło mi się ciepło wewnątrz. Nie docierało do mnie dalej, że jestem akceptowany przed kogoś. Tyle dobroci i cierpliwości mi poświęcił, dzięki niemu mogę być tu, i teraz zmieniony na lepsze. Chciałbym zrobić coś fajnego, aby Jasny zobaczył, że jeszcze miewam się dobrze i chciałbym mu się odwdzięczyć za jego wiarę we mnie. A może… nastawiłem uszy, wpadłem na całkiem ciekawy pomysł, który spodoba się nam obydwóm i jeszcze czwórce pozostałym. O tak, chce to poczuć i muszę to poczuć.
— Zobacz, co mam.
Wróciłem z rozmyślań na ziemie i skupiłem uwagę na dwóch sporych ptakach, chyba przepiórki. Ślina mi automatycznie zaczęła cieknąć między zębami i językiem. Myślałem również o tym, jakie to dziwne gdy ktoś musi coś robić dla ciebie tak jak teraz. Umiałem sam upolować cokolwiek, pomyślałem. Z tyłu głowy miałem świadomość, że Jasny to wszystko robi z troski i jestem już stary. Kto wie, ile mi jeszcze zostało, byle jak najdłużej chodzić, a potem tylko nudne oczekiwanie.
— Dobrze ci poszło — stwierdziłem.
— Wiem, że zrobiłbyś to lepiej, ale dziś moja kolej — uśmiechnął się łobuzersko i przykleił się do mojego barku — nie miały ze mną szans, oooo, nie — pochwalił się na dodatek.
— Na pewno — parsknąłem cicho i lekko uniosłem kąciki ust, chyba to można uznać za uśmiech.
Każdy wziął swojego ptaka i pierwsze co wydłubaliśmy większość piór, ehh te pióra tak utrudniały jedzenie, a brzuch już się domagał. Po jakimś czasie nareszcie dotarliśmy do najlepszej części i napełniliśmy brzuchy aż nadto. Kiedyś uwielbiałem gryźć kości, bo kojarzyły mi się z rozgniataniem kości przeciwników i pozbawianiu ich jednej kończyny lub zwyczajnie rozłupywanie karku. Teraz nawet żadna z takich myśli nie przypominała o sobie, po prostu je jadłem jakby nigdy nic, smaczne są i tyle.
Posiłek zjedzony, czas na mały relaks. Mieliśmy idealne miejsce w cieniu, słońce nie dawało żadnej litości i atakowało gorącymi promieniami. Jedynie można myśleć o chłodzie i piciu wody. Zdecydowanie wolałem zimę, śnieg, lód i możliwość robienia dużych kul śnieżnych.
— Pamiętasz, jak pierwszy raz się spotkaliśmy? — spytał Jasna Gwiazda.
— Mówisz o patrolu? Tak, pamiętam.
— Nie znaliśmy się, jedynie to mruczałeś na mnie jak taki kot — zaśmiał się cicho.
— Kot? — uniosłem brew.
— Tak, duży kot — położył się płasko i złapał mnie za łapę swoimi mniejszymi łapami — a najważniejsze, że nikt cię nie mógł dotknąć.
— To prawda — potwierdziłem, domyślałem się, do czego zmierza.
— A teraz patrz, trzymam cię za łapę, wtulam ci się do szyi i miło spędzamy czas — zanurzył nos w mojej sierści — jakie to cudowne uczucie mieć kogoś takiego przy sobie — przymknął oczy.
Machnąłem kilka razy ogonem, też się cieszę, że cię mam u boku. Nie wyobrażam sobie teraz żyć jako samotnik i samotnie odejść. Jaki to ja głupi byłem i wszystkich od siebie odtrącałem, tylu chciało się zaprzyjaźnić, zwyczajnie zaprzyjaźnić. Uciekali w popłochu po zobaczeniu zdziczałego psa, który zaraz się na nich rzuci i połamie wszystkie kości, jak dobrze, że to już przeszłość. Zwinąłem się w kłębek, zrobiłem to powoli, bo Jasny postanowił zasnąć w najlepsze i nie chciałem go obudzić. Tak fajnie się ułożyliśmy, że stykaliśmy się głowami, z przyjemnością zagłębiłem się we śnie.
*Jakiś czas później*
Jasną Gwiazdę wołały obowiązki, więc posłał mi uśmiech na pyszczku i obiecał, że niedługo wróci. Nie protestowałem, a nawet dobrze, że na chwilę zostawi mnie samego. Teraz mogę zrealizować swój mały plan. Podniosłem się ociężale, niektóre kości strzeliły złośliwie, inne siedziały cicho, tak, jak powinny. Pierwsze co to muszę znaleźć „nasze’’ dzieciaki, no w sumie to już były dorosłe, ale dla mnie na zawsze pozostaną futrzastymi kulkami lubiącymi bójki. Aż mi się przypomniało jak szaleli w niewielkiej norce przy korzeniu, a Iskierka podarowała mi zgniecioną puszkę jako prezent. Polubiłem ją niemal od razu.
Zniżyłem nos do ziemi, może któregoś wywącham od razu? Zaciągnąłem się porządnie i coś złapałem. Zapach delikatnie słodszy, obstawiałem Powojka albo Iskierkę. Podążyłem za zapachem, ciągnął się na początek lasu, wciąż mnie ciekawiło, kto to mógł być. Nie musiałem długo czekać — szary łepek uniósł się ku górze i przywitał mnie z uśmiechem.
— Co robisz? — spytałem.
— Tu jest norka z myszą, poluje na nią — odpowiedział z determinacją — chce ją złapać, ale pewnie mi się nie uda — mruknął pod nosem
— Nauczysz się cierpliwości — zapewniłem — szukam twojego rodzeństwa, pójdziesz ze mną?
— Pójdę, bo i tak jej nie złapie — pacnął łapą norkę i ją zostawił.
Potoczka znaleźliśmy błyskawicznie, bo gdzie on to i hałas z latającymi rzeczami za sobą. Zauważyłem, że gonił zająca, pewnie ćwiczył intensywnie, żeby być najlepszym wojownikiem. Po chwili zarył pyskiem w ziemi i wyciągnął swoją zdobycz z wysokiej trawy, uniósł ją dumnie jak zwycięzca. Po chwili nas zauważył i prawie tanecznym krokiem podszedł.
— Cześć wam — zamerdał energicznie ogonem — patrzcie co mam — pokazał nam przed nosy swoją zdobycz — widzieliście, jak polowałem? Sam to zrobiłem, zupełnie sam!
— Też bym chciał — mruknął Powojek.
— Szukamy jeszcze pozostałej dwójki, pomożesz szukać ich? — spytałem.
— Pajączka widziałem gdzieś niedaleko przy ruinach, idę z wami — zgodził się i zakopał zdobycz na później.
Znów musimy przejść przez las, przedzieranie się przez zarośla jest fajne. Potoczek cały czas tryskał energią, latał wokół nas, opowiadał jak ćwiczył na treningach, jakie zwierzęta upolował i jakie chce jeszcze upolować. Czasem prowokował Powojka do małej bójki ale ten na razie nie był chętny na zabawę. Dużo też ode mnie chciał się dowiedzieć o sposobach dobijania ofiary i rozróżnieniu słabego od silnego osobnika. Z chęcią mu trochę doradziłem.
Dotarliśmy do ruin i zaczęliśmy szukać Pajączka, musiał gdzieś tu być, bo czułem jego zapach. Rozdzieliliśmy się, pełno betonowych półek leżało na ziemi. Stary budynek, który kiedyś był jeszcze w miarę podobny do siebie, teraz nikt nie jest w stanie zgadnąć czym jest. Zaraz obok niego zauważyłem brązowe futro, młody pies leżał wygodnie na złamaniu jednej półki i wygrzewał się w słońcu. Potoczek natychmiast do niego podbiegł i pacał łapami.
— Znalazłem cię! Wstawaj śpiochu — zawołał — czemu śpisz w dzień?
— Co…? — ziewnął, otwierając szeroko pyszczek — przestań mnie uderzać.
Obydwoje zaczęli wymachiwać łapami i Pajączek po chwili skoczył na brata żeby mu oddać. Chwilę się powygłupiali i skończyli „bójkę’’.
— Oni nigdy nie przestaną się bić ze sobą — stwierdził Powój.
— Tacy już są — powiedziałem.
— Pójdziesz z nami szukać Iskierki? — zapytał Potoczek.
— Po co? Nie wiem gdzie jest, czemu wszyscy tu jesteście? — spojrzał na mnie — wujek?
— Niespodzianka, nic więcej nie powiem — lekko się uśmiechnąłem sam z siebie.
Pajączek dołączył do nas i we czwórkę szukaliśmy Iskierki, potem skierujemy się na miejsce gdzie spaliśmy smacznie z Jasną Gwiazdą.
Ruda suczka znajdowała się niedaleko jeziora, które zawsze zamarzało i mogliśmy po nim chodzić. Smutne jedynie to, że ryby pływały nam pod łapami, a my nie mogliśmy się do nich dobrać przez grubą warstwę lodu.
— Iskierko — zawołał Potoczek, a Pajączek ruszył za nim.
— Cicho, płoszycie mi ryby wy ptasie móżdżki — skarciła ich.
— Ryby? Nie lepsza sarna albo ptak? — spytał Pajączek.
Siostra prychnęła ze złości.
— Wszystkie mi uciekły, przez was — zrobiła gderliwy wyraz pyszczka.
Wyglądało to zabawnie, ale po chwili je przeszło, gdy bracia zachęcili ją do zabaw. Powojek wciąż nie był chętny na nic, ale byłem pewien, że odmieni mu się za jakiś czas. Skierowaliśmy się do mojego celu. Całą drogę słuchaliśmy przechwałek Potokowej Łapy albo odgłosy bójki miedzy trójką rodzeństwa.
— Dokąd idziemy? — spytał Pajączek.
— Zobaczycie — powiedziałem krótko.
Znów zagłębiliśmy się w las, o tak przedzieranie się przez zarośla to jest to, co lubię najbardziej. Jasna Gwiazda powinien się zjawić za chwilę. Może do nas dołączy? Albo będzie obserwował? Dotarliśmy na miejsce i stanąłem przed polaną z wysoką trawą, niedużym wzniesieniem na lewej stronie oraz małym rowkiem ciągnącym się przez środek. Właśnie poczułem przypływ energii i miałem ochotę wytarzać się porządnie.
Położyłem się na boku, odepchnąłem łapami i zacząłem sunąć w dół prosto do wgłębienia na środku. Miękka trawa muskała mnie po pysku, ale to było przyjemne uczucie! Na dole obróciłem się na plecy i wyginałem się na boki, zapomniałem o starych strzelających kościach czy nawet o wieku, byłem teraz w jak najlepszym nastroju do zabaw. Czwórka rodzeństwa nie wierzyła w moje zachowanie, ale Potoczek po chwili zrobił identycznie to samo, potem Pajączek, Iskierka, a Powojek zwyczajnie zbiegł na dół i rozpędzony wpadł na nas.
— Wujku, od kiedy ty lubisz zabawy? — spytał Pajączek.
— Powiedzmy, że od niedawna.
Wytarzaliśmy się wszyscy w miękkiej trawie, Potoczek otrzepał się z resztek i zaczął biegać jak szalony. Dołączyłem do niego, ale trochę wolniej, zaczęliśmy od podgryzania się i zaczepiania. Potem standardowo przerodziło się to w niewielką bójkę. Jeden drugiemu niby podgryzał uszy, ciągnął za futro na szyi albo ganialiśmy się w kółku. Dołączyli się do nas pozostali i wspólnie zrobiliśmy zapasy.
— Spróbuj mnie pokonać — rzucił Pajączek do Iskierki.
Suczka skoczyła na niego i zaczęli się rozpychać. Powojek powoli ganiał Potoczka, bez przekonania, ale próbował. Popchnąłem go trochę pyskiem żeby zachęcić i we dwóch ganialiśmy psa. Po chwili znów zrobiliśmy zapasy, kto kogo pokona.
— Ja wygraaaamm ! — zawołał Potoczek.
— To ja wygram! — krzyknęła suczka i skoczyła na brata powalając go na ziemię.
Zadyszałem się, muszę chwilę złapać powietrze. Jaki to cudowny obraz bawiących się młodziaków wspólnie, a jeszcze lepiej jak jest się pośród nich. Teraz rozumiem co mnie ominęło w życiu, całe dzieciństwo stracone, całe życie tylko walka o przetrwanie. Tyle dobrego mnie ominęło, a dopiero teraz to zasmakowałem.
— Wujku chodź ze mną powalcz — powiedział Potoczek i przyjął pozycję.
— Skoro chcesz.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie i pies pierwszy wystartował, zrobiłem szybki unik i odwróciłem się w jego stronę. Najważniejsze to mieć przeciwnika na oku. Podniósł się i ponownie skoczył. Ponownie wykonałem unik, a następnie przygniotłem go lekko łapą.
— Zbyt dziki jesteś — powiedziałem — spróbuj powoli.
Pajączek pojawił się znikąd i skoczył na mnie, z racji że stałem stabilnie, to jedynie mógł mi się wdrapać na plecy. Uśmiechnąłem się szczerze, ale teraz było to widać jasno i wyraźnie.
— Wszyscy na wujka! — zawołała Iskierka i próbowała mnie obalić przednimi łapami.
Potoczek od razu się dołączył, Powój również, jeszcze chwile postałem pod ich ciężarem, ale się poddałem. Niech poczują smak zwycięstwa, pomyślałem. Zmęczeni od słońca poszliśmy pod drzewo, które dawało dużo cienia. Idealnie, pomyślałem.
— To był boski dzień — stwierdził Pajączek i przytulił się do mnie.
— Czy masz jeszcze mój prezent dla ciebie? — spytała Iskierka wbijając we mnie maślane oczy.
— Mówisz o puszce i ognistym krzewie? Mam je obydwa — zapewniłem.
Suczka zamachała energicznie ogonem i opadła głowę o moją łapę. Potoczek wcisnął się przed Pajączka i czułem jego ciężki łeb na karku. Wielkolud z niego, pomyślałem. Powojek zwinął się w kłębek i przycisnął się z drugiej strony do mnie. Czyli pełen relaks.
Po chwili zjawił się Jasna Gwiazda, uniosłem lekko głowę na jego widok, bardzo się ucieszyłem
— Widziałem wszystko i jestem z ciebie dumny Płomyk — czuć było od niego pozytywną energie i zadowolenie, stuknęliśmy się nosami i położył się obok.
— Dziękuje ci, że mnie zmieniłeś — powiedziałem szczerze.
<Koniec wątku Jasna Gwiazda x Płomienny Krzew>
[2318 słów: Płomienny Krzew otrzymuje 23PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz