Aroniowy Cierń wrócił do obozu. Nie dość, że cały drżał z zimna, to wrócił w dodatku w środku nocy. Zdawał sobie sprawę, że na sto procent będzie chory, bo nawet nie spieszył się, aby iść do obozu po tym, jak znów parę razy topił się w śniegu i jego zaspach. Powolnym krokami doczłapał, bo wciąż się nie spieszył, do legowiska wojowników. Większość psów już spała, oprócz tych którzy wyszli na polowanie, na nocny patrol, bądź po prostu leżeli i udawali, że śpią. Ułożył się na swoim posłaniu, zwijając się w kłębek trochę mokrego futra.
— Co, zimno ci? — zapytał Makowy Ogon.
Aroniowy Cierń westchnął cicho, bo co go to w ogóle obchodzi. Dlatego ten milczał, nie odpowiadając mu.
— Słuchasz mnie? — zapytał ponownie większy od niego pies.
Aroniowy Cierń ponownie go zignorował, próbując jedynie zasnąć w spokoju.
Pogratulował sobie w myślach, bo drugi pies już ucichł i nie zadawał więcej pytań. Było to bardzo dobrym znakiem, bo już nie będzie musiał się z nim męczyć.
Zaczął już przysypiać, aż tu nagle poczuł na sobie futro wojownika. Został w chwilę przygnieciony do ziemi przez jego tłusty zad.
Wszystkie jego pogratulowania zostały wyrzucone z całej siły w gruz, w chwili kiedy on został przyciśnięty do ziemi przez większego psa.
— Co ty robisz? — warknął na niego przez zęby.
Makowy Ogon nawet nie drgnął
— Nie jest cieplej? — zapytał.
— Nie — warknął na psa, próbując wygrzebać się spod niego. Niestety, to nie było takie łatwe, jak myślał, że będzie.
Ostatecznie po dłuższej chwili zmagania się, w końcu wygrzebał się spod psa i ustał przed nim.
— Zejdź z mojego legowiska — warknął na niego.
— Ciszej tam — burknął jakiś wojownik.
Aroniowy Cierń popatrzył poirytowanym wzrokiem, w stronę skąd doszedł do niego ten głos.
— No chodź, będzie ci cieplej — zaproponował cichszym głosem. — Chyba nie wolisz marznąć, prawda?
Mniejszy pies zawarczał na niego, mając nadzieję, że w końcu większy da sobie spokój i odda mu legowisko.
Ostatecznie Makowy Ogon westchnął, podniósł się i powolnym krokiem wrócił na swoje miejsce. Pełen satysfakcji Aroniowy Cierń, w końcu położył się tam, gdzie zamierzał, zwijając się w ciepły mały kłębek sierści.
Leżał tak, aż nie poczuł zapachu zwierzyny.
"Świeża zwierzyna?" — pomyślał — "pewnie ktoś wrócił z polowania".
Coś natomiast mu tu śmierdziało, w przenośni oczywiście, bo zwierzyna pachnie.
Wyczuwalnej zwierzyny było za dużo.
Otworzył oczy i dostrzegł, że nie jest w legowisku wojowników.
Była pora zielonych liści, a promienie słońca przebijały się przez liście drzewa, pod którym spał.
To nie było również miasto. Wszędzie była zielona trawa, drzewa i to przyjemne świeże powietrze. Aroniowy Cierń zawsze wyobrażał sobie, jak wygląda życie na dawnych terytoriach i zawsze kiedy tylko zamykał oczy, śniły mu się.
Podniósł się na łapy i zaczął iść przed siebie z małym uśmiechem na pysku.
Przez resztę swojego snu, jedyne co robił, to biegał, gdzie tylko mógł i polował.
Nie było przyjemniejszej dla niego czynności niż to, co przeżywał w krainie snu.
Położył się na grzbiet, patrząc w niebo. Westchnął, czasami żałował, że nie może tak być w rzeczywistości. Motyl wylądował na jego nosie. Czarno-biały przyglądał się mu.
— Aroniowy Cierniu — przemówił motyl.
Ach tak, sny były tak dziwne. Aroniowy Cierń milczał, czekając, co jeszcze przez przypadek wymyśli.
— Aroniowy Cierniu, wstawaj — mówił dalej. — Musimy iść na patrol.
Patrol z motylem? Tego jeszcze nie było
— ARONIOWY CIERNIU — krzyknął motyl, że aż go uszy zabolały.
Wtedy się obudził. Podniósł lekko pysk, zauważając przed sobą pysk Makowego Ogona.
— Czego chcesz? — warknął na większego.
— Przydzielono nam i Nocnemu Skrzydłu patrol — powiedział.
Wręcz najlepszy początek dnia, patrol ze swoim kochanym ojcem, który kocha go do bólu. Chętnie by zaczął udawać, że umiera, ale jednak patrol to patrol. Podniósł się powolnie i wyszedł niezadowolony z legowiska wojowników.
Jego ojciec czekał już przy wyjściu z obozu.
Rzucili sobie zimne, przeszywające spojrzenie
— Co tak długo? — warknął Nocne Skrzydło
— Nie twoja sprawa — odwarknął mu Aroniowy Cierń.
Nocne Skrzydło ponownie spiorunował go wzrokiem, po czym podniósł się i bez słowa opuścił obóz.
Makowy Ogon poszedł za nim.
— Chodźmy — powiedział w stronę czarno-białego.
Najniższy z nich pies oczywiście poszedł na końcu, ponieważ jakoś zbytnio nie przemawiało do niego, żeby iść od razu przy zadzie jego starego.
Ile by dał, żeby zamiast niego poszła już jego matka, albo któreś z rodzeństwa.
Machnął ogonem rozdrażniony.
Ten dzień już nie wydaję się dobry, nie dość, że go zbudzono, to teraz idzie jeszcze z jego dwoma najbardziej nielubianymi psami — tym kleszczem i starym kleszczem.
Nie mógł się doczekać, kiedy patrol się skończy.
<Makowy Ogon?>
[732 słowa: Aroniowy Cierń otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
akapity sie w grobie przewracaja
OdpowiedzUsuń