Leonis nie był miłym gościem i dobrze o tym wiedziałem. Jednak nie sądziłem, że aż tak bardzo nie przepadali za sobą. Myślę, że wynikało to z podobieństwa ich charakterów. W sumie oboje byli dość nieznośni. Już sobie wyobraziłem jakby wyglądał mój dzień gdybym był skazany na tę dwójkę. Bym chyba stracił wszystkie swoje pokłady cierpliwości, zapewne poznałbym swoją złą stronę, której jeszcze nie odkryłem. Bo jak wiemy każdy z nas, ma w sobie dwie osobowości tylko, od nas zależy. Którą będziemy pielęgnować. Czy byłbym w stanie wtedy być niemiły? Na pewno ich aura mocno by mi się udzieliła. Wystarczyło, że spędziłem dwadzieścia cztery godziny z Miętą i miałem już serdecznie dosyć. Na szczęście, wiedziałem, że od zakończenia tej przygody dzielą nas minuty. Dodawało mi to naprawdę sporo sił i energii. Dawno nie pragnąłem, aby moja przygoda dobiegła końca, ale wiedziałem, że jak opuścimy progi medyka, to poczuję ogromną ulgę. Niewątpliwie, chociaż Leonis jest, jaki jest, to znał się na swoim fachu, lubił po marudzić i do tego podokuczać. Sprawnie zakończył robić opatrunek suczce. I wtedy Mięta wydała, mnie. Tak bolał mnie ten kark, ale w sumie to moje gęste futro zasłaniało widok na ranę, dzięki czemu nie musiałem się nią chwalić. No ale przecież musiała dopilnować, czy aby na pewno jej nie oszukałem i miałem zamiar się tutaj zjawić gdyby nie ona i jej łapa. Podszedłem do Leonisa, a gdy z jego pyska padły słowa.
— Jeszcze sobie kark uszkodziłeś mysi móżdżku. Co za psy.
Właśnie wtedy zastanawiałem się, jak dobrze muszą się znać, skoro używają tych samych stwierdzeń. Pytanie, czy Mięta podłapała to od Leonisa, czy on jednak od Mięty. To była bardzo ciekawa zagadka.
Gdy podszedłem do psa. Spojrzałem mu prosto w oczy, przecież mogłem mu się odgryźć jakimś tekstem, ale on na to liczył. Nie widziałem sensu, aby go jeszcze bardziej nakręcać.
— No cóż, tak to czasami jest, jak się staje w czyjejś obronie.
W tym momencie zobaczyłem kątem oka, jak Mięta się aż zagotowała. Leonis zaśmiał się cicho.
— Czyżbyś czuł się jak rycerz w zbroi broniący jakiejś niewiasty? — zadrwił i łapami rozgarniał sierść, aby cokolwiek dostrzec.
— Nie, ale gdybym siedział na dupie w bezpiecznym legowisku, czułbym się jak mięczak.
Pies zamilkł, na chwilę, poczułem jak czymś polewa mi kark. Następnie lekko przymknąłem jedno oko, gdyż to nie było przyjemne, uczucie jak zaczynało mnie wszystko piec. Następnie porozcierał jakieś liście, czy zioła robiąc z tego maść i posmarował mi grubą warstwą.
— Gotowe, rycerzu, poza dwoma dziurami, które jakimś cudem nie uszkodziły ci mięśni i nerwów, nie widzę nic niepokojącego.
— Dzięki. — Uśmiechnąłem się.
Wraz z Miętą opuściliśmy legowisko medyka i gdy tylko zniknęliśmy z jego pola widzenia, niespodziewanie oberwałem w łeb od Mięty, przywaliła mi z całej siły zdrową łapą w sam środek.
— Za co?!
— Za to, że powiedziałeś, że stanąłeś w mojej obronie idioto, wyszłam na mięczaka i to jeszcze przy tym głupku. Jesteś niepoważny.
Czy naprawdę było mi warto wchodzić w ostatnią dyskusję ? Nie ja chciałem, tylko aby nasze drogi się już rozeszły. Przemilczałem to.
— No co nic nie powiesz?
— Naprawdę, chcesz jeszcze na koniec robić awanturę, zobacz, jesteś wolna i ja też.
— Super, nareszcie, nigdy więcej nie pójdę z tobą, nigdzie rozumiesz!
— Dobrze — odpowiedziałem spokojnie.
Rozeszliśmy się w dość niemiłej atmosferze. Jednak im byliśmy dalej od siebie, tym bardziej czułem ulgę. Tak ta przygoda sprawiła, że potrzebowałem ciszy spokoju i samotności...
***
Przez cztery dni, zajmowałem się tylko swoimi, obowiązkami w wolnym czasie wybierałem się na neutralne tereny, aby, pobyć po prostu sam bez żadnego marudzenia, krzyczenia i gadania. Cisza i spokój sprawiły, ze na nowo odzyskałem cierpliwość chęć życia i powali, zaczęło brakować mi nawet upierdliwej Mięty...
<Mięto?>
[601 słów: Dym otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz