25 listopada 2020

Od Klematisa CD Irysowego Serca

Kładę upolowany wcześniej łup obok nas, a w moje ślady idzie także Iryska. Zaraz będziemy zmuszeni wrócić na tereny swoich klanów, ja wolę jednak przedłużać nasze spotkanie tak długo, jak tylko się da, uważnie śledząc nasze falujące odbicia. Oboje milczymy, choć cisza jest jak najbardziej komfortowa — skupiam się na tym, jak ważna jest ta chwila, nawet jeśli pozornie wydaje się dosyć błaha. Rudowłosa pokazuje mi coś, co w jakiś sposób jest dla niej ważne, i nawet jeśli nie jest to najbardziej niezwykła rzecz na świecie, to jednak wypełnia mnie taką nostalgią, że mój ogon nie ustaje drgać mimowolnie.
W zad pali mnie wrażenie, że powinienem przedłużyć tę chwilę. Nieistotne, jak bardzo głupi (i godny pożałowania) sposób to będzie, jeśli będę w stanie pobyć z Irysowym Sercem trochę dłużej. Co, jeśli już następnego dnia suka uda, że nic się pomiędzy nami nie wydarzyło? Nawet jeśli faktycznie zdarzyło się więcej w ciągu jednego dnia, niż mógłbym zamarzyć kiedykolwiek, nie możemy o tym tak po prostu zapomnieć.
Chłodny wiatr rozdmuchuje moje futro. Na Gwiezdnych, niech Irysowe Serce mnie nie zabije. Albo, co gorsza, niech Pora Opadających Liści będzie dla nas łaskawa, bo przez uczucia kompletnie już tracę rozum.
Wykorzystując chwilę nieuwagi zastępczyni, która z utęsknieniem wpatruje się w drobny staw, popycham ją w jego stronę. Jej czekoladowobrązowe oczy rozszerzają się z zaskoczenia, gniewu i przerażenia równocześnie, a ruda próbuje balansować na kamieniach swoim ciałem, choć ostatecznie jej plan idzie na marne i z głośnym pluskiem wpada do wody.
Mimowolnie parskam śmiechem, starając się udawać, że zaraz nie zostanę uduszony przez swój obiekt westchnień. Mina schodzi mi z pyska, kiedy Rysa przez dłuższy czas się nie wyjawia spod powierzchni, a w mojej głowie pojawia się istna fala paniki (choć nie do końca wiem, czy bardziej przez to, że mogę zabić osobę, którą kocham, czy przez to, że mogę zabić zastępczynię Flumine we własnej osobie).
— Irysko? — wyduszam, jakby staw miał mi odpowiedzieć. — Irysko, na Gwiezdnych!
Pochylam się nad powierzchnią, starając się wypatrzeć błysk rudej sierści w słabych promieniach słonecznych chłodnej pory. Zanim udaje mi się zorientować w sytuacji, coś gwałtownie wynurza się z wody, szybkim kłapnięciem pyska chwytając mnie za kark i pociągając za sobą. Zimny staw wypiera powietrze z moich płuc, ale siłą przetrwania staram się złapać kolejną porcję tlenu.
Łapczywie nabieram powietrza, krztusząc się resztkami wody i starając się równocześnie utrzymać na powierzchni. Irysowe Serce wypływa obok mnie, uśmiechając się z nutą złośliwości.
— Ja się martwiłem — jęczę — a ty próbowałaś mnie zabić?!
— Mogłabym powiedzieć to samo.
Przemierzając staw, wychodzę na ląd. Woda skapuje z futra na kamienie pod moimi łapami, przez co momentalnie się otrzepuję, tym samym ochlapując podpływającą do mnie towarzyszkę. Wzdłuż kręgosłupa przebiega mnie dreszcz zimna, a ja wyklinam własną głupotę.
— Wyszedłeś już z formy. — Zerkam na nią z politowaniem. — No wiesz, jeśli chodzi o pływanie.
— Dawno tego nie robiłem.
— Mimo wszystko nadal jesteś Wodnym. — Suka odchrząkuje. — Byłeś Wodnym.
Zapada niezręczna cisza. W końcu Irysowe Serce staje obok mnie, wzdychając cicho. Nie wiem, czy to przez to, co powiedziała, czy przez sytuację, w jaką ją wpakowałem. A może oba na raz?
Mogę się odważyć na posłanie jej swojego uważnego spojrzenia. Obserwuję, jak suka pozbywa się ze swojej sierści kropel wody. Mróz uderza ją podobnie, jak mnie wcześniej, tak, że niemal mogę usłyszeć szczękanie jej zębów.
— Wracajmy do Flumine — odzywa się już nieco pewniej, chwytając swoją ukradzioną zdobycz. W odpowiedzi pokazuję jej tylko skinięcie głową, ruszając posłusznie przed siebie.
Dalsza droga schodzi nam niemal w całkowitej ciszy. Mam wyrzuty sumienia przez to, co sam zrobiłem — niekoniecznie dlatego, że postanowiłem wrzucić Rysę do stawu, raczej przez to, że zawaliłem atmosferę między nami. Co mam zrobić, żeby odpokutować przed suką swoje winy? Czy nawet jeśli teraz udaje przede mną szczęśliwą, kiedyś będzie w stanie mi to wszystko wybaczyć, pod warunkiem, że więcej nie zrobię nic podobnie głupiego?
Przełykam ślinę. Warunek? Nie zrobić nic podobnie głupiego? Doskonale wiem, że ta sytuacja sprowadza się do porzucenia Bezgwiezdnych dla Irysowego Serca. Nawet gdybym chciał, sojusz nie trwa wiecznie, a przed nami wszystko może się wydarzyć. Powinienem tracić lojalność swoich podwładnych dla własnych, wyjątkowo egocentrycznych uczuć?
Stajemy przed drzwiami Starego Domu. Iryska łypie na mnie kątem oka, kładąc przed sobą jedzenie.
— Nie wracasz do obozu Bezgwiezdnych?
— Jeszcze nie — mruczę niepewnie.
— Niech cię Gwiezdni mają w opiece, żeby Nakrapiana Gwiazda nie oskubała cię z futra za porwanie jej zastępczyni. — Wzrusza ramionami, przechodząc przez futrynę.
Posłusznie ruszam za nią. Część zgromadzonych patrzy w moją stronę groźnie, najwyraźniej niekoniecznie zgadzając się z werdyktem liderki o sojuszu z moim klanem. Burzowe Gardło rzuca coś w stylu: „Korzeniu, ale żem cię dawno nie widział!” (co z tego, że spotkał mnie na niedawnym patrolu), a Podgrzybkowa Sierść, ledwie dosięgający mi do piersi, mamrocze coś pod nosem o fatum Gwiezdnych, wpadaniu do rzeki i ziołach na rozwolnienie.
Irysowe Serce rzuca pożywienie na stos, a ja podążam jej śladami, starając się unikać kontaktu wzrokowego z resztą wojowników, jakby to miało pomóc mi z tym, że mnie nie zauważą. Nawet jeśli teraz jesteśmy sprzymierzeni, jedzenie z tego samego stosu i polowanie ramię w ramię może wydawać się nieco… kontrowersyjne, jeśli można tak to delikatnie nazwać.
— Gdzie jest Nakrapiana Gwiazda? — pyta ruda któregoś z wojowników. W odpowiedzi dostaje jedynie krótką odpowiedź, że gdzieś wyszła jakiś czas temu. Rysa wzdycha, wywracając oczami. — Ostatnio często jej się zdarza gdzieś znikać.
Marszczę brwi na jej słowa. Nie, żebym jakoś specjalnie ufał liderce Wodnych, ale nie brzmiała specjalnie odpowiedzialnie. Poza tym wolałbym, żeby Irysowe Serce nie zwalała na siebie więcej obowiązków, odwalając też pracę za beznadziejną przywódczynię.
Irysowe Serce dygocze na całym ciele, zostawiając za sobą na podłodze znaczenia w postaci kałuży. Rzuca mi jednak pojednawcze spojrzenie.
— Chodź, zaprowadzę cię gdzieś — mówi, wspinając się po skrzypiących, drewnianych schodach.
Nie przepadam za wysokością, myślę, wchodząc do pomieszczenia o niskim suficie na szczycie obozowiska. Zawsze było mi dobrze tu, na ziemi, ewentualnie w wodzie, jakkolwiek moja kondycja nie podupadła. Jestem psem, nie ptakiem, żeby szczycić się umiejętnościami lotu między chmurami. Podkulam ogon, starając się nie patrzeć w dół, aż w końcu stawiam łapy na teoretycznie stabilnym gruncie.
Miejsce całe jest zagracone, a ja kicham mimowolnie, kiedy do moich nozdrzy wdziera się kurz. Wszystko wygląda, jakby dawno nie było odwiedzane, albo wręcz przeciwnie, zostało opuszczone w pośpiechu. Wyczuwam słaby zapach Dwunożnych na porozwalanych przedmiotach — musieli zamieszkiwać ten teren jakiś czas temu, zostawiając swoje rzeczy na pastwę paru bezdomnych kundli. W powietrzu rozchodzi się także woń niewielu ziół, choć nie jestem pewien z jakiej przyczyny.
— Ja i Nakrapiana myślimy, że to stare rzeczy Dwunożnych. — Błyskotliwe, nie żebym się już nie domyślił. — Większości z nich działania nie rozumiem, ale niektóre są, uhm… fajne. Na przykład to, patrz! — Rzuca w moją stronę coś kolorowego o podłużnym kształcie i wybałuszonych na mnie oczach. Obwąchuję to dyskretnie, po czym postanawiam delikatnie chwycić w zęby. Ku mojemu zdziwieniu, rzecz okazuje się przedziwnie pluszowa, wręcz satysfakcjonująco mięciutka. — Widziałam takie u szczeniaków Bezwłosych.
Uśmiecham się, nieco odważniej rozglądając po wskazanym przez sukę pomieszczeniu. Zaciskam paszczę na pluszowym przedmiocie, który wydaje z siebie zabawny pisk.
— Nakrapiana Gwiazda sugerowała, żebyśmy zrobili tutaj miejsce medyka dla Podgrzybkowej Sierści. Problem w tym, że nie wiemy, co zrobić z tymi gratami.
Zastanawia mnie, czemu mi to mówi. To sprawa pomiędzy nią a liderką, i to w dodatku nie na tyle istotna, aby potrzebowała mojej rady, ale postanawiam nie kwestionować jej monologów, zwłaszcza że miedzianowłosa wreszcie ponownie się przede mną otwiera.
Zwracam uwagę na to, że Irysowe Serce wciąż drży, grzebiąc nosem w pudłach Dwunogów. Porzucam podarowanego mi wcześniej pluszaka, po czym bez słowa zaczynam rozglądać się po pomieszczeniu, szukając jakiejś potrzebnej rzeczy. Chwila ta nie trwa zbyt długo, bo zaraz szamoczę się z długą częścią mocno zakurzonego i śmierdzącego materiału, którym już po chwili okrywam Iryskę. Kładę się obok niej, na co ona robi to samo, a nasze ciała ponownie przytulają się ciasno, obdarzając wzajemnym ciepłem. W ciągu ostatnich dwóch dni dziwnie często poświęcam jej swoją fizyczność, choć trzeba przyznać, że wcale mi nie przeszkadza — ba, wręcz przeciwnie. Mógłbym zostać dla niej zawodowym kocem, czy innym źródłem ciepła. Ważne, żeby suka była jak najbliżej mnie.
<krysiu?>
[1337 słów: Klematis otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz