Zmieszany obserwowałem, jak czarny pies szturcha nosem bok mojej mentorki, po czym wybucha śmiechem. Miał bardzo donośny głos, przez co czułem się jeszcze bardziej niekomfortowo. Właściwie miałem ochotę oddalić się i zniknąć, byleby tylko nie natrafić ponownie na, jak mi się wydaje, starszego samca. Irysowe Serce również nie wyglądała na zadowoloną. Skrzywiła się, gdy samiec, postanowił raz jeszcze opowiedzieć jej, jak cudownie byłoby mieć... szczeniaki. Na Gwiezdnych, dlaczego akurat dzisiaj?
Pies, na którego natrafiliśmy przez przypadek, zdawał się nawet niewzruszony gadką czarnego psa. Stał w tym samym miejscu, co przed chwilą i przewracał oczyma, gdy samiec wypowiadał słowo "szczenięta" albo też "miłość".
— Irysowe Serce, czy... — zanim zdążyłem dokończyć, pies, którego przed chwilą tamten rudy nieznajomy nazwał Burzowym, postanowił do mnie podejść. Spuściłem ogon, patrząc z przerażeniem na jego pysk.
— Och, Opalowa Łapo, chcesz trochę rad dotyczących suczek?
Gdybym miał możliwość, to już dawno bym stąd uciekł. Nie mogłem jednak tego zrobić, zważywszy na fakt, iż miałem do wykonania patrol z mentorką. Akurat dzisiaj. Akurat dzisiaj spotkałem kogoś, kto zdaje tak niewygodne pytania. Nie, żebym próbował sobie kogoś znaleźć. Nie próbowałem. Wolałem rozmawiać o czymś... przyjemniejszym. Na przykład o tym patrolu, na którym niby jestem.
— Siadaj i słuchaj. — Zmusił mnie samym wzrokiem, bym padł na zad. — Jeśli zobaczysz jakąś suczkę, która ci się spodoba, to nie leć do niej od razu! Wiesz, jakie są suczki? Będą od ciebie czegoś oczekiwać! — Pokiwałem łbem, gdyż zrobił długą pauzę, pewnie czekając na mój odezw. — Dlatego obserwuj ją przez kilka dni, a gdy nadejdzie odpowiedni moment, to zagadaj. Zapytaj się, czy spadła z nieba.
— Dlaczego miałaby skądś spadać? — spytałem zmieszany.
Burzowy pokręcił łbem, zawiedziony.
— Oj, młody, będziesz musiał się jeszcze wielu nauczyć — mruknął. — Stary, dobry wujek Burzowy wszystkiego cię nauczy! Nie musisz się niczego obawiać! Jak już będziesz mieć jakąś na oku, to wal śmiało do mnie!
Uśmiechnąłem się krzywo i wyszeptałem ledwo słyszalne "dziękuję". Pies odszedł kawałek, by znowu znęcać się na moją mentorką, która wydawała się powoli mieć dość. Rudy, nieznany mi pies, mówił o czymś do tamtej dwójki. Czułem się przez chwilę jak niepotrzebny balast, który słyszy coś, czego nie powinien nigdy słyszeć.
Może rzeczywiście się oddalę? Nie odejdę daleko, Irysowe Serce nie powinna być za to zła. Wstałem więc i odszedłem od trójki psów. Westchnąłem. Chciałem tylko zyskać nową wiedzę, a nie wysłuchać starszego psa. Dodatkowo jego głównym tematem były suczki.
Czas oczekiwania zdawał mi się dłużyć w nieskończoność. Psy rozmawiały ciągiem, Burzowy śmiał się wniebogłosy i coś krzyczał, o tym, żeby jak najszybciej uraczyć się gromadką szczeniąt. Napomniał również kilka razy o czasie, który nieubłaganie biegnie i nie zatrzyma się specjalnie po to, by mentorka mogła się zastanowić, że jeszcze chwila i już nigdy nie będzie mogła pozwolić sobie na dzieci.
— A ty, Korzonku! — Podniosłem uszy, słysząc raz jeszcze obce imię. — Korzonku, Korzonku... ach, dlaczego jesteś taki uparty?! Świat jest wielki i piękny! — Ciemny pies szturchnął nosem obcego samca. — A ty i Irysowe Serca, ach... tylko na to czekam! — roześmiał się. — Ten twój uczeń, Irysowe Serce, byłby cudownym wujkiem. Dobrze mu z oczu patrzy! I jeszcze taki kulturalny i spokojny! Prawdziwy, zmężniały samiec!
Opuściłem uszy ze wstydu. Dlaczego obcy pies mnie tak chwali? Nie ma we mnie nic szczególnego. Na dodatek nawet nie znam go bliżej! Najpewniej widziałem go w czasie jedzenia. Może brał przede mną kawał mięsa lub też rybę, ale przysięgam, że nie wiem, dlaczego uczepił się akurat mnie! Irysowe Serce na szczęście coś burknęła, uspokajając go. Na mentorkę zawsze mogę liczyć.
— Opalowa Łapo! — usłyszałem jej krzyk. — Idziemy dalej!
Poderwałem się na równe łapy.
— Dobrze! — odkrzyknąłem i popędziłem w kierunku płomiennorudej suczki. Wyminąłem tym samym ciemnego, upartego oraz głośnego psa i obcego, który z zaciekawieniem na mnie spojrzał. Jego oczy były jednak inne, niż mojej mentorki, przez co poczułem przeszywający mnie strach.
Suczka pognała naprzód, jakby chciała jak najszybciej oddalić się od tamtego rudego psa. Burzowy gonił nas, ale przez starszy wiek nie miał tylu sił, więc również znalazł się z tyłu. Odetchnąłem z ulgą, że na moment nie będę musiał wysłuchiwać jego prawd życiowych.
— Irysowe Serce — zacząłem niepewnie — kim był tamten obcy pies?
Zwolniła momentalnie kroku.
— Stary znajomy.
— Nazywa się Korzeń, prawda? — Ciekawość okazała się silniejsza.
Mentorka westchnęła cicho. W tym momencie zrozumiałem, że nie był to odpowiedni moment, by zadawać podobne pytania. Poczułem się winny i ucichłem.
— Przeprasza, to po prostu moja ciekawość.
Jeśli obcy samiec był kimś, kogo wolała nie pamiętać, to z pewnością tymi natarczywymi, niewygodnymi pytaniami sprawiłem, że poczuła się gorzej. W moje serce uderzyło tak silne poczucie winy, że miałem wrażenie, iż moje ciało zrobiła się dwa razy cięższe. Szedłem tuż przy boku mentorki, jednak odczuwałem wiszące w powietrzu napięcie. Nie poprawiało to nastroju ani mi, ani suczki. Dodatkowo Burzowy zaczynał nas doganiać.
— Nie przejmuj się, Opalowa Łapo. — Uśmiechnęła się do mnie. — Skup się na patrolu. Później postaram ci się odpowiedzieć.
Zamerdałem ogonem zadowolony. Jednak nie było to pytanie, którego nie chciała usłyszeć. Co za szczęście! Teraz, zamiast rozmyślać, jak ją przeprosić lub co powiedzieć, mogłem skupić się na oznaczaniu terenu oraz słuchaniu rad mentorki. Burzowy również mi już tak nie przeszkadzał. Nagle okazał się całkiem poważnym psem. Nie wspominał również już więcej o żadnych suczkach, czy szczeniakach.
<Irysowe Serce?>
[856 słów: Opalowa Łapa otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia i 4 punkty do treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz