- Były kiedyś cztery klany, wiesz? - zaczął melancholijnie, jakby z trudem przypominając sobie każdy szczegół - Ja należałem do Ventus. Do mojego, kochanego Ventus... Byłem wojownikiem i walczyłem. Broniłem, ale nie dałem rady...
Czuł potrzebę szczerej rozmowy z kimś, komu ufał. Komu, komuś mógł powiedzieć coś więcej niż przypadkowe psu z Bezgwiezdnych. Oni wszyscy jeszcze się nie zżyli; nie były to złe psy ale o idealne dobro też nie zahaczały. Westchnął, gdy suka spuściła wzrok. Ona też nie miała łatwego życia tutaj, pod wstrętnymi łapskami Dwunogich. Altere brzydził się tymi istotami i pragnął upadku ich wielkiego klanu, jednak na to nie można było liczyć.
- Są jeszcze Tenebris, Industria i Flumine - powiedział ciszej i przymknął oczy - Nie wiem co się z nimi stało, ale mam nadzieję, że ci ich Gwiezdni im pomogą, o ile jeśli w ogóle istnieją.
Przez chwilę Rysa jakby ożyła, dotknięta czymś niezauważalnym. W jej ślepiach na chwilę zawitał błysk, który okazała, patrząc mu prosto w pysk.
- Nie wierzysz... w tych swoich Gwiezdnych?
- Jakich moich - żachnął się cicho o skupił wzrok na swoich łapach - Gdyby istnieli, pomogliby nam. Uratowali i nie pozwolili, by tyle wspaniałych psów straciło swe życie...
Suczka słabo kiwnęła łbem a Alter siedział na tyle blisko, że czuł, jak jej ciało zadrżało.
- Coś nie tak? - zapytał, delikatnie zbliżając się do samicy.
- Ja... ja wierzę w Gwiezdnych - powiedziała, obracając pysk w jego stronę - Wiem od nich... od innych psów z ulicy. Tak, od innych... włóczęgów. I wydaje mi się, że też powinieneś zmienić swoje nastawienie do nich.
- Zobaczymy - powiedział wręcz automatycznie, wodząc oczyma za wschodzącym na łunę księżycem - Dzięki, że mnie wysłuchałaś. Myślę, że potrzebowałem czegoś w stylu szczerej rozmowy...
- Każdy czasami ma gorsze chwile - powiedziała i zamyśliła się.
Altere dokładnie przyjrzał się jej samej, dostrzegając jej ślepia w kształcie migdałów. Zapatrzone w nieokreślony punkt nie sprawiały wrażenia szczęśliwych, co Altere postanowił zmienić.
- Nie chcę cię pytać o takie rzeczy, ale czy lubisz swój aktualny dom? - zbliżył się i odwzajemnił wcześniejszy gest trącenia nosem o kufę - Tylko szczerze.
Wcale nie chciał jej zaproponować, by porzuciła swoje miejsce zamieszkania i ruszyła z nim do jego sfory. Ale... byłoby jej tam o wiele lepiej, a co najważniejsze, spotkaliby się jeszcze raz. Przez chwilę trwali w przyjemnej ciszy, którą przerwała Rysa, wstając.
- Myślę, że... - urwała krótko i szybko, po tym, jak rozległo się dzikie ujadanie jakiegoś psa.
Niemal jednocześnie odwrócili się w stronę zagrożenia, stając na równe łapy. Altere mimowolnie stanął przed Rysą, chcąc ją oddzielić od potencjalnego niebezpieczeństwa. Gdy tylko je dostrzegł, zlękł się, ale na zewnątrz najeżyła mu się sierść na karku. Nie chciał ukazać swego strachu przed pędzącym do nich psem, który ewidentnie miał wrogie zamiary. Był ogromny, lecz nie przewyższał wzrostem Altere.
- Szybko! - zakrzyknął w stronę miedzianej i sam nie zerwał się do biegu, do momentu kiedy łapy Rysy nie odbiły się od ziemi.
Ruszyli agresywnym tempem, jednak owczarek słyszał wściekłe słowa rzucane w ich stronę.
- On... nas... dogania... - wysapała i zaczęła wyżej podnosić łapy, próbując nadrobić stracone metry.
Altere jednak wiedział, że na dłuższą metę nie ma szans wyprzedzić suki, co strasznie cieszyło psa. Niech ucieknie i się gdzieś skryje. Sam dałby sobie radę z napastnikiem, jednak obawiał się, że to nie on może być jego głównym celem. Zwierzę było bowiem przeklęcie szybkie i łatwo pokonywało dzielący ich dystans. Przed ich oczyma stanęła ciemna droga zbudowana przez Dwunogich a na niej majaczyły się metalowe zwierzęta Dwunogich. Ich prędkość była niemożliwa dla psów, mimo to starali się ten fakt pominąć.
- Musimy przebiec przez drogę - słowa te wypowiedział z trudem.
- To szybciej! - Rysa zakrzyknęła i skierowała swe kroki właśnie w tamtą stronę.
Gdy znaleźli się pod czarną szosą, miedzianowłosa wręcz naturalnie przebiegła przez jej chropowatą powierzchnię bez żadnego lęku. Altere uczyniłby to samo, gdyby nie fakt, iż poczuł piekący ból w okolicach grzbietu. Dziki pies rzucił się na niego i odciągnął go od brzegu na środek drogi.
- Altere! - usłyszał krzyk rudej, jednak nie skupił się na mim - Uważaj! Alter!
Samiec wyrwał się z uścisku szczęk, mimo to, chciał się odegrać na przeciwniku. Skoczył w bok i chcąc zaatakować, zarzucił łbem w stronę jego gardła, które krótkie i przysadziste stanowiło dość trudny cel. Już prawie zahaczył o nie zębami, jednak przeciwnik nagle się cofnął rezygnując z ataku na niebieskookiego psa.
W pewnym momencie usłyszał jedynie głośny, ciągnący się pisk i odwrócił łeb w tę stronę. Zmrużył oczy od nagłego światła palącego jego ślepia i odruchowo odskoczył, choć miał świadomość, że już nie zdąży. Poczuł się, jakby uderzyło go coś tak wielkiego z ogromną siłą, z którą nie miał żadnych szans. Odrzuciło go w bok a on wydał z siebie jedynie głuche stęknięcie, kiedy uderzył o ziemię. Od razu starał się złapać równowagę, jednak jego próby zeszły na marne a łeb bezwiednie upadł na ziemię. Przez chwilę nie słyszał nic, dopiero po chwili pojawił się przed nim zamroczony obraz. Bodźce docierały do niego z opóźnieniem i dziwnym odczuciem, powodującym otępienie zmysłów. Czuł, jak wokół niego rozległy się krzyki różnych psów a on sam jakby niemy, nie mógł się odezwać. Nie umiał.
- Kto śmiał zaatakować Rysę, członka Flumine? - ktoś zakrzyknął głośno i agresywnie, ale tego już dosłyszał, gdyż w uszach zagrzmiał mu jedynie szum będący niezrozumiałym odzwierciedleniem tych słów. Starał się wstać, jednak nie miał na to siły. W końcu położył łeb na wilgotnej trawie i przymknął podkrążone oczy. Przed oczami zamajaczyła mu się niewyraźna postać Rysy i kilku psów za nią. Nich dadzą mu trochę czasu, a dojdzie do siebie. Przynajmniej ma taką nadzieję.
<Ryska?>
[1018 słów: Altere otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz