21 stycznia 2021

Od Kasztana CD Jazgotu

— Wiesz… to nie jest takie proste. Im tam też jest dobrze. A jak będą chcieli, to przyjdą, jak reszta — próbował wytłumaczyć Kasztan. Jazgot zadawał tyle pytań, że czasem ciężko mu było nadążyć.
— A ty skąd się wziąłeś? Mama była z Industrii, ja jestem od mamy, a ty wujku Kasztanie? — Kasztan nie chciał o tym rozmawiać, ale wiedział, że temat w końcu wypłynie. Postanowił przebrnąć przez to możliwie szybko.
— Byłem we Flumine. To klan Wodnych — powiedział lakonicznie.
— I często pływają? W morzu?
— Wodni to najlepsi pływacy. Kiedyś mieszkaliśmy przy rzece. Nie wiem, czy pływają w morzu, ja… Nie wychodziłem poza granice dość długo. Ty też nie powinieneś biegać po terenach innych klanów. Nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało. I możemy mieć przez to kłopoty.
Spojrzał na szczeniaka. Wyglądał, jakby go zbił. Co zrobił nie tak? Wiedział, że coś zepsuje, ale żeby tak szybko? Zaczął prędko tłumaczyć:
— Wiesz, mamy zasady i… Możesz chodzić po ziemiach neutralnych przecież. Tylko nie pakuj się w kłopoty, dobrze? A granic się wkrótce dokładnie nauczymy.
Starał się brzmieć zachęcająco, ale nastawienie Jazgotu się nie zmieniło. Przycichł i w milczeniu wracali na pagórki blisko obozu. Kasztan zaczął szukać zapachów, za którymi mogli podążyć. Jednak nagle szczeniak ożywił się i zaczął entuzjastycznie wykrzykiwać:
— A gdybyśmy poszli razem? Mówiłeś, że dawno nie wychodziłeś, a to takie ciekawe! Możemy pójść w tyle miejsc, jest park, tory… 
— Jazgot… Pójdziemy kiedyś wszędzie tam, gdzie możemy, ale wiesz… po kolei. Zaczniemy od naszych terenów. Też są ciekawe, prawda? — przerwał mu Kasztan. Wypuścił parę z pyska i błagał w myślach, by uczeń też tak uważał.
— O tak! Ja bardzo lubię chodzić na cmentarz. Niektórzy by się bali, ale nie ja! Ja, Mlecz i Nieuchwytka jesteśmy bardzo odważni.
— Oj tak, nie wątpię, że wszyscy jesteście. Ale ty chyba najodważniejszy, jak tak chodzisz wszędzie sam. — Pies uśmiechnął się do malucha, ale w duchu dodał: „Na moje nieszczęście!”.
Kiedy tak szli i wysłuchiwał o przygodach Jazgota i Mlecza, stawał się coraz bardziej przerażony. Postanowił pójść do Laurencego i porozmawiać z nim, jak ten to wszystko znosi. Może miałby dla niego jakieś złote rady? Sama myśl pójścia i radzenia się kogoś z problemów napawała go grozą, ale jeszcze bardziej bał się zawieść w nowej roli. Skoro już wyłazi ze skóry i próbuje małego czegoś nauczyć, to może spróbować przełamać kolejne bariery. 
***
Dzień dobiegał końca i byli już w obozie. Pałaszowali wspólnie gołębie i rozmawiali o treningu. Jazgot chwalił się wszystkimi zapachami, które czuł wokoło. Uczył się też rozpoznawać zapachy własnego stada. Kasztan tłumaczył mu, jakie to ważne, a ten cieszył się, że wkrótce będzie mógł znaleźć Mlecza tylko po jego roślinnej woni.
Nadeszła noc i była już najwyższa pora się kłaść. Kasztan wziął głęboki wdech i ruszył w stronę legowiska ucznia. To jest ten moment, ważny moment, nie zepsuj tego. Powtarzał sobie cały czas w myślach, że to nic takiego i jest normalne dla mentorów. Jednocześnie jednak wyrzucał, czemu nie zaproponował poprzedniej nocy.
— Jazgot eee… słuchaj, wiem, że czekasz na mamę, ale mentorzy i uczniowie śpią razem, a przynajmniej taka jest tradycja… I pomyślałem, że może byś chciał przenieść się do mojego legowiska, a jak twoja mama wróci, to możesz wtedy spać z nią — wypalił w końcu szybko. Chwilę wpatrywał się w szczeniaka z obawą, ale ten zgodził się prędko.
— Super! To jak Mlecz śpi z wujem Laurencym! A jak mama wróci, możemy spać we troje, na pewno się zmieścimy!
Ruszył szybko w stronę posłania Kasztana. Pies specjalnie po posiłku zniósł więcej miękkich, cienkich i trochę cuchnących przedmiotów, jakie zostały tu po Dwunogach. Wytarte o mokrą trawę pachniały znośnie, a i w ich siedzibie szybko się osuszyły. Kasztan wiedział, że jego legowisko nie należało do najładniejszych, nie miał jednak pojęcia, jak temu zaradzić. Chciał nanieść tam kilka ładnych kamieni, ale nie dał rady. To byłoby jak bluźnierstwo w stronę Słoneczka. Zresztą, ona pewnie i tak znalazłaby nieskończenie ładniejsze. Ach, jak bardzo jej potrzebował. Bez złocistego uśmiechu siostry świat wydawał się taki pusty, a on był w nim jeszcze bardziej zagubiony.
— Przepraszam, nie chciałem powiedzieć czegoś źle! — rozległ się przerażony pisk.
Kasztan oprzytomniał i spojrzał na Jazgota zdziwiony.
— Ale przecież nie powiedziałeś. Co się stało? — próbował wybadać sytuację. No ładnie, chwilę nie uważał i do czego doprowadził? Musi się zdecydowanie bardziej skupiać przy tym maluchu.
— Bo miałeś taką dziwną minę… — odparł Jazgot, a głos lekko mu się zatrząsnął. — Naprawdę mi się podoba tutaj, naprawdę! — dodał prędko.
— Spokojnie, wierzę ci malcu. Tylko się troszkę zamyśliłem. Jak następnym razem zrobię taką minę, to pamiętaj, że to nie twoja wina, dobrze?
Szczeniak pokiwał łebkiem, ale nie wyglądał na do końca przekonanego. Kasztan ułożył się i poczekał, aż zrobi to także uczeń. Wtedy zawinął ogon, żeby malec był praktycznie całkowicie otoczony. Pamiętał, że to lubił najbardziej, gdy spał z mamą. Czuł wtedy spokój, czuł, że jest bezpieczny. Chciał to dać też jemu. Ten bądź co bądź jeszcze maluch powinien móc czuć się przy kimś bezpiecznie. A Kasztan postanowił, że spróbuje ze wszystkich sił mu to okazać. Może nie będzie najlepszym mentorem, ba!, na pewno nie będzie, ale spróbuje mu dać od siebie tyle, ile może. Widział, jak przerażony był na treningu, zupełnie jak on sam! Nie pozwoli, by czuł się tak na treningach, oj nie, jeśli tak dalej będzie to chyba lepiej zrezygnować, bo nigdy, przenigdy nie pozwoli sobie powielić tych wszystkich błędów ojca…
Kiedy oba psy zapadły w głęboki sen, ich oddechy zgrały się ze sobą, a ciała grzały siebie nawzajem. Ranek miał przynieść obchód po terenach Bezgwiezdnych, trening, kolejne wyzwania, ale teraz wszystko było spokojne i ciepłe. Prawie jak dom.
<Jazgot? Przepraszam, że tak długo czekałaś i że takie marne>
[920 słów: Kasztan otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia, Jazgot 2 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz