Dzień był spokojny, przynajmniej dla członków klanu Ciemnych. Od śmierci Ciernistej Burzy minęło już kilka wschodów i zachodów słońca, dlatego każdy też przechodził już powoli nad tym faktem do normalności. Jak zdawało się samej suce, normalnie nie było już tylko dla niej, która to przez ów fakt awansowała na stanowisko zastępcy lidera klanu.
— Biała Tęczo! — dobiegło do niej nagle, gdy już miała wyruszać na patrol wokół ruin, domu swojego i swych pobratymców.
Odwróciła się od razu, nie tylko reagując na własne imię, ale również na doskonale sobie znany głos. Jego właściciel, obdarzony przez Gwiezdnych czarną niczym noc sierścią, wyróżniał się na tle ciemnawych chwastów porastających okoliczne tereny znacznie mniej niż jego zastępczyni.
— Tak, Ciemna Gwiazdo? — zapytała grzecznościowo, skinąwszy w jego stronę łbem.
— Jakieś nowe wieści?
Spojrzała na niego z odrobiną poirytowania, które jednak z całych swoich sił próbowała ukryć. Naprawdę? Odciągał ją od obowiązków, by spytać o ploteczki? Mógłby przecież w tej sprawie pociągnąć za język kogokolwiek innego czy po prostu przespacerować się po mieście, gdzie nowe wieści zapewne same by do niego przyszły.
— Flumine straciło ostatnio paru wojowników — mruknęła w końcu, chcąc, by samiec jak najszybciej dał jej spokój.
— Głód? Choroby? Czyżby to nowa pora roku im zaszkodziła? — drążył temat.
Pewność siebie Białej spadła. Śliska sprawa. Potrząsnęła głową, a jej ogon sam postanowił nieśmiało się rozruszać.
— Nie, Ciemna Gwiazdo. Słyszałam, że to nieszczęśliwe wypadki.
— Sugerujesz coś? — Przyjrzał jej się uważnie.
— Sugeruję, że powinniśmy bardziej uważać na Tenebris — odparła, wyprostowawszy się, próbując wyglądać na bardziej pewną siebie niż rzeczywiście w tej chwili była.
Ciemny westchnął. Gdyby był Dwunożnym, prawdopodobnie przeciągnąłby bezwłosą łapą po płaskim pysku — robili tak często, gdy pachnieli frustracją. Potrzebował chwili, by znowu przemówić:
— Zajmiemy się tym na następnym zgromadzeniu. Postaram się porozmawiać z Nakrapianym Uchem. Uważaj na siebie, Biała Tęczo. Niech Gwiezdni będą z tobą — zakończył i, pokłoniwszy jej się delikatnie na pożegnanie, odszedł wgłąb siedziby klanu.
— Nareszcie — mruknęła Tęcza pod nosem.
Nie tracąc czasu, samica wzięła się do pracy. A raczej wzięłaby się do pracy, gdyby nie szelest dobiegający do jej uszu ze strony jednej bardziej bujnych kęp łopianu. Na zesztywniałych łapach wyruszyła w owym kierunku, gdzie coś się nerwowo miotało. A to coś okazało się być młodym psem, w zasadzie jeszcze szczeniakiem. Jeśli należał do któregoś z klanów, a zapewne należał, mając na sobie zapachy nieznanych Białej osobników, prawdopodobnie był czyimś uczniem. Był rosły, budową przypominał w pewnym stopniu wilka, suka nie była pewna, jak wysoki będzie, gdy stanie na równe łapy. Nie było w tym jednak nic, czemu nie dało się zaradzić wprowadzając element zaskoczenia.
— Kim jesteś, jak długo mnie obserwujesz i co tutaj robisz? — rzuciła tonem najbardziej lodowatym jak się dało, nie zwracając nawet uwagi na to, jak pięknie jej cios odrzucił młodzieniaszka w bok, ciskając go prosto na skupisko rzepów
Przedstawił się, udając niewiniątko. Zaraz po tym, zwracając się do niej per „madam” (litości, kto normalny zwraca się w ten sposób do jakiejkolwiek przedstawicielki płci pięknej?) poprosił ją o pomoc w oczyszczeniu sierści z pokrytych łuskami okryw kwiatów łopianu. — Odpowiedziałeś jedynie na jedno z trzech zadanych przeze mnie pytań — zauważyła chłodno, ignorując jego błazeńskie popisy. — Jak długo mnie obserwujesz?
— Dosłownie chwilkę — odpowiedział pospiesznie, ponownie próbując po tym dosięgnąć pyskiem chociaż jednego z rzepów.
— Co tutaj robisz? — dodała błyskawicznie, choć nie wierzyła nawet w to, co powiedział jej przed chwilą.
— Zgubiłem się. Zauważyłem ruiny. Postanowiłem, że tam wejdę, ale utknąłem w krzakach, a po chwili pojawiła się madam. Koniec historii.
— Te ruiny to tereny klanu, do którego nie należysz, dlatego też... — nie było jej dane dokończyć ponieważ pewien szczeniak postanowił jej przerwać.
— Ależ ja należę do klanu. Tylko że... nie do tego, co madam.
Oczywiście, że należał do klanu. Miał przecież takie imię, jakie według tradycji nosili uczniowie.
— Po pierwsze, jeszcze raz nazwiesz mnie „madam” a dostaniesz jeszcze mocniej niż przed chwilą. Po drugie, jeśli należysz do jakiegoś klanu to właśnie złamałeś jedną z zasad Kodeksu, przekraczając granice innego klanu.
— Rozumiem, ma... — urwał, speszony nieco jej groźnym spojrzeniem. — Byłoby łatwiej, gdybym znał twoje imię.
— Biała Tęcza.
— Miło mi poznać. A teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym ponowić swoją prośbę. Pomogłabyś mi z tym? — machnął łapą w kierunku jednego z wielu rzepów.
Zastępczyni klanu Ciemnych wywróciła oczami. Jasne, zdecydowanie marzyła o niańczeniu jakiegoś młokosa z obcego klanu, kiedy powinna się zająć własnymi obowiązkami.
— Zróbmy z tego taką prostą umowę, dobrze? Ja ci pomogę z rzepami, a ty sobie wrócisz do swoich i nie będziesz już więcej naruszał granic mojego klanu.
— Oczywiście, oczywiście. Słowo ucznia wojownika! — ochoczo przytaknął samczyk, jak się zdawało Białej, skupiwszy się jedynie na pierwszym członie jej wypowiedzi.
Skinęła łbem i przystąpiła do wyciągania z gęstej sierści ucznia pozostałości po „ich łopianowym systemie obronnym”. Niestety rzepami okazywały się być oblepione również te części ciała Łapy, do których on sam nijak by nie dosięgnął i do których żadna z przyzwoitych, szanujących się suczek, do których Tęcza należała, zdecydowanie nie miała ochoty zbliżać pyska. Po jakimś czasie tortura ta na szczęście dobiegła końca.
— No, gotowe. Żegnam. — Wyprostowała się i przyglądała się temu, jak szczeniak podnosi się z ziemi i z niezadowoleniem przygląda się jednemu z tych miejsc, przy których Biała traciła już cierpliwość i wyrwała mu po dość sporej kępce sierści.
— Dziękuję, jesteś moją wybawczynią! — oświadczył podniośle. Brakowało jeszcze tego, by jej się pokłonił, czego jednak na szczęście nie zrobił.
— No, zwiewaj. Mam obowiązki do wypełnienia. Na ciebie pewnie czeka mentor, który na pewno nie będzie zadowolony, kiedy się dowie, że zaczepiałeś zastępcę innego klanu na jego terenach.
O tym, że nie powinna zdradzać Wojowniczej Łapie swego stanowiska, Biała Tęcza domyśliła się po tym, jak w tamtym momencie zaświeciły mu się oczy. Och, Gwiezdni, w co ona się wpakowała?
— Biała Tęczo! — dobiegło do niej nagle, gdy już miała wyruszać na patrol wokół ruin, domu swojego i swych pobratymców.
Odwróciła się od razu, nie tylko reagując na własne imię, ale również na doskonale sobie znany głos. Jego właściciel, obdarzony przez Gwiezdnych czarną niczym noc sierścią, wyróżniał się na tle ciemnawych chwastów porastających okoliczne tereny znacznie mniej niż jego zastępczyni.
— Tak, Ciemna Gwiazdo? — zapytała grzecznościowo, skinąwszy w jego stronę łbem.
— Jakieś nowe wieści?
Spojrzała na niego z odrobiną poirytowania, które jednak z całych swoich sił próbowała ukryć. Naprawdę? Odciągał ją od obowiązków, by spytać o ploteczki? Mógłby przecież w tej sprawie pociągnąć za język kogokolwiek innego czy po prostu przespacerować się po mieście, gdzie nowe wieści zapewne same by do niego przyszły.
— Flumine straciło ostatnio paru wojowników — mruknęła w końcu, chcąc, by samiec jak najszybciej dał jej spokój.
— Głód? Choroby? Czyżby to nowa pora roku im zaszkodziła? — drążył temat.
Pewność siebie Białej spadła. Śliska sprawa. Potrząsnęła głową, a jej ogon sam postanowił nieśmiało się rozruszać.
— Nie, Ciemna Gwiazdo. Słyszałam, że to nieszczęśliwe wypadki.
— Sugerujesz coś? — Przyjrzał jej się uważnie.
— Sugeruję, że powinniśmy bardziej uważać na Tenebris — odparła, wyprostowawszy się, próbując wyglądać na bardziej pewną siebie niż rzeczywiście w tej chwili była.
Ciemny westchnął. Gdyby był Dwunożnym, prawdopodobnie przeciągnąłby bezwłosą łapą po płaskim pysku — robili tak często, gdy pachnieli frustracją. Potrzebował chwili, by znowu przemówić:
— Zajmiemy się tym na następnym zgromadzeniu. Postaram się porozmawiać z Nakrapianym Uchem. Uważaj na siebie, Biała Tęczo. Niech Gwiezdni będą z tobą — zakończył i, pokłoniwszy jej się delikatnie na pożegnanie, odszedł wgłąb siedziby klanu.
— Nareszcie — mruknęła Tęcza pod nosem.
Nie tracąc czasu, samica wzięła się do pracy. A raczej wzięłaby się do pracy, gdyby nie szelest dobiegający do jej uszu ze strony jednej bardziej bujnych kęp łopianu. Na zesztywniałych łapach wyruszyła w owym kierunku, gdzie coś się nerwowo miotało. A to coś okazało się być młodym psem, w zasadzie jeszcze szczeniakiem. Jeśli należał do któregoś z klanów, a zapewne należał, mając na sobie zapachy nieznanych Białej osobników, prawdopodobnie był czyimś uczniem. Był rosły, budową przypominał w pewnym stopniu wilka, suka nie była pewna, jak wysoki będzie, gdy stanie na równe łapy. Nie było w tym jednak nic, czemu nie dało się zaradzić wprowadzając element zaskoczenia.
— Kim jesteś, jak długo mnie obserwujesz i co tutaj robisz? — rzuciła tonem najbardziej lodowatym jak się dało, nie zwracając nawet uwagi na to, jak pięknie jej cios odrzucił młodzieniaszka w bok, ciskając go prosto na skupisko rzepów
Przedstawił się, udając niewiniątko. Zaraz po tym, zwracając się do niej per „madam” (litości, kto normalny zwraca się w ten sposób do jakiejkolwiek przedstawicielki płci pięknej?) poprosił ją o pomoc w oczyszczeniu sierści z pokrytych łuskami okryw kwiatów łopianu. — Odpowiedziałeś jedynie na jedno z trzech zadanych przeze mnie pytań — zauważyła chłodno, ignorując jego błazeńskie popisy. — Jak długo mnie obserwujesz?
— Dosłownie chwilkę — odpowiedział pospiesznie, ponownie próbując po tym dosięgnąć pyskiem chociaż jednego z rzepów.
— Co tutaj robisz? — dodała błyskawicznie, choć nie wierzyła nawet w to, co powiedział jej przed chwilą.
— Zgubiłem się. Zauważyłem ruiny. Postanowiłem, że tam wejdę, ale utknąłem w krzakach, a po chwili pojawiła się madam. Koniec historii.
— Te ruiny to tereny klanu, do którego nie należysz, dlatego też... — nie było jej dane dokończyć ponieważ pewien szczeniak postanowił jej przerwać.
— Ależ ja należę do klanu. Tylko że... nie do tego, co madam.
Oczywiście, że należał do klanu. Miał przecież takie imię, jakie według tradycji nosili uczniowie.
— Po pierwsze, jeszcze raz nazwiesz mnie „madam” a dostaniesz jeszcze mocniej niż przed chwilą. Po drugie, jeśli należysz do jakiegoś klanu to właśnie złamałeś jedną z zasad Kodeksu, przekraczając granice innego klanu.
— Rozumiem, ma... — urwał, speszony nieco jej groźnym spojrzeniem. — Byłoby łatwiej, gdybym znał twoje imię.
— Biała Tęcza.
— Miło mi poznać. A teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym ponowić swoją prośbę. Pomogłabyś mi z tym? — machnął łapą w kierunku jednego z wielu rzepów.
Zastępczyni klanu Ciemnych wywróciła oczami. Jasne, zdecydowanie marzyła o niańczeniu jakiegoś młokosa z obcego klanu, kiedy powinna się zająć własnymi obowiązkami.
— Zróbmy z tego taką prostą umowę, dobrze? Ja ci pomogę z rzepami, a ty sobie wrócisz do swoich i nie będziesz już więcej naruszał granic mojego klanu.
— Oczywiście, oczywiście. Słowo ucznia wojownika! — ochoczo przytaknął samczyk, jak się zdawało Białej, skupiwszy się jedynie na pierwszym członie jej wypowiedzi.
Skinęła łbem i przystąpiła do wyciągania z gęstej sierści ucznia pozostałości po „ich łopianowym systemie obronnym”. Niestety rzepami okazywały się być oblepione również te części ciała Łapy, do których on sam nijak by nie dosięgnął i do których żadna z przyzwoitych, szanujących się suczek, do których Tęcza należała, zdecydowanie nie miała ochoty zbliżać pyska. Po jakimś czasie tortura ta na szczęście dobiegła końca.
— No, gotowe. Żegnam. — Wyprostowała się i przyglądała się temu, jak szczeniak podnosi się z ziemi i z niezadowoleniem przygląda się jednemu z tych miejsc, przy których Biała traciła już cierpliwość i wyrwała mu po dość sporej kępce sierści.
— Dziękuję, jesteś moją wybawczynią! — oświadczył podniośle. Brakowało jeszcze tego, by jej się pokłonił, czego jednak na szczęście nie zrobił.
— No, zwiewaj. Mam obowiązki do wypełnienia. Na ciebie pewnie czeka mentor, który na pewno nie będzie zadowolony, kiedy się dowie, że zaczepiałeś zastępcę innego klanu na jego terenach.
O tym, że nie powinna zdradzać Wojowniczej Łapie swego stanowiska, Biała Tęcza domyśliła się po tym, jak w tamtym momencie zaświeciły mu się oczy. Och, Gwiezdni, w co ona się wpakowała?
Wojownicza Łapo?
[933 słowa: Biała Tęcza otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz