Suczka z niepokojem obserwowała powstające właśnie dla niej za pomocą łap Klematisa lekarstwo. Nie wyglądało, a tym bardziej nie pachniało zachęcająco, a Irysowe Serce była pewna, że smak będzie równie ohydny. Zielona breja rozlewała się po porysowanej pazurami drewnianej podłodze, wnikając w jej wgłębienia, a miedzianowłosa błagała w myślach, aby lekarstwo nie okazało się dla niej przynajmniej ostatnim gwoździem do trumny. Może i jej życie nie było najlepszym z możliwych, ale na żegnanie się z tym żałosnym światem było jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie. Poza tym śmierć po spożyciu ziółek brzmiała tyleż niepokojąco, co żałośnie.
Zanim Bezgwiezdny zdążył jednak podać jej błotnistozielony produkt swej pracy, jednocześnie stając się przyczyną bardzo prawdopodobnego zgonu zastępczyni Wodnych, ktoś wkroczył do pokoju. Irysowe Serce, z wciąż na wpół zamroczonym umysłem, z początku uznała wizytującego za Opala, który co jakiś czas pojawiał się, żeby pokazać jej swój zmartwiony pyszczek i zapytać, czy ma się już choć ociupinę lepiej. Zauważając jednak bojową postawę Klema i cień kogoś zdecydowanie większego niż jej uczeń, obejrzała się do drzwi.
W progu stała Nakrapiana Gwiazda, a widok jej kolorowego futra zmroził Irysowe Serce aż do kości. Sama nie wiedziała, czego do cholery oczekiwała? Że będzie wesoło sobie chorować, przez kilka dni trzymając Bezgwiezdnego w samym środku obozu Wodnych i nikt nie spróbuje nawet tego zakwestionować? Oczywiście, Nakrapiana Gwiazda mogła jeszcze zasugerować gościowi niekontrolowanie korzystanie z ich i tak nikłego stosiku pożywienia w ramach gościnności.
Zamiast tego napięła mięśnie i przerzucała się agresywnymi, krótkimi zdaniami wraz z Korzeniem. Miedzianowłosa poczuła się zażenowana swoją naiwnością i szczerze liczyła, że była ona wyłącznie wynikiem choroby, a nie tego, że zastępczyni najwidoczniej głupiała. Nie powinna była postępować tak irracjonalnie i ryzykownie, powinna była się domyślić, jak się to skończy.
Mimo ostrzegawczych warknięć liderki, łapy Klematisa wydawały się być przywarte do podłogi. Wciąż stał przed chorą suczką, nie ruszając się ani o milimetr, chociaż wiedział chyba, że przywódczyni jej własnego klanu nie powinna zrobić jej krzywdy. Wydawał się osłaniać ją swoim ciałem, jakby chciał obronić ją przed szaro-czarną suką.
Niskie, nieprzyjemne syknięcia i błysk odkrytych zębów zmusił Irysowe Serce do wyduszenia zachrypniętego głosu z wciąż obolałego gardła.
— Proszę, Nakrapiana Gwiazdo. — Zająknęła się, gdy przywódczyni rzuciła jej zirytowane spojrzenie, być może nawet… zawiedzione? Mimowolnie skuliła uszy. — Podgrzybkowa Sierść ma teraz dużo pracy, nadchodzi sezon zielonego kaszlu. Dlatego lekarstwa podaje mi Klematis.
Liderka fuknęła i podeszła bliżej, wciąż nie rozluźniając mięśni.
— Wierzę, że nic nie zrobiłeś mojej zastępczyni. Teraz wyjdź z obozu Flumine, zanim przyjdą tu pozostali Wodni.
— Nie zostaw—
— Klematisie… idź stąd, dobrze?
Zrezygnowany spojrzał na miedzianowłosą i bez słowa wyminął liderkę, kierując się do drzwi.
— Zdrowiej szybko, Irysko.
Irysowe Serce przez kolejne dni nie miała nikogo obok, los dał jej zatem dużo czasu na zamęczanie się natrętnymi myślami. Podgrzybkowa Sierść przychodził okazjonalnie, wręczał leki i pytał o samopoczucie, Nakrapiana Gwiazda pojawiła się tylko raz. Miała dużo obowiązków i miedzianowłosa była za to wdzięczna Gwiezdnym. Nie miała ochoty marnować głosu dla zamienienia z nią kilku zdań o niczym, a nie wiedziała nawet, o czym mogłyby rozmawiać. Miała wrażenie, że liderka jest nią zawiedziona, a przecież ruda nie zrobiła nic złego… przynajmniej nic, o czym wiedziałaby przywódczyni.
Długie godziny zajmowały jej rozterki ostatnich dni. Klematis wyszedł z pokoju, opuścił ich obóz i nie wiedziała, kiedy znowu będzie mogła go zobaczyć. Czy wciąż będzie chciał spędzać z nią czas..?
Tamta decyzja wciąż nie była tą ostatnią, najważniejszą. Nie chciała wtedy wybrać klanu w zamian za niego, pragnęła tylko zapewnić mu należyte bezpieczeństwo, zamiast narażać na walkę z członkami Flumine. Ale czy kiedykolwiek umiałaby postawić go ponad klan, swoją jedyną rodzinę? Była zobowiązana wobec Wodnych, była ich zastępczynią. Pozostawienie całej społeczności dla jednostki zdawało się być dla Irysowego Serca czymś nierealnym, jednak musiała przyznać przed samą sobą, że Klematis nie był po prostu jednostką.
Z braku zajęcia i nadmiaru przemyśleń całymi dniami wylizywała łapę — tę którą uszkodziła sobie dawno temu. Sierść powoli zaczynała się na niej przerzedzać, a spod niej wyglądała różowa skóra. Nie wyglądało to zbyt pięknie, dlatego gdy tylko w pokoju pojawiał się medyk, Irysowe Serce szybko okrywała się materiałem. To tylko sierść, kiedyś odrośnie.
Nie mając nic lepszego do roboty, obserwowała farbę obłażącą ze starej ściany. Pożółkły ze starości kolor odsłaniał już biały, przybrudzony tynk. Badanie wyglądu budynku przerwał jej nagły szmer. Zauważyła coś rudego wyłaniającego się zza jednego z pudeł i westchnęła ciężko, przykrywając głowę tkaniną. Liczyła, że niedługo już wyzdrowieje, ale skoro miała halucynacje, to musiało znaczyć, że wróciła gorączka. Odnotowała w głowie, żeby poprosić Podgrzybkową Sierść o coś na zbicie temperatury, gdy tylko znów pojawi się w pokoju.
Zacisnęła powieki i spróbowała zasnąć, aby nie musieć przejmować się majakami. Miała nadzieję, że sen pomoże jej chociaż trochę lepiej znieść chorobę. Skrzypienie podłogi powoli stawało się jednak nieznośne, a Irysowe Serce zaczęła się zastanawiać, w czyim legowisku podłoże trzeszczy tak głośno, że słyszy to u samej góry.
Wysunęła łeb spod materiału, aby sprawdzić, skąd dochodziły dźwięki, jednak przed jej oczami zamiast brzydkiej ściany znajdował się czarny nos, a wraz z nim reszta rudego cielska.
— Cześć, Irysko.
No tak, do tego wszystkiego brakowało jej tylko omamów słuchowych. Nie mogła jednak odmówić swojemu mózgowi umiejętności, bo wykreowany przez niego niby-Klematis wydawał się być całkiem niczym ten z krwi i kości. Stał tuż przed nią, wpatrując się w nią błyszczącymi ślepiami, tak realistyczny, że możnaby go dotknąć. I na to się zdecydowała, pewna że sterczący obok Korzeń był wyłącznie wytworem jej wyobraźni. Zbliżyła się do niego i spróbowała się wtulić, wiedząc, że otuli ją wyłącznie powietrze.
Powietrze było zdecydowanie zbyt miękkie i klematisowo-pachnące.
— Nie spodziewałem się aż takiego entuzjazmu — wymruczał zdziwiony omam. Irysowe Serce odskoczyła od niego, lądując na tkaninie, w którą przed chwilą była owinięta.
— To ty? Co tu robisz?
— A kogo oczekiwałaś? — Nie wiedziała, czy w jego głosie słyszała zawód, czy wyłącznie zmartwienie jej stanem. — Wszedłem przez okno… a raczej dziurę, w której powinno być okno. Na parter oczywiście, stamtąd dostałem się tu. I oto jestem!
— A tu przeszedłeś przez ścianę? — Poziom absurdu sytuacji odebrał Irysowemu Sercu zdolność wymyślenia, co powinna odpowiedzieć.
— W pewnym sensie. — Zaśmiał się, widząc jej zdziwioną minę. — Za tym pudłem jest szczelina w ścianie, wystarczyło je odepchnąć.
— Nie powinno cię tu być — wydusiła.
— Wiem, w końcu mnie stąd wygoniłaś. Myślałem, że nie chcesz mnie widzieć.
— To czemu przyszedłeś? — Nie odpowiedział, tylko wciąż na nią patrzył. — Nie wyganiam cię, po prostu nie chcę, żeby Nakrapiana Gwiazda straciła cierpliwość i rzuciła ci się na szyję.
— Na Gwiezdnych. — Parsknęła, gdy to powiedział. — Wiem, że jest nerwowa, ale aż tak?
— Kiedy Bezgwiezdny stoi w twoim obozie i nie pozwala porozmawiać z zastępcą, mogą puścić nerwy. — Zamilkł. To prawda, Korzeń przestał być tu mile widziany w chwili, gdy stał się Klematisem. Opinia Irysowego Serca nie miała tu nic do rzeczy.
— Tym razem nie dam jej się złapać.
Szczerze mówiąc, nie musiał. Żadne starania związane z ukrywaniem się nie dałyby nic, gdyby ktoś nagle pojawił się w pokoju. Zniweczenie ich nadziei było banalne niczym powalenie niczego nieświadomego szczeniaka. Wystarczyło skrzypnięcie drzwi i pojawienie się na poddaszu nikogo innego, jak medyka we własnej osobie, któremu na ponowny widok lidera Bezgwiezdnych odebrało mowę.
<powodzenia w klebnowaniu włochatego szczura klemuś>
[1176 słów: Irysowe Serce otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz