Zamyśliłam się, ale po krótkiej chwili kiwnęłam ochoczo głową. Byłam zaciekawiona samcem, którego wcześniej wzięłam za obcego psa. Jednocześnie czułam się winna, iż go nie rozpoznałam. W końcu jestem na terenach swojego klanu, nie powinnam obawiać się nieproszonych gości... przynajmniej niezbyt często. Tymczasem medyk okazał się przyjacielski i na dodatek posiadał dużą wiedzę. Ciągnęło mnie, by wypytać go o zioła, czy inne roślinki.
— Nie jestem pewna, w którą stronę pobiegł. — Usiadłam. — Nie skupiłam się na zającu, ale wydaje mi się, że nie powinien być daleko stąd. Jeśli go nie znajdziemy, to możemy wybrać coś innego. Zawsze lepsze coś, niż nic, prawda? — Zamerdałam ogonem, który leżąc na ziemi, odgarnął parę przesuszonych liści.
Towarzysz bacznie mi się obserwował. Wiedziałam jednak, że zgadza się z moimi słowami i jak sam powiedział — jest gotów mi pomóc. We dwójkę o wiele łatwiej przyjdzie nam odnalezienie ofiary oraz złapanie jej. Zające wbrew pozorom są szybkie, a co za tym idzie, trudno je złapać. Chyba, że masz wystarczająco dużo pary w łapach, aby je gonić.
Wstałam i zaczęłam węszyć w powietrzu. Zapach zwierzęcia powinien być jeszcze wyczuwalny. Skupiłam się na tym, by odnaleźć ofiarę, tym samym zapominając o otaczającym mnie świecie. Z przymkniętymi oczami, poruszałam się powoli w stronę, z której czułam delikatny zapach zająca. Łapy mi się nie plątały, być może dlatego, że wciąż miałam kontrolę nad ciałem. Skupiałam się na odnalezieniu zdobyczy, ale też na tym, by przypadkowo nie wejść w dziurę. Czułam także obecność towarzysza, który spokojnie i cicho podążał za mną. Byłam zdziwiona, że potrafi poruszać się w taki sposób. Jak wojownik. Jednak był medykiem.
— Czuję go — odezwałam się w końcu, spoglądając jednocześnie na samca. — Najpewniej pobiegł w tamtym kierunku. — Czubkiem nosa wskazałam przed siebie. — I mam też pomysł. — Zamerdałam ogonem.
— Mów śmiało — zachęcił.
Uradowały mnie jego słowa.
— Pewnie zdajesz sobie sprawę, jak szybkie są zające. I na dodatek małe, co czyni je trudnymi do złapania. — Spojrzałam w oczy samca, które powiedziały mi, bym nie przestawała mówić. — A więc wpadłam na pewien pomysł, który pomoże nam go pochwycić! — Mój ogon poruszał się coraz szybciej przez wypełniający mnie entuzjazm. — Zakradniemy się najpierw do naszej ofiary. Chcę jednak, żebyś poszedł inną drogą. Jak wyskoczę, by go gonić, w pewnym momencie sobie odpuszczę, a ty dopadniesz go z drugiej strony, odcinając mu możliwość ucieczki. Powinieneś dać radę go złapać, prawda?
Płomienny zawiesił się, przetrawiając mój pomysł. Cierpliwie odczekałam, aż wypowie się na ten temat, choć w głębi rozsadzało mnie od podekscytowania.
— Możemy spróbować — odparł w końcu, a jego ogon delikatnie się poruszył.
— W takim razie pójdź w lewo, a ja w prawo. Wyczujesz go.
Samiec bez słowa wykonał to, o czym powiedziałam i po chwili już go nie widziałam. Została po nim jedynie woń ziół, która, wbrew pozorom, była całkiem przyjemna. Ja zaś powolnym krokiem zniknęłam w gąszczu krzewów. Przesuwałam się bardzo powoli, uważając na każdy odgłos, który mógłby spłoszyć ofiarę. Wstrzymywałam nawet oddech, co łatwe nie było. Nie chciałam jednak zaprzepaścić tak dobrego planu. Nie chciałam zawieść Płomiennego, którego dopiero poznałam.
Zatrzymałam się, gdy dostrzegłam tego samego zająca, który, jak wcześniej, spokojnie skubał źdźbła trawy. Wbiłam spojrzenie w jego szare futro i zaczęłam sobie wyobrażać, jak tobie kły w ciałku ofiary. Musiałam się jednak wstrzymać i czekać na odpowiedni moment.
Drgnęłam nerwowo w krzewach, w których czekałam w ukryciu. Ten jeden gwałtowny ruch spowodował, że zając uniósł zaciekawiony głowę i się rozejrzał. Na całe moje szczęście wrócił do jedzenia. Sapnęłam. Dobrze, że zające nie czują się obserwowane. Tak przynajmniej myślałam.
Odczekałam jeszcze parę chwil, aż w końcu zerwałam się do biegu. Wyskoczyłam z krzaków, pędząc prosto na zająca, który zorientował się o tym, co się dzieje, dopiero, gdy dzieliło nas niespełna parę kroków. Zwierzę podskoczyło wystraszone i rzuciło się pędem w pierwszą lepszą stronę. I tak, jak ustaliłam w planie, zaczęłam zwalniać, dając miejsce dla Płomiennego.
Rudy samiec wyskoczył z miejsca, w którym czekał przyczajony. Sierść zafalowała, przypominając mi drzewa jesienią i opadające z nich liście. Usiadłam i obserwowałam, jak pies goni zwierzynę przez naprawdę krótką chwilę. W ostatnim ataku rzucił się z gracją, zatapiając jednocześnie kły w ofierze. Nie można powiedzieć, iż było to widowiskowe. Dla mnie jednak wyglądało to, jakbym oglądała własne sny, gdy razem z innymi psami polujemy na zwierzynę. Nierealne, a jednocześnie wydarzyło się tuż przed moim nosem.
Podbiegłam do Płomiennego, który przyglądał się zwierzęciu.
— Udało się! — Z zadowoleniem obwąchałam martwego zająca. — Byłeś niesamowity!
<Płomienny Zachodzie?>
[723 słowa: Biała Zamieć otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz