Spojrzałem na zwierzę, które wielkością przypominało troszkę większego i grubszego kota. Szczerzył w naszym kierunku połyskujące w słońcu białe kły. Oczy zwierza skierowane były wprost na stos ryb, które złapaliśmy z Irysowym Sercem. Zaczynałem panikować. Czułem, jak całe moje ciało staje i nie mogę się ruszyć. Nie bałem się borsuka, nie boję się zwierząt, które wielkością mnie nie przewyższają. Bałem się, że teraz będę musiał obronić jedzenie, które złapaliśmy dla reszty członków klanu. Bałem się również, że nie dam rady tego zrobić i wszystko pójdzie na marne.
Uspokoiło mnie jedno. Wzrok Irysowego Serca. Uspokajające ciemne oczy mentorki sprawiły, że spięte mięśnie zdołały się rozluźnić. Ogarnął mnie dziwny spokój, którego jeszcze chwilę nawet nie brałem pod uwagę.
— Nie musimy go zabijać — powiedziała, jakby chciała odgonić znad mojego łba kłębiące się wątpliwości oraz pesymistyczne myśli. — Wystarczy, że go odgonimy. Zależy mu na jedzeniu, na niczym innym.
Skinąłem łbem na słowa suczki. Miała rację. Moja mentorka nigdy się nie myliła. Przeżyła więcej niż ja, miała większe doświadczenie niż ja, więc na pewno była pewna tego, co mówi. Musimy tylko go przegonić. Nic więcej.
Borsuk zbliżył się do nas na krok, ale wraz z gwałtownym ruchem Irysowego Serca odskoczył do tyłu. Mentorka spojrzała na mnie.
— Widzisz?
Zwierz fuknął zniecierpliwiony. Zaczął krążyć wokół nas, wydając rozgniewane odgłosy. Nie podszedł jednak bliżej. Zdawał się tylko obserwować i czekać na odpowiedni moment. Ja również na odpowiedni moment oczekiwałem.
Gdy borsuk zrobił krok do przodu, wykonałem ten sam gwałtowny ruch, co wcześniej mentorka. Zwierz wystraszony odskoczył w bok i spojrzał na mnie ciemnymi oczyma. Był coraz bardziej zniecierpliwiony, ale wydawało mi się, że wiedział, iż teraz nie ma szans z dwoma psami.
Spróbował jednak raz jeszcze, zbliżając się tym razem o wiele bliżej. Nie zważał na to, że możemy zrobić mu krzywdę. Może był bardzo głodny? A może po prostu był bardzo głupi? Nie wiem, co nim kierowało, ale na pewno była to zawziętość i upartość.
Warknąłem na borsuka, odsłaniając rząd białych kłów. Spojrzałem wprost w jego oczy. Zwierz fuknął na mnie, po czym się odwrócił i pobiegł w krzaki, z których niedawno wybiegł. Był to ostatni raz, kiedy widziałem biało-czarne futro borsuka.
— Świetnie ci poszło! — Irysowe Serce trąciła mnie nosem w bok. — Widzisz, czasem zupełnie nie potrzeba używać siły, ale sprytu!
Uśmiechnąłem się, merdając ogonem. Nikt nie poprawiał mi tak humoru, jak moja mentorka. Nikt nie uspokajał mnie i nie podnosił na duchu tak, jak robiła to Irysowe Serce. Zawdzięczam jej wiele. I nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam się jej odwdzięczyć.
— Wracajmy — zawołała, a ja od razu ożywiłem się i pomogłem jej z rybami. — Nie możemy pozwolić, by inni czekali.
Oczywiście, że miała rację. Uczyła mnie, odkąd pamiętam, że inni członkowie klanu nie mogą doczekać się na jedzenie, które złapią wojownicy. Powtarzała mi jak bardzo ważne to zadanie. Nigdy więc nie podchodziłem do tego lekkomyślnie. Gdy chodziło o pozyskanie jedzenia dla klanu, starałem się z całych moich sił. Nie chciałem bowiem zawieść mentorki, ale też innych, którzy oczekiwali na to, co uda mi się upolować.
Tak więc teraz z dumą i wielkim sercem przytargałem z mentorką świeże ryby. Z równą dumą obserwowałem, jak pożywiać zaczynają się ci, którzy byli w pierwszej kolejności. Usiadłem obok Irysowego Serca.
— Myślisz, że to dobry posiłek? — spytałem, jakbym zaczął wątpić w jakość tego, co upolowaliśmy.
— Wszystko, co złapią wojownicy dla innych członków klanu, jest na wagę złota. — Spojrzała na mnie ciepłym wzrokiem. — Na pewno reszcie bardzo smakuje to, co złapałeś.
Odetchnąłem z ulgą. Tak, Irysowe Serce zdecydowanie podnosi na duchu, jak nikt inny.
— Czy to oznacza, że... teraz czeka mnie walka z tobą?
Znów ogarnęło mnie zwątpienie. Nie wiem, czy będę umieć spojrzeć na mentorkę, jak na wroga. Nie wiem, czy zdołam rzucić się na nią, nawet jeśli chodzi o ćwiczenia. Zbyt ją szanowałem, ale też zbyt wiele jej zawdzięczałem. Przypadkiem przecież mogę coś jej zrobić. Może Irysowe Serce się tym aż tak bardzo nie przejmie, ale ja przejmę bardzo.
— Nie musisz się martwić — odparła uspokajająco, jakby z mojej spiętej postawy odczytała wszystkie myśli, jakie chodziły mi po głowie. — To będą tylko ćwiczenia.
— Tak, ale...
— Możesz już jeść. — Uśmiechnęła się. — Reszta już skończyła.
Spojrzałem na pięć ryb, które spokojnie leżały i czekały na pożarcie.
— A co z tobą, Irysowe Serce?
— O mnie się nie martw. — Szturchnęła mnie nosem w łeb. — Dalej, idź jeść, musisz mieć siłę.
Z wahaniem zrobiłem to, o co mnie poprosiła i spokojnie zjadłem trzy ryby. Na pozostałe nawet nie spojrzałem. Wziąłem je za to w pysk i przyniosłem mentorce pod łapy.
— Nie mogę zjeść wszystkiego sam.
<Irysowe Serce?>
[749 słów: Opalowa Łapa otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz