Nie wiedziałam, co się stało. Obserwowałam Dwunożnych, którzy kręcili się wokół zniszczonego dzieła ich pobratymców. Byli bardzo głośni i na pewno nas zauważyli. Nie przejęłam się tym jednak jakoś szczególnie. Zaintrygowali mnie tym razem. Było ich czterech, może pięciu, nie jestem pewna. Nie zdążyłam policzyć. Po tym, jak w parku nikt nie zwracał na mnie i Złoty Popiół uwagi pomyślałam, że tym razem też tak będzie. Że zajmą się swoimi sprawami, a my swoimi. I że uda mi się poprzyglądać temu, co robią.
Poczułam, jak cielsko Złotego Popiołu na mnie ląduje. Krzyknęła coś, ale nie mogłam zrozumieć już żadnych słów. Coś pstryknęło. Bardzo cicho. Przestałam słyszeć cokolwiek. Odgłosy z zewnątrz do mnie nie docierały. Poczułam się, jakbym znalazła się nagle w innym świecie. Jestem z Gwiezdnymi? Czy to oznacza, że umarłam? Niemożliwe. To było tylko ciche pstryknięcie.
— Wstawaj... — Coś mruknęło mi do ucha. — Wstawaj, słyszysz — Głos zaczynał robić się wyraźniejszy, lecz wciąż nie byłam pewna, czy nie jestem po drugiej stronie i właśnie nie rozmawiam z własną matką. Ewentualnie z bratem, który w końcu też jest wśród Gwiezdnych.
Coś nagle mnie bardzo mocno szturchnęło w bok. I było to na tyle mocne uderzenie, że otworzyłam z zaskoczenia oczy.
— Gdzie... gdzie jestem? — Rozejrzałam się. — Bracie? — wymruczałam cicho, widząc na sobą pysk jakiegoś psa. Obraz uciekał mi na wszystkie strony.
— Słucham? — oburzony ton ze strony owego psa dał mi znać, że to nie mój brat, a Złoty Popiół. — Nie jestem twoim bratem. Czy ja wyglądam na wielką chodzącą kulę śniegu?
— Co się przed chwilą stało? — zapytałam, powoli wstając na cztery łapy. Ból promieniował na całe ciało. Nie wiem nawet, gdzie dokładnie mnie bolało, bo miałam wrażenie, że boli mnie wszystko.
Suczka usiadła, a na jej pysku zawitał grymas bólu. Patrząc na nią, miałam wrażenie, jakby przed chwilą spadła z drzewa. Dodatkowo krwawiła. Nie wyglądało to zbyt dobrze.
— Dwunożni — prychnęła z wyraźnym obrzydzeniem. Na ton, w jakim wypowiedziała to słowo, wzdrygnęło mną. — Spotkałam się z tym już wcześniej.
Suczka rozejrzała się, sprawdzając, czy nikogo nie ma w pobliżu. Dwunożni, których przed chwilą obserwowaliśmy, zniknęli. Nie pozostało po nich nic, co by świadczyło, że byli w tym miejscu. Dwunożni świetnie potrafią zamaskować swoją obecność. Pojawiają się i znikają, bez żadnego śladu. Jedyne, co pozostanie, to zapach unoszący się w powietrzu. Jednak teraz nie wyczuwałam nic. Dusił mnie nieznany zapach.
— Chodźmy stąd — poleciła, jednak według mnie to nie była prośba, nie był to też rozkaz, co często wyczytywałam z jej sposobu mówienia. Tym razem zabrzmiało to, jak błaganie.
— Poczekaj. — Złapałam ją za ogon, kiedy akurat wstała. — Jesteś ranna.
Na pysku towarzyszki zagościł delikatny uśmiech.
— Tak, i co z tego?
— Jak to i co z tego? — oburzyłam się. — Krwawisz i kulejesz! Nie możemy nigdzie iść! Powinnaś jak najszybciej trafić do medyka.
Złoty Popiół westchnęła, lecz usiadła i skierowała swoje lśniące oczy na mnie.
— W takim razie, co proponujesz? Też jesteś ranna, zapomniałaś?
Uśmiechnęłam się szeroko. Tak, zapomniałam. Zapomniałam, bo bardziej przeraził mnie stan, w jakim znalazła się zastępczyni. Oklapnięte ucho, krew cieknąca gdzieś po boku łba i grymas bólu, który usilnie stała się ukrywać.
— Jestem mniej ranna od ciebie.
Zauważyłam, jak uchyliła delikatnie pysk, by coś dopowiedzieć, lecz szybko go zamknęła. Pierwszy raz widzę, jak Złoty Popiół chce mnie posłuchać.
— Nie mogę też cię tutaj tak zostawić... — mruknęłam do siebie. — Może uda mi się cię doprowadzić do medyka.
— Przed chwilą powiedziałaś, że mam nigdzie nie iść.
— Pójście do medyka będzie się opłacać. — Zamachałam ogonem, czując, że może się to udać. — Damy radę. — Wyszczerzyłam białe kły w uśmiechu. — Wydaje mi się, że wiem, gdzie teraz jest.
<Złoty Popiele?>
[589 słów: Biała Zamieć otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz