Spojrzałam na suczkę uważnym wzrokiem. Śmierdziała klanem ciemności, ale sama nie wydawała się być wrogo nastawiona. Zgromadzenie klanów zbliżało się wielkimi krokami, a przyjaźnie międzyklanowe mogły przynieść mi korzyści.
— Oprócz tego, że każdy może cię zaatakować i zabić, kiedy śpisz, to nie — odparłam.
Suczka wstała, ziewnęła szeroko i otrząsnęła się z drobnych paprochów.
— Nakrapiane Ucho. — mruknęłam. — Czuję Tenebris, należysz do tego klanu?
— Owszem. — spojrzała na mnie czujnymi, brązowymi ślepiami. — Ciernista Burza, zastępczyni przywódcy.
— Miło mi — schyliłam głowę z szacunkiem, na co suczka opowiedziała tym samym gestem.
Po chwili namysłu dodałam:
— Należę do klanu Flumine. Byłaś już może nad morzem? Możemy się tam wybrać razem, jeśli chcesz. W okolicy kręci się sporo zwierzyny, możemy zapolować dla swoich pobratymców.
Ciernista ochoczo pokiwała głową i dała mi znak łbem, abym prowadziła. Ruszyłam przez miejskie uliczki nagrzane promieniami słońca, które zaczynały już lekko parzyć moje łapy. Pora zielonych liści miała też swoje wady. Syknęłam cicho i poprowadziłam na przeciwległą stronę Drogi Grzmotu, która skrywała się w kojącym cieniu. Po kilku minutach żwawego truchtu poczułyśmy niesamowitą woń i obie zaczęłyśmy węszyć w powietrzu.
Zapach dobiegający z budki z kebabem był tak pociągający, że Ciernista Burza z chęcią zamieniłaby ją w miejsce kultu. Mruknęłam z rozbawieniem. Przodkowie raczej byli dalecy od bycia dumnym z jej zachowania. Przyjacielsko trzepnęłam ją w nos i ruszyłam dalej, jednak suczka dogoniła mnie dopiero po dłuższej chwili. Kiedy dotarłyśmy do śmietniska Dwunożnych, przyspieszyłam kroku — tu często czaiły się chude, smukłe koty, gotowe zaatakować nieznanych przybyszów. Jednak zamiast kotów wyczułam coś zupełnie innego i zanim skojarzyłam fakty, usłyszałam krzyk mojej towarzyszki. Do jej sierści przyczepiło się szare zwierzę, które od razu rozpoznałam. Zastępczyni przywódcy zacisnęła zęby na ogonie napastnika i rzuciła nim o najbliższy kubeł ze śmieciami. Wielki szczur rzucił się na nią, nie dając za wygraną. W tym momencie podbiegłam to Ciernistej i wbiłam zęby w ciało szczura. Nieprzyjemny smak wypełnił mój pysk, a gdy szkodnik próbował się uwolnić, zacisnęłam szczęki jeszcze mocniej — nagle chrupnął kręgosłup i zwierzę zwisało bezwładnie. Odrzuciłam znikomą zdobycz na bok, po czym przypadłam do boku współtowarzyszki.
— Wszystko dobrze? Jesteś ranna? — spojrzałam na nią ze współczuciem i zmartwieniem.
— Nic wielkiego, tylko ugryzł mnie w kark. — odparła. — Ruszamy dalej?
— Chwila moment! Prowadzę cię do obozu, musi cię obejrzeć Różany Nos. Na ugryzienia szczurów jest dobry korzeń łopianu, nie znajdziesz go u siebie. — zetknęłyśmy się nosami, a Burza popatrzyła na mnie z wdzięcznością. Podeszłam do martwego już szczura i rzuciłam go w kierunku rannej. Pod jej łapami wylądowała świeżo upolowana zdobycz.
— Zjedz. — mruknęłam. — Musisz mieć siły na podróż.
Tym razem bez sprzeciwu spełniła moją prośbę i po chwili ruszyłyśmy dalej. Przemykając pomiędzy uliczkami poczułam pierwszy słony powiew, który dodał mi otuchy. Z postawionymi na sztorc uszami biegłam w podskokach, ledwo odbijając się od ziemi. W oddali było widać góry, jednak na wizytę w nich nie można było liczyć. Zmierzyłam wzrokiem na Ciernistą Burzę: nieco zwolniła, ogon wlokła po ziemi i dyszała ciężko. Ostre słońce sprawiało, że chciało jej się pić, ale nigdzie w pobliżu nie było wody. Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, gdzie mogłybyśmy dostać wodę, jednak bliższego miejsca niż obóz mojego klanu nie mogłam znaleźć.
Podparłam swoim ciałem jej bok i nieco zwolniłam kroku, aby mogła nadążyć. Wzrok ciemnej suczki utkwił się w punkcie na chodniku, oddalonym o cztery długości ogona od nas, a gdy do niego dotarłyśmy, zaczęła je łapczywie wąchać i lizać. Połknęła łapczywie znalezione na chodniku pożywienie o zaskakująco słodkim zapachu i poczuła, jak jej mózg pokrywa chłód niczym z najzimniejszych dni Pory Nagich Drzew. Potrząsnęła szybko łbem i spojrzała na mnie wielkimi, okrągłymi oczami. Nie mogąc się dłużej powstrzymać wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, a gdy względnie udało mi się uspokoić, zaskoczona zapytała:
— Co to jest? — prychnęła w stronę białej, na wpół roztopionej, słodkiej masy.
— To taki wynalazek Dwunożnych — parsknęłam — nazywają to lodami. Są strasznie zimne i słodkie, uwielbiają je ich szczenięta. Masz niewiele więcej rozumu od tego gołębia. - powiedziałam, wskazując na stworzenie dziobiące właśnie z zaangażowaniem betonową płytę chodnika.
— Nadal nie rozumiem, dlaczego mnie nie ostrzegłaś. — odparła niby nadąsana, ale w jej oczach migotały zabawne iskierki.
Ruszyłyśmy dalej, a po chwili ujrzałyśmy port. Zamerdałam wesoło ogonem — już prawie jesteśmy! Poprowadziłam po pasie zieleni, który dzięki słońcu wypłowiał i trzeszczał pod łapami. Niespodziewanie zatrzymałam się. Wśród suchych traw kwitł rumianek. Pomyślałam, że warto o tym wspomnieć Różanemu Nosowi — będzie mogła uzupełnić swoje zapasy. Nasza ziemia obfitowała w nadbrzeżną i polną roślinność, ale... No właśnie, to nie była jeszcze nasza ziemia. Dyskusja o podziale terenów trwała bez ustanku. Gdybym tylko była przywódczynią! Szybko załatwiłabym tę sprawę i broniłabym granic własnymi zębami i pazurami. Do mojego umysłu napłynęły jednak wątpliwości, ciągle bałam się ceremonii mianowania, czy przodkowie mnie zaakceptują? Czy obdarzą mnie tak ważnym obowiązkiem, jak przewodzenie swojemu klanowi wiedząc, jak bardzo jest zachwiana moja wiara?
Ruszyłyśmy dalej, a po chwili ujrzałyśmy port. Zamerdałam wesoło ogonem — już prawie jesteśmy! Poprowadziłam po pasie zieleni, który dzięki słońcu wypłowiał i trzeszczał pod łapami. Niespodziewanie zatrzymałam się. Wśród suchych traw kwitł rumianek. Pomyślałam, że warto o tym wspomnieć Różanemu Nosowi — będzie mogła uzupełnić swoje zapasy. Nasza ziemia obfitowała w nadbrzeżną i polną roślinność, ale... No właśnie, to nie była jeszcze nasza ziemia. Dyskusja o podziale terenów trwała bez ustanku. Gdybym tylko była przywódczynią! Szybko załatwiłabym tę sprawę i broniłabym granic własnymi zębami i pazurami. Do mojego umysłu napłynęły jednak wątpliwości, ciągle bałam się ceremonii mianowania, czy przodkowie mnie zaakceptują? Czy obdarzą mnie tak ważnym obowiązkiem, jak przewodzenie swojemu klanowi wiedząc, jak bardzo jest zachwiana moja wiara?
— Gwiezdni, pieprzyć was. — warknęłam, otrząsając się ze złych myśli. Poprowadzę klan z nimi albo bez nich. Flumine osiągnie wielkość nawet bez łaskawych staruszków ze Srebrnej Skóry.
Przed nami pojawiło się kilka szczeniąt Bezwłosych, które bawiły się w wodzie. Mały Dwunóg chlapnął wodą, a Ciernista Burza otrzepała się zdegustowana. Wyraz jej pyska mówił coś w stylu: "i ty żyjesz w takim miejscu?" Jednak nie odpowiedziałam.
— Czy ta woda nadaje się do picia?—- zapytała.
Przez chwilę zawahałam się nad odpowiedzią. Słona ciecz nie zasługiwała na miano wody, jakie nosiła. Aczkolwiek mina suczki, kiedy spróbowałaby ugasić nią swoje pragnienie, byłaby bezcenna... Szybko jednak odegnałam myśli, Burzowa chyba oderwałaby mi uszy!
— Nie, jest słona. Nie ugasisz nią pragnienia. — odparłam zgodnie z prawdą.
Na horyzoncie pojawiła się bariera obozu. Puściłam się radosnym biegiem i wpadłam niespodziewanie do legowiska medyczki.
— Mamy ranną! Ciernista Burza z klanu Tenebris została pogryziona przez szczura! Zaraz tu przyjdzie.
Wypadłam z legowiska i krzyknęłam:
— Wojownicza Łapo, Opalowa Łapo! Natychmiast idźcie nazbierać mchu i zróbcie legowisko dla naszego gościa. Nie ociągajcie się! Potem możecie iść na polowanie.
<Ciernista Burzo?>
[962 słowa + 15 zdań eventowych: Nakrapiane Ucho otrzymuje 159 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz