Poszłam za Leonisem, dając mu prowadzić. Nie dało się ukryć, że on znał tu lepiej teren Bezgwiezdnych. Jednak, kiedy przypomniałam sobie o naszej znajomości jako uczniowie, zrobiło mi się nieco smutno. Dawniej nie przyszłoby mi do głowy, że Pochmurny Pysk opuści Tenebris. Z drugiej strony, nie spodziewałam się też zdrady ojca.
— Jak to jest należeć do Bezgwiezdnych? — spytałam, chcąc zagaić rozmowę.
— Podobnie jak u was — mruknął niechętnie Leonis. — Tylko my nie wierzymy, że duchy ożyją i przyniosą nam zwierzynę, gdy będziemy się o to modlić.
Nie odpowiedziałam, ale westchnęłam, udając irytację. Po chwili wyczułam królika. Zlokalizowałam jego położenie i szybkim ruchem na niego skoczyłam i zabiłam go ruchem łapy. Następnie, rzuciłam bezwładne ciało pod łapy Leonisa.
— Świetnie — warknął z irytacją drugi medyk. — Teraz polujesz na naszym terenie. Co dalej? Najedziesz nasz obóz?
— To nie dla mnie, tylko dla ciebie – powiedziałam lekceważąco. — Abyś miał wymówkę, czemu cię nie było w obozie.
— Medycy nie polują – westchnął Leonis, a ja przekrzywiłam z zaciekawieniem głowę.
Ja, choć byłam medyczką, nieraz polowałam również na zwierzynę, aby się rozerwać. Dla zabicia czasu, kiedy nie było żadnych chorych psów. Dopiero teraz, zdałam sobie sprawę, że inni medycy poświęcają się całkowicie swojej pracy i zrobiło mi się trochę głupio.
— Jak znajdziemy len, to ty również weźmiesz trochę ziół do swojego obozu. – Spuściłam głowę. — A królika możesz zostawić na stercie zwierzyny, mówiąc, że włóczęga go upolował, ale widząc innego psa, przestraszył się i uciekł.
— Mam skłamać? — spytał oburzony Leonis.
— Gdyby ktoś pytał. – Uśmiechnęłam się psotnie. — W każdym razie, zawsze możesz powiedzieć, że nie chcesz odpowiadać na to pytanie. Psy na nadmiar zwierzyny nie narzekają.
Leonis zdawał się nie być ku temu przekonany, ale dał za wygraną. Biegłam dalej, aż natrafiłam na dziwny zapach. Zastrzygłam uszami. To nie był pies. Ten zapach jest bardziej... dziki. Spojrzałam na Leonisa, który wyraźnie też to wyczuł. Dałam mu znać, aby schować się za krzakiem, po czym wspólnie zobaczyliśmy rude futro przeciwnika.
— Musimy ostrzec klany — uznał Leonis.
— Za mało czasu — zaprzeczyłam. — Lis jest za blisko twojego obozu. Musimy go przegonić.
— Dwóch medyków kontra lis? — spochmurniał Bezgwiezdny.
— Siłą go nie pokonamy — stwierdziłam. — Potrzeba nam sprytu.
Spojrzałam na najbliższe drzewo. Można by zaatakować lisa z góry. Tylko to koty się wspinają, a moje łapy zaraz się rozjadą po korze. Mój wzrok spoczął na innym drzewie. Obok niego stało to metalowe wzniesienie Dwunożnych. Słyszałam, jaki oni to nazywają. Drabina, czy jakoś tak. Dałabym radę po tym wejść? Cóż, muszę spróbować.
— Musisz zwabić lisa pod to drzewo — zwróciłam się do medyka.
— Dlaczego ja? — nie zrozumiał Leonis.
— Bo ja będę musiała wejść na drzewo i skoczyć z niego na wroga. — Zaśmiałam się wesoło. — Ale jak chcesz, możesz się zamienić.
Leonis się wahał, ale skinął głową na zgodę. Ja tymczasem, podeszłam do tego podwyższenia. Tylko spokojnie. Łapa za łapą. Będzie dobrze. Postawiłam przednią, prawą łapę na pierwszym stopniu. Potem to samo zrobiłam z przednią, lewą. Później weszłam wyżej i wyżej, aż dosięgłam do gałęzi. Ostrożnie podeszłam do jej krawędzi, próbując ukryć przed Leonisem, jak bardzo jestem przerażona. Po chwili, kiedy dotarłam do krawędzi, skinęłam głową w kierunku Bezgwiezdnego. Drugi medyk zaczął szczekać na lisa, obrzucając go obelgami, a ja patrzyłam się cały czas w dół. Jeśli spadnę... nie chcę o tym myśleć. Zobaczyłam nadbiegającego lisa. Jeszcze trochę. No podejdź tu. W pewnej chwili straciłam równowagę nie na grzbiet lisa, ale idealnie na jego głowę. Przeciwnik próbował się szamotać, a ja zadrapałam mu nos, po czym zeskoczyłam i ugryzłam go w ogon. Lis obrócił się i zadrapał mi bok, zmuszając przy tym, do puszczenia jego ogona.
— Może pomożesz? — zawołałam do Leonisa.
Bezgwiezdny trochę się wahał, a ja mu się nie dziwiłam. Nie wiedziałam, kiedy on ostatnio walczył. Poza tym, znając go, wiedziałam, że jest w stanie zrobić wszystko, aby nie musieć nikogo ranić. Tylko to przecież lis! Przeciwnik skorzystał z mojej dezorientacji i ugryzł mnie w nogę, powodując, że straciłam w niej czucie. W tej właśnie chwili zareagował Leonis i zadrapał mu odsłonięty brzuch. Lis uciekł w terytorium terenu Dwunożnych, a ja położyłam się na ziemi z wyczerpania.
— Dobra robota — pochwaliłam, sapiąc.
<Leonisie?>
[671 słów: Ciemny Kieł otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz