Po drodze do legowiska medyka strategicznie zabrał z klanowego stosiku całkiem przyzwoitą mysz. Skoro szedł prosić o przysługę, wypadało jakoś wynagrodzić zmarnowany przez siebie czas. Z gryzoniem w pysku podreptał dalej, do jednego z pokojów Ruin, w którym swój magazyn oraz legowisko miała Ciemny Kieł, a od niedawna także jej uczeń, brat Borsuka.
Na wejściu uderzył go przytłaczający zapach wielu zmieszanych ze sobą medykamentów. Ostrożnie zajrzał do środka. W pokoju nie było nikogo poza Liskiem.
— Mam nadzieję, że nie prze- — wydukał, ale nie dane było mu dokończenie zdania.
— Przeszkadzasz! Właśnie, że przeszkadzasz. I to bardzo — warknął Lisia Łapa, unosząc czarne uszy.
— Przyniosłem ci mysz… — Wiotkie ciałko gryzonia upadło na podłogę z delikatnym plasknięciem, a szarawy ogon ułożył się w łuk.
— Nie chcę twojej żałosnej myszy, ok? Wyjdź i się nią udław! — Borsucza Łapa po raz kolejny polizał zraniony nos, na co jego organizm automatycznie zareagował przeszywającym bólem. Podkulił ogon i cofnął się o kilka kroków. Chyba nie miał szans na otrzymanie lekarstwa. — Na co jeszcze czekasz, mysi móżdżku?
Łapy już prowadziły go do wyjścia, ale w momencie, gdy przekraczał próg, zetknął się oko w oko (a może bardziej nos w nos) z nikim innym, jak medyczką Ciemnych. Może dla jego niewyleczonej rany była jeszcze jakaś nadzieja?
Suka przyjrzała mu się uważnie.
— Co ci się stało, Borsucza Łapo?
Usłyszał ciche fuknięcie Liska i skulił uszy.
— Podrapała mnie łasica, podczas polowania z Płomiennym Krzewem.
— Na Gwiezdnych, czemu nie przyszedłeś wcześniej? — Uniosła wzrok w górę, na chwilę wpatrując się w brudny sufit pokoju. — Pazury łasic były w każdym brudnym miejscu, jakie tylko zdołałbyś sobie wyobrazić. Lepiej od razu oczyścić takie rany, nim wda się zakażenie.
Jego brat wyraźnie wzdrygnął się na wzmiankę o zanieczyszczeniach przenoszonych przez niedoszłą ofiarę Borsuczka.
— Przepraszam, Ciemny Kle… — Czarno-biały uczeń spuścił głowę. — Następnym razem przyjdę wcześniej.
— Ważne, że w ogóle tu jesteś. Lisia Łapo? — Zawołała ucznia, w którego oczach malowało się przerażenie. — Przygotuj lecznicze zioła dla brata. Uznajmy to za część treningu.
Borsucza Łapa czym prędzej podszedł do przyszłego medyka, niecierpliwie oczekując na lekarstwo. Ten w odpowiedzi warknął prosto do jego ucha.
Dzięki, fajtłapo.
Kilka uderzeń serca oboje siedzieli nieruchomo, wpatrując się w siebie, ale gdy tylko Ciemny Kieł stanęła tuż nad Liskiem, ten od razu udał się do magazynku po konieczne zioła. Wrócił już po chwili, w pyszczku targając dwa sporawe liście — jeden z wyrastającym z łodygi drobnym, białym kwiatem, a drugi śmierdzący czymś pikantnym.
— Trybula i szczaw. Dobry wybór, Lisia Łapo. — Pochwaliła go mentorka, a ten dumnie wypiął pierś. Gdy tylko suka się odwróciła, szepnął do brata: gdyby nie ona, dostałbyś owoce cisu.
Borsuczek powoli tracił jakąkolwiek wiarę w to, że wydostanie się z tego miejsca żywy.
Lisek tymczasem zajmował się dokładnym przeżuwaniem trybuli, a zaraz później też szczawiu. Wypluł papkę na czarny nos brata i rozsmarował ją niedbale, powodując u Borsuczego nagłe szczypanie narządu węchu. Cóż, przynajmniej mógł opluć brata bez żadnych konsekwencji.
Uczeń Płomiennego Krzewu zagryzł zęby w próbie dzielnego zniesienia bólu i zmrużył oczy. Nie chciał przecież, żeby Ciemny Kieł też uważała go za słabeusza. W końcu miał zostać wojownikiem, a wojownik musi ignorować te wszystkie głupie dolegliwości. Już i tak sprawił sobie dziś dość wstydu...
<Lisia Łapo?>
[523 słowa: Borsucza Łapa otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia i 1 Punkt Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz