1 grudnia 2020

Od Białej Zamieci CD Złotego Popiołu

Ucieszyło mnie, że Złoty Popiół czuła się już lepiej. Chociaż jej łapa nie zdążyła się jeszcze wyleczyć, to w moich oczach wyglądała jak zupełnie inny pies, niż wcześniej. Oczywiście, że zgodziłam się pomóc zastępczyni w polowaniu. Dla mnie to żaden problem! Kocham polować, to zawsze dawka ruchu i kolejne wyzwanie.
Powiedziałam towarzyszce, że udamy się gdzieś najbliżej, biorąc pod uwagę stan łapy suczki. Nie chciałabym, by się przemęczała. Starannie próbowała ukryć, że czuje się dobrze i może pójść gdzieś dalej, ale po wykonaniu dwóch kroków zwątpiłam. Nie wiem, kogo próbowała oszukać, jednak na pewno nie mnie.
Udaliśmy się więc na pola, gdzie zwierzyny zawsze było najwięcej. Chociaż często bywało, że nawet kręcąc się w okolicy, siedząc ukrytym i obserwując, nic się nie pojawiało. Prawie tak, jakby ktoś był tu już wcześniej. Parę razy zdarzało mi się podejrzewać kogoś zza granic. Skąd mam mieć pewność, iż nie przechodził tędy zupełnie obcy pies, który po ujrzeniu pięknego samotnego zająca postanowił sobie go upolować?
Gdy pole wyłoniło się przed nami, zadowolona zamachałam ogonem. Złoty Popiół ciągnęła się za mną, lecz poczekałam na nią moment, by przysiadła obok mnie. Nastała Pora Nagich Drzew, więc moja miejscówka na polowania okazała się wyglądać teraz... tragicznie. Kiedy gałęzie drzew zdawały się uginać pod ciężarem liści, było tutaj naprawdę ładnie. Przychodzenie tutaj w samotności, by wejść między rosnące na polach rośliny, było niesamowitym przeżyciem. Teraz to wszystko wyglądało na takie nijakie.
— To moje ulubione miejsce — powiedziałam, czując, że zbyt długo wisi nad nami cisza. — Znaczy, teraz to nie jest moje ulubione miejsce. Łyso tutaj i nudno.
Złoty Popiół spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
— A, tak, wybacz, już tłumaczę.
— Nie o to mi-
— Tak więc lubię tutaj przychodzić, gdy coś tutaj rośnie. Wiesz, jakie to wspaniałe uczucie wchodzić między rośliny, położyć się i odpoczywać? — Podskoczyłam z ekscytacji. — Dookoła cisza, jedyna, co słyszysz, to śpiew ptaków. Żyć nie umierać! Teraz mi się tutaj nie podoba, więc jestem zawiedziona, patrząc na tę okolicę.
Towarzyszka kiwnęła łbem w zrozumieniu. Mogłam opowiedzieć jeszcze więcej, mówić o tym, co mnie spotkało, gdy właśnie tutaj przychodziłam, lecz przypomniałam sobie, że miałam pomóc suczce w polowaniu, kiedy spojrzałam na jej łapę. Rzuciłam, aby dała mi chwilę i zniknęłam w krzakach, które pozbawione liści raczej nie służyły mi za kamuflaż. Nie o to jednak mi chodziło. Szukałam miejsca, z którego miałabym idealny wgląd na całe pole.
Złoty Popiół została na swoim miejscu i tylko kiwnęła mi porozumiewawczo łbem, jakby chciała mi przekazać, że wszystko w porządku. Po tym sygnale mogłam w pełni oddać się polowaniu. Przez długi czas niestety nic się nie pojawiało, ale było to dla mnie tak normalne, jak poranny strumień. Dopiero po pewnym czasie, gdy moje łapy zdążyły przymarznąć do chłodnej ziemi, dostrzegłam małego zająca. Usiadł w jednym miejscu na polu, jakby czegoś szukał. Była to dla mnie idealna okazja. Ruszyłam się powoli, uważając, by nie narobić hałasu. Zające słyną z tego, że są niesamowicie płochliwe oraz ostrożne. Jeden zły ruch i zwierzyna rzuci się do ataku, a gonienie go po tak dużym obszarze, byłoby niesamowicie uciążliwie. Wolałam załatwić to tu i teraz, jednym ugryzieniem.
Oceniłam odległość dzielącą mnie a ofiarę i po szybkim stwierdzeniu, że "i tak go dorwę", rzuciłam się do biegu. Zwierzyna, jak wiedziałam, szybko zareagowała i próbowała uciec, lecz zapętliła się i wylądowała w moich szczękach. Przed śmiercią zająć wydał z siebie przeciągły jęk, właściwie, przypominało mi to krzyk agonalny.
Wzięłam świeżo upolowaną zwierzynę i przyniosłam ją prosto pod łapy towarzyszki. Zadowolona z siebie, wypięłam dumnie pierś, czekając, aż Złoty Popiół w jakiś sposób mnie pochwali... albo też podziękuje.
— Co? — spytałam zdziwiona, widząc, że nie wzięła się nawet do jedzenia. — Coś nie tak z tym zającem? — Obwąchałam truchło, ale nie wyczułam nic, co by wskazywało, że nie chciała jeść.
— Możesz zjeść pierwsza, jeśli jesteś głodna.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Zabrakło mi aż tchu, słysząc takie słowa z pyska Złotego Popiołu.
— Nie, nie, nie. — Potrząsnęłam łbem. — Upolowałam to dla ciebie.
Osunęłam się, by pokazać jej jeszcze raz, że nie zamierzam nic jeść. Obserwowała mnie i dopiero po chwili stwierdziła, iż zacznie jeść. Byłam naprawdę zaskoczona. Suczkę znałam jako tę z typów, którzy nigdy nie chcą się niczym dzielić. Jeszcze jedzeniem? Oj nie, Złoty Popiół na taką nie wyglądała. A teraz zaproponowała mi, bym zjadła pierwsza? Czy ona próbuje mnie do czegoś podpuścić?
Kiedy suczka zajadała się zającem, ja przyglądałam się trawie, która w o tej porze wyglądała naprawdę marnie. Wszystko teraz było takie... bez życia i nudne. Co za pech, że urodziłam się akurat w porę, której najbardziej nienawidziłam. Moja matka musiała stwierdzić, że zrobi mi na złość, innego wytłumaczenia nie akceptuję.
Mój wewnętrzny atak na Porę Nagich Drzew przerwał przedziwny dźwięk, którego wcześniej nigdy nie słyszałam. Był na tyle cichy, że mogłam pomyśleć, iż to ptak, który pewnie leci spokojnie nad naszymi łbami. Dźwięk jednak się powtarzał, powtarzał i powtarzał.
Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę źródła dziwnego, piskliwego dźwięku. Bałam się odnaleźć czegoś, co mogło należeć do Dwunożnych. Ich twory były straszne, nie zdziwiłabym się, jeśli byłoby to coś takiego.
— Co to jest?! — Podskoczyłam, znajdując w wysokich źdźbłach trawy małe stworzonko. Leżało bezbronnie, zwijając się w kulkę. Przypominało nowonarodzonego szczeniaka, jednakże to nie był szczeniak.
Zbliżyłam pysk do zwierzęcia, które od razu po wyczuciu ciepła mojego ciała, zaczęło do mnie przywierać. Poczułam na nosie ostre... pazurki. To był mały kot.
— Złoty Popiele! — wydarłam się.
Zostawiłam kotka na chwilę samego, by podbiec do suczki, która akurat skończyła jeść. Rzuciła mi znaczące spojrzenie, które już zdążyłam rozszyfrować.
— Chodź ze mną, znalazłam coś. — Skakałam wokół niej podekscytowana. — Nie uwierzysz!
Towarzyszka westchnęła pod nosem, ale zgodziła się za mną pójść. Zaprowadziłam ją więc do miejsca, w którym odkryłam porzuconego kotka, kulącego się z zimna. Zwierzątko miało przepiękne ubarwienie: biały z szarymi plamami.
— Nie widzę jego mamy — powiedziałam już trochę bardziej przejęta, niż podekscytowana. — Zakładam, że został tutaj porzucony. — Spojrzałam na suczkę.
— Nie, to głupi pomysł, zostawmy go tutaj.
— Złoty Popiele! — krzyknęłam. — On jest zupełnie bezbronny! Zobacz! Dopiero co otworzył oczy, jak mamy go tutaj zostawić?
Suczka westchnęła już któryś raz.
— Może jego matka wcale go nie porzuciła i jest gdzieś w pobliżu? Zabierzemy go, a ona wróci i go nie znajdzie, co wtedy zrobisz?
Prychnęłam. Ewidentnie widać, że matki nie ma w pobliżu. Co za matka dostawiałaby swoje dziecko na takie zimno w... trawie?
— Zabieram go stąd.
— Biała Zamieć, myślę, że...
— Nie — warknęłam. — Wezmę go stąd. Nie zostawię go tak tutaj. Mogę się nim zaopiekować. — Liznęłam kotka po małej główce. — Co małe kotki jedzą? Myślisz, że pokusiłby się na kawałek mięsa?
— Jest zbyt mały... nie da rady sam pogryźć mięsa. — Nachyliła się, by obejrzeć kotka z bliska. — To idzie na twoją odpowiedzialność.
Ucieszona zamerdałam ogonem. Nigdy bym nie zostawiła takiego małego stworzonka na pastwę losu. Najwyraźniej stracił już całą swoją rodzinę. Nie ma sensu pozwalać umrzeć mu w takim miejscu. Zanim jednak wzięłam kotka do pyska, by przenieść go w bezpieczne miejsce, spojrzałam na towarzyszkę, która stała i mi się przyglądała.
— Złoty Popiele, czy... pomożesz mi? 
<Złota?>
[1152 słowa: Biała Zamieć otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz