Drugi pies wydawał się mieć znajomy zapach, ale, nawet gdy próbowałam sobie go przypomnieć, nic nie przyszło mi do głowy. Czyżbym spotkała ją już wcześniej? Po oczach suczki mogłam wywnioskować, iż rozpoznała mnie, więc raczej na pewno musi być członkiem klanu. Wiatr zawiał nieco mocniej, mierzwiąc czarno-biszkoptową sierść towarzyszki. Stała w tym samym miejscu, wbijając we mnie parę brązowych oczu, jakby oczekiwała na mój pierwszy ruch. Pod tym spojrzeniem jednak nie mogłam zdobyć się na żadne słowa. Poczułam nawet, jakbym traciła grunt pod łapami. Ziemia wydawała się osuwać, zmieniając w głęboką przepaść, do której zaraz zapewne wpadnę. Miała coś w sobie. Coś, co mnie zainteresowało i poczułam nagły przypływ ekscytacji, który zamazał poprzednie uczucie niepokoju.
— Zawsze obserwuje psy, które wydadzą mi się podejrzane — powiedziałam. — Nie jesteś jednak obcym psem, prawda?
Suczka usiadła, wciąż wpatrując się w mnie głębokimi, brązowymi tęczówkami.
— Jestem Złoty Popiół, zastępca klanu Ventus — odpowiedziała.
Miałam wrażenie, że poprzednie uczucie niepokoju nie tylko wraca, ale również się nasila. Grunt zaczął uciekać znacznie szybciej, a moja pewność siebie wpadała do czarnego dołu. Próbowałam ją przytrzymać przy sobie.
— Zastępca? — Przyjrzałam się jej uważnie. Czy nasz zastępca nie był zupełnie innym psem? — Wydawało mi się, że zastępcą był ktoś inny...
Moja pewność siebie powoli do mnie wracała. Przywierała do mnie i wracała na swe miejsce. Odwróciłam łeb, tylko po to, by nie patrzyć w oczy mojej towarzyszki. Nie byłam w stanie w nie patrzeć. Co się stało temu psu? Czemu patrzy się na mnie, jak na ostatniego wroga, który zagryzł jej rodzinę?
— Musiało ci się coś pomylić. — Nastawiłam uszu. — Być może nie widziałaś mnie zbyt często.
Ulżyło mi na te słowa. Nie zawsze miałam czas przebywać z innymi, a zastępcę widziałam co najmniej dwa razy, jak mnie pamięć nie myli. Słowa suczki jednak zabrzmiały wiarygodnie, choć do pyska wciąż cisnęły mi się kolejne pytania, i kolejne. Chciałam wypytać ją o wszystko, o co tylko mogłam.
— Co tu robisz? — spytałam. Najprostsze pytanie, jakie można zadać drugiemu psu.
— Mogłabym zapytać cię o to samo.
Miała racje. W końcu to ja ją śledziłam, a nie ona mnie.
— Zauważyłam cię, to postanowiłam za tobą pójść. — Wiatr znów zawiał, tym razem mocniej. — Chciałam poszukać czegoś do jedzenia. Rozumiesz, wiewiórki, czy czegoś podobnego. Jednak zamiast wiewiórki cię znalazłam. — Usiadłam. — Teraz twoja kolej. — Zachęciłam ją ruchem pyska.
— Cóż... chciałam się jedynie przejść.
Wydawała mi się mało rozmowna.
— Och, racja, zapomniałam się przedstawić. — Poderwałam się, przypomniawszy sobie, iż rozmówczyni już zdradziła mi swoje imię. — Jestem Biała Zamieć, wojownik klanu Ventus. — Mój ogon wesoło zamerdał.
— W takim razie... — Suczka ostrożnie zrobiła krok do tyłu.
Chciała odejść. Możliwe, że jej przeszkodziłam. Coś jednak mi kazało za nią pójść, choćby po to, by jej potowarzyszyć. No i wydawała się ciekawa. Wciąż miałam pytania, ale nie wiedziałam, czy to będzie w początku, jak zacznę wypytywać zastępcę. Nie mogłam się narzucać. Nie, nie, że nie mogłam. Raczej nie chciałam się narzucać.
— Chciałaś obejść granice? — Podeszłam do niej. — Mogę pójść z tobą. Wiesz, dwa psy zrobią to szybciej, prawda? — Trąciłam jej bok nosem. — Nie będzie ci to przeszkadzać? Wciąż mam parę pytań do ciebie.
Złoty Popiół chwile trwała w milczeniu. Myślała nad odpowiedzią. Martwiłam się, że się nie zgodzi i okazja, by z nią porozmawiać, zniknie. Suczka jednak kiwnęła delikatnie głową, spoglądając na mnie tymi zabójczymi oczyma. Na ten gest mój ogon poleciał w obie strony, a przez moje ciało przeszedł dreszcz entuzjazmu.
Towarzyszka ruszyła się pierwsza, przechodząc między drzewami, co jakiś czas też spoglądając na Dwunożnych, którzy byli niedaleko nas. Te istoty ciekawiły mnie od zawsze. Nie potrafiłam ich jednak zrozumieć. Nie robili żadnej z rzeczy, jakie robimy my. Nawet jedli dziwne jedzenie, włożone w coś, co szeleściło. Czy to coś, co szeleściło także jedli?
— Jesteś tu często? — zagadałam. — Mam na myśli blisko Dwunożnych.
— Pewnie. Ciekawią mnie.
— I mogłabyś mi odpowiedzieć na jedno pytanie, co do nich?
Cisza powiedziała mi, że mogę pytać.
— Czym jest to coś, w czym mają jedzenie i na dodatek szeleści? Brzmi to jak jesienne liście.
Obejrzała się na mnie. Pomyślałam, że nie usłyszała, o co pytam, więc już otwierałam pysk, by powtórzyć, ale wtedy Złoty Popiół się odezwał:
— Nie wiem.
Wewnętrznie poczułam się zawiedziona tą odpowiedzią.
— Wiem jednak, że to dla nich normalne. Większość Dwunożnych, jedzących coś w parku, ma jedzenie w tym szeleszczącym czymś.
Zamyśliłam się.
— Czy to szeleszczące coś też jedzą?
Pysk suczki delikatnie się uchylił.
— Nie. — Przystanęła. — Wyrzucają to do tego czegoś. — Czubkiem nosa wskazała dziwny jak dla mnie, obiekt z dziurą.
Przechyliłam łeb na lewo. Czemu wrzucają to, do tego czegoś? Kiedy nad tym główkowałam, nie zauważyłam, jak Złoty Popiół odeszła. Od razu po namierzeniu towarzyszki, podbiegłam do niej, machając wesoło ogonem. Czarno-biszkoptowa suczka przez moment wydawała się niezbyt zadowolona z mojej obecności, choć możliwe, iż było to jedynie moje odczucie. Większość psów, które niezbyt dużo mówią, wydają się niezachwyceni z mojego towarzystwa.
— Gdzie teraz idziemy? — zapytałam, węsząc w powietrzu po tym, jak do moich nozdrzy dobrał się ciekawy zapach.
W parku było głośno, przeczuwałam, że to idealna pora dla Dwunożnych, aby tu odpocząć i jeść swoje jedzenie, otoczone dziwnym szeleszczącym czymś. Ich potomstwo było niesamowicie głośne. Co rusz do moich uszu dobiegały śmiechy oraz rozmowy. Te małe kreatury były też zaciekawione mną i Złotym Popiołem. Między nami była jednak pewna znacząca różnica. Złoty Popiół zupełnie nie wydawała się poruszona, gdy jakiś mały Dwunożny wskazał na nią i coś wykrzyczał. Szła dalej, a ja za nią, podziwiając uroki Parku i drzew, które dawały dużo cienia. Ten dzień był gorący, więc tak rozłożyste korony drzew pomagały odsapnąć od palącego słońca.
— Zobaczymy — powiedziała tylko, dalej idąc przed siebie.
Naburmuszyłabym się kiedyś na podobną odpowiedź, ale ta, padająca z pyska suczki sprawiła, że poczułam się zaciekawiona. Bardziej niż zaciekawiona. Pragnęłam za nią podążać i zobaczyć, gdzie dotrzemy.
I w ten sposób nie wypowiedziałam już więcej słów, skierowanych do towarzyszki. Obserwowałam otaczającą mnie naturę, starając się przy tym nie zgubić zastępcy. Ona wydawała się również spoglądać na mnie co jakiś czas. Czułam na swoim ciele parę brunatnych oczu jakby brudnych i przesiąkniętych do granic możliwości tajemniczością. Nie mogłam Złotego Popiołu jednak na tym przyłapać. Za każdy razem, jak odwracałam łeb, poczuwszy to przeszywające uczucie, ona wyglądała dokładnie tak samo, jak przed chwilą. Zapatrzona przed siebie, zagubiona w świecie swoich rozmyśleń. Ciekawiło mnie, o czym myśli. Nie zapytałam o to jednak. Zrozumiałam, że dowiem się o niej więcej z czasem, ale nie teraz. Teraz była dla mnie obcym psem z tego samego klanu... właściwie, była obcym psem, który był zastępcą w moim klanie. Czy zastępca twojego klanu może pozostać dla ciebie obcym? Być może. Być może było tak akurat z tą suczką. Ona w końcu cała przesiąknięta była tajemnicą i niezrozumieniem. Jak nierozwiązana, najprostsza zagadka.
<Złoty Popiele?>
[1107 słów: Biała Zamieć otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz