2 grudnia 2020

Od Szkarłatnego Bluszczu CD Płomiennego Krzewu

Kiedyś bardzo często obrywałem przez swoje decyzje. I to nawet dosłownie, czyli w fizycznym sensie. Staram się zawsze, aby było one przemyślane i jak najbardziej racjonalne, nawet, jeśli dotyczą one czegoś mało znaczącego. Nie ukrywając, mogę mieć małego pierdolca na punkcie wszystkiego, co robię a przez to tym samym na punkcie ostrożności. Zauważyłem już zbyt wiele razy, że malutka, niby nieważna decyzja może wpłynąć w wielki sposób na wszystko inne. Jednak przeszkadzały mi niekiedy przy decyzjach moje osobiste odczucia, przekonanie, że powinno być inaczej — jakieś wewnętrzne uczucie, przeszkadzające mi przy myśleniu. Ukazało się ono też tym razem. Nie miałem dzisiaj zamiaru nikomu wchodzić w drogę, a tu, jak na moje wieczne nieszczęście — wpadam na jakiegoś psa wyżywającego się bezsensownie na biednym, bezbronnym stworzeniu. Trudno mi było zignorować taki widok. 
— N-Nie jesteś na swoich terenach — mówię cicho, zachowując pozornie bezpieczny dystans od psa. 
Nie musi nic mówić, abym wyobraził sobie jego odpowiedź: „Czy ty właśnie, do cholery, sugerujesz, że jestem głupi? Doskonale o tym wiem!”, mówioną szorstkim głosem, którego nawet jeszcze nie miałem okazji usłyszeć. Niewielki ptak trzepocze ledwo co jednym skrzydłem dzięki resztce sił i wydaje marne, ciche dźwięki. Życie powoli uchodzi ze stworzenia, w tak samo szybkim tempie jak ze mnie uchodzi pozostała pewność siebie i wiem, że ptak za moment zdechnie. Obcy nie odzywa się do mnie, a tylko mierzy wrogim, zirytowanym i wściekłym spojrzeniem, które mówi wszystko, co mógłby chcieć mi przekazać. Mam wrażenie jednak, że nie jestem w stanie ruszyć się z miejsca. 
Cholera, czy to właśnie ten dzień, w którym aż tak żałośnie umrę? Czy ma w ogóle znaczenie, w jaki sposób się umrze? Przełykam ślinę i cofam się dyskretnie, lecz dokładnie w tym samym czasie pies kroczy w przód. Nie powinienem dopuścić, aby ktoś obcy wchodził na teren klanu, ale... jeśli to zagraża mojemu własnemu życiu i zdrowiu, chyba mogę odpuścić? Stawianie się na pierwszym miejscu to raczej podstawa. Podobno nie powinno się postępować ryzykownie, gdy to my jesteśmy zagrożeni, więc... do cholery jasnej, chciałem tylko uratować ptaka! Może powinienem zaproponować mu kompromis — ja nie powiem nikomu, że jest na terenach Industrii, a on zostawi zwierzę w spokoju. To dobry układ. Tylko wszystko zależy od tego, czy by się w ogóle zgodził. Nie, nie... na pewno się nie zgodzi. Nie ma mowy. To durny układ. 
— Zostaw mnie w spokoju — wydaje prawdopodobnie ostatnie ostrzeżenie, a jego głos jest jeszcze bardziej szorstki, niż sobie wyobrażałem. 
Wydaje mi się, że robi mi tym dość dużą łaskę, bo raczej ma głęboko w dupie, czy mnie za chwilę zagryzie. Pewnie ma za sobą już jakieś ofiary, które zbliżyły się do niego zbyt blisko. Będę kolejną. Nie jestem szczególnie wolny, więc może uda mi się uciec. Gorzej, jeśli nie dość, że jest prawdopodobnie tak silny, na jakiego wygląda, to też ma tak szybkie długie łapy, na jakie wyglądają. 
Już po chwili dostaję nauczkę za moje nieposłuszeństwo. Plus jest taki, że nie muszę podejmować żadnej poważniejszej decyzji, gdyż pies podjął ją za mnie — rusza nagle w moim kierunku, bez większego ostrzeżenia, którym były przecież jego poprzednie, pierwsze wypowiedziane w moim kierunku słowa. Nie jestem w stanie zareagować i zostaję przygnieciony przez jego ciężar do lodowatej i mokrej po deszczu ziemi, do cuchnącego błota brudzącego moją sierść. Warczy prosto w mój pysk, zaglądając mi w oczy z wrogością porównywalną do wrogości kogoś, komu wybiłbym całą rodzinę i klan. 
Jestem kompletnym kretynem. 
Kretynem, który nie ma z nim szans. 
Jednak, gdy zbliża się do mnie, moja reakcja jest nieprzemyślana. Niemal instynktowna, a ten durny instynkt to przecież coś, czego naprawdę nie znoszę, lecz tym mogę mu podziękować, gdyż mnie ratuje. Gdy jego pysk bez wahania zbliża się do mojej szyi, gryzę go w żuchwę z całej siły. Mógłbym siebie pochwalić za mój refleks i genialne wyczucie czasu, lecz tego czasu na to w tej chwili za bardzo nie mam. Mój napastnik cofa się odruchowo, a z jego pyska leci krew, brudząc mnie oraz ziemię. Podnoszę się szybko, oddychając ciężko i rzucam mu uległy wzrok. Wątpię, aby mi odpuścił, szczególnie gdy patrzy na mnie tymi lekceważącymi, wściekłymi oczami. 
— Inne psy z mojego klanu są niedaleko.
Nie wiem, czy te słowa podziałają. Może nie ma żadnych granic i chętnie wkroczy do walki z paroma osobnikami. Nie wygląda jednak na głupiego, więc wierzę w jego zdolność rozpoznawania ryzykownej sytuacji i odpuszczania. Czuję ulgę, widząc, jak podejrzliwie rozgląda się na boki. Wie, że nie jest na swoich terenach, więc niech będzie świadom konsekwencji. Po chwili przyjmuje postawę znacznie mniej agresywną, spuszcza ze mnie czujny wzrok i odwraca się tyłem. Jakby specjalnie, podchodzi do ptaka, który już przestał się ruszać i odrywa mu łeb bez żadnego większego wysiłku, jakby zrywał marną roślinkę. Robi mi się nieco słabo na ten widok — nie rusza mnie plama krwi, ale sam fakt odbierania życia niewinnemu zwierzęciu. Bardzo dokładnie widzę odrywające się ścięgna i rdzeń. Bez większych skrupułów odrywa kawał mięsa z ptaka.
Stoję spokojnie, pokazując, że nie mam na celu atakowania go. Wolę nie ryzykować, wykonując jakieś ruchy, które dla intruza mogą okazać się podejrzane. Jego pysk jest brudny od krwi ofiary oraz jego własnej, kapiącej z rany, którą mu zadałem. Jednak nie odchodzi. Po chwili znowu mnie obserwuje. Wygląda, jakby chciał coś powiedzieć, jednak jego duma mu nie pozwala odezwać się do jakiegoś przypadkowego kundla.
— Czemu przejmował cię ptak?
Jestem nieco zdziwiony, że postanowił się do mnie odezwać. Problem w tym, że nie wiem, co mogę mu odpowiedzieć, a boję się, że jeśli tego nie zrobię, znowu go zdenerwuję. Ale chyba powinienem cokolwiek powiedzieć, skoro wysilił się na odezwanie w moją stronę? Gdy jednak tego nie robię w ciągu najbliższych dziesięciu sekund od zadania pytania, pies marszczy czoło i prycha.
<Krzewku?>
[940 słów: Szkarłatny Bluszcz otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz