23 lipca 2022

Od Lawendowej Łapy (Morskiej Łapy) — Ab hodierno

Lawendowa Łapa.
Ten jeden uczeń, który nadal nie umie wyrecytować Kodeksu Wojownika.
Czuł się tak niedoceniany i niezrozumiany.
Chociaż posiadał lidera klanu jako swojego mentora, to nie zasługiwał na to. Prawie nie posunął się do przodu w swoim treningu w ciągu ostatnich siedmiu księżyców. Jedyne, czego chciał, to odkrywać i doświadczać nowych wrażeń, zaś stanął w miejscu, nie mogąc ruszyć do przodu. Nie chciał się uczyć. Chciał czerpać radość z życia.
Czuł presję ze wszystkich stron. Czuł, że jest obserwowany i oceniany na każdym kroku. Wiedział, że nie może tego znieść, nigdy nie będzie mógł i że musi odejść. I chociaż na myśl ucieczki na chwilę czuł się wolny i szczęśliwy, to z poczuciem winy odkładał to ze wschodu słońca na jego zachód, z jednego polowania na drugie, aż w końcu podczas pełni księżyca powiedział sobie: Zrobię to w następną.
Ale jego serce wciąż wyrywało się od tych zasad, ograniczeń, ocen i ciągłej nauki. Od jego wyrozumiałego mentora i rodziców, którzy chcieli dla niego tylko tego, co dobre. Ale czy tak było? Dla Drewnianego Pazura był niewystarczający, a Solna Ścieżka nie wydawała się go kochać. Wtedy, na ukończenie pierwszego roku życia, dała mu lawendę.  Powiedziała: ten kwiat przypomina mi o tobie. Ale jakie wspomnienia ze sobą niesie? Czy kiedy na niego patrzy, widzi Lawendka, jej słodkie i kochane dziecko, za którym wskoczy w ogień? Czy tego Lawendka, który nie docenia ciepła klanu, grona rodzinnego i tylko wyczekuje okazji, aby się wymknąć? Lawendowa Łapa nie czuł się dobrze i wydawało mu się, że popada w paranoję. Ale nie chciał przynosić więcej kłopotów i mówić tego na głos. Już i tak jego słowa w wystarczający sposób odbiły się na postrzeganiu go przez społeczeństwo.
Wieczorami, kiedy niebo było jasne i świeciły na nim gwiazdy, zamykał oczy i wyobrażał sobie, jak patrzy na tę kopułę z jakieś odległej krainy, miejsca, w którym on sam jest swoim królem i jest zupełnie wystarczający. Wszyscy podróżnicy przechodzący przez tamto miejsce go szanują, kochają, wierzą w niego i nie wątpią, że poradzi sobie w życiu, a potem odchodzą. I odwiedzają go od czasu do czasu. Rozumieją go i stanowią jego rodzinę.
Tego wieczora, zamiast zobaczyć tę scenę przed oczami, widział jedynie ciemność. Już nie potrafił tego ujrzeć. Sam przestał wierzyć, że jest w stanie uciec i poczuć wiatr w sierści.
Ciągle mówił, że jest w porządku. Ciągle się uśmiechał, chociaż wolał płakać, wiedząc, że jest nieudacznikiem. Ciągle zadawał sobie pytanie, dlaczego, na Gwiezdnych, nie może być normalny i normalnie szanować siebie jako część klanu. Tyle że nie potrafił widzieć siebie jako cząstkę całości. Był egoistą i dla niego istniał tylko on.
Ta świadomość swoich wad tylko utwierdzała go w przekonaniu, że lepiej by było, gdyby się nie urodził.
Następnego dnia, kiedy jego ojciec obserwował jego trening, Lawendowa Łapa pod uśmiechem rodziciela i słowami „Następnym razem pójdzie ci lepiej” spostrzegł zawiedzenie i zmęczenie. Nic dziwnego. Powtarzał to zdanie naprawdę wiele razy, i to nie tylko do Lawendka, a również do jego rodzeństwa. Nikomu jakoś to bycie wojownikiem nie szło, a Drewniany być może zwalał to na swoje geny i czuł wyrzuty sumienia. A może to on był złym ojcem?
Nie. To oni byli złymi dziećmi. A Lawendek najgorszy z wszystkich.
„Z pewnością następnym razem pójdzie mi lepiej”, odpowiedział mu, a cały dzień i dzień następny spędził na nieudolnych próbach upolowania myszy.
Czy gdyby uciekł, zdołałby sam napełnić swój żołądek?
Wątpliwe.
Lawendek zamykał się w sobie coraz bardziej. Coraz częściej siedział albo leżał, żeby nie pokazywać innym swojego dziwacznego chodu. Częściej mamrotał, niż gadał podobnie pięknie jak dawniej. Lawendowa Łapa czuł, że jest już dorosły i dojrzały, i że powinien przyzwyczaić się do życia w klanie.
I prawie mu się to udało.
Ale wtedy, podczas polowania, zawędrował nad kałużę. Momentalnie zaczął się jej bać. Kałuży. Wody w kałuży. Przemógł strach i napił się z niej, ale niepokój pozostał. Tak, to było żałosne i słabe.
Nie mam siły: przyznał sam przed sobą. Jestem nieudacznikiem i taki pozostanę.
— Jasna Gwiazdo, jak się do czegoś zmusić? — zapytał się swojego mentora, próbując znaleźć u niego pomoc.
— Zmuszać? Jeżeli chcesz się do czegoś zmuszać, to najpierw zastanów się, czy to ktoś chce, abyś to zrobił, czy ty, i czy naprawdę tego chcesz — powiedział, myśląc, że Lawendek znowu pokłócił się z kimś z rodzeństwa, i teraz musi odbyć jakąś głupią i dziecinną karę zadaną przez któreś z nich.
— Dziękuję — odparł uczeń, a jego mentor nawet nie zdawał sobie sprawy, jak ważną decyzję dla psa podjął.
Wiedział, że nie przetrwa samodzielnie. Wiedział też, co zrobić. Najpierw uda się do Kultu, i zobaczy, czy prawda o niezależności wśród tamtejszych psów jest prawdą. Na własne oczy się przekona, czy Gwiezdni faktycznie wybrali tamte psy. Jeżeli poczuje, że tam jest jego dom — zostanie. Jeżeli coś mu się nie spodoba, to ukończy tam swój trening i uda się w podróż.
Druga opcja była bardziej bliska jego sercu, ale pierwsza wydawała mu się zgodniejsza z wiarą w Przodków. Nie zostawi ich, a jedynie zmieni swoje miejsce zamieszkania. Zresztą, czuł, że Tenebris nie jest jego domem, a tajemniczy Kult mógł nim być. Być może to pomyłka, że się tu w ogóle znalazł.
Zakradł się do ogrodów dwunożnych, aby wykraść ludziom lawendę. Potem zostawił po kwiatku na posłaniach bliskich mu psów. Ten, na kocu jego matki pachniał smutkiem, obok jego ojca emanował poczuciem zdradzenia i zwątpienia, na posłaniu jego siostry Morza wydawał się uśmiechać, a w legowiskach pozostałej dwójki rodzeństwa roślina pozostała obojętna, jakby była tam tylko z grzeczności.
Lawenda znajdująca się u Jasnego Serca była najpiękniejsza i pachniała najlepiej. Znajdowała się tam mieszanina wszystkich emocji mieszkających w Lawendku, mówiąca „Dziękuję”. Być może powtarzała po prostu słowa ucznia.
— Witaj jako pełnoprawny członek Kultu, Morska Łapo! — usłyszał, tuż po napiciu się wody. Ta woda była inna i go nie przerażała, w przeciwieństwie do tempa, jakie sprawy obrały. To przerażenie było jednak inne i nie było strachem przed zobowiązaniami. To przerażenie pokazywało mu, że Lawendek już sam sobą rządzi. Że nareszcie jest niezależny i może robić, co mu się żywnie podoba. Już nie mógł się doczekać, kiedy obierze imię Morskie Serce i na nowo rozpocznie swoją historię. 
Morskie — jak jego siostra, dzięki której chociaż odrobinę poznał dom.
Serce — jako jego kompas. I jako pamiątka Jasnej Gwiazdy, wobec którego już zawsze czuł będzie tylko wdzięczność.

[1022 słów: Lawendowa Łapa otrzymuje 10 PD, przechodzi do Kultu i otrzymuje imię Morska Łapa]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz