Taki wysiłek na początek dnia był dla mnie zbawienny. Jednak nie spodziewałem się, że pies jest tak silny. Zaatakowałem pierwszy, wyszczerzając zęby. Pies się stał nieruchomo, nagle szybkim ruchem wbił mi kły prosto w szyję. Jak ja mogłem dać się tak zrobić. Trzasnąłem o ziemię, wydając z siebie niewyraźne warczenie, poczułem, jak pies mnie dusi. Jak powoli się przemieszczamy. Musiałem szybko się odwrócić i zrewanżować. Rozdarłem mu bark, aż polała się krew.
Tym razem to on wykonał pierwszy ruch. Poczułem, jak zatapia się w moim ciele. Odepchnąłem go szybko, aby nie pozwolić mu na więcej. Szybko złapałem go za kark, zwalając z nóg. Szarpałem jak opętany i nie miałem zamiaru wypuścić. Nie musiałem długo czekać na odwet, poczułem, jak pies łapie mnie za szyję, gdzieś w okolicach ucha. Ścisnął mocniej szczęki, mimo woli musiałem go. Nie zamierzał się hamować i rzucił mnie o betonową ściankę. W powietrzu cały czas latały strzępki naszych futer, a także unosiła się woń krwi, mimo że wiał wiatr. Na lekko drżących łapach podniosłem się, miałem problem, aby złapać oddech. Dostrzegłem, jak napastnik rusza wprost na mnie. Nie miałem, jak uniknąć ataku więc postanowiłem go odeprzeć. Zbiliśmy się z dużą siłą, czułem jego przewagę, ale nie dopuszczałem myśli porażki do siebie. Po kilku kolejnych ciosach czułem, jak tracę siły.
— Wynoś się! — walnął.
Jednak trafiła kosa na kamień. Po tych kilku minutach wiedziałem, że przewagę jeśli chodzi o siłę. Zamknąłem na chwilę oczy, na moim pysku pojawił się złowieszczy uśmiech, prędzej umrę, niż pozwolę sobie odejść z podkulonym ogonem. To był dla mnie początek, musiałem teraz wykorzystać swoje umiejętności na maksa. Otrzepałem się i zobaczyłem, jak kolejne krople krwi spadają na ziemię. Ruszyłem biegiem w jego stronę, złapałem go za przednią łapę, zanim mnie sięgnął, już byłem za nim, gdy się odwrócił, złapałem go za szyję i przyciągnąłem do ziemi. Bez problemu jednak podniósł się wraz ze mną, złapał mnie za klatkę piersiową. Z wielkim bólem wyrwałem się, a w jego pysku zostało futro. Złapałem go za tylną łapę i znowu zmieniłem szybko swoją pozycję. Gryzłem w różne miejsca, gdzie popadało, biegając wkoło niego. Tracił energię, aby nadążyć za mną i odpierać moje ataki. Ja też z każdą chwilą czułem to większe zmęczenie. Ale sprawiało mi to ogrom frajdy. W pewnej chwili dopadł mnie, mocno chwycił za grzbiet i rzucił o ziemię, powtarzając to kilka razy. Jednak nie zastanawiałem się co robić, złapałem znowu jego przednią łapę, zaś on mnie za kark im mocniej on ściskał mnie, tym bardziej ja wgryzałem się w jego łapę. Jeśli postara się mnie odciągnąć to razem z jego własną łapą. Zastygliśmy w tej pozycji, gdyż za nami pojawił się lider.
— Co wy wyrabiacie? Natychmiast przerwijcie walkę! Jak chcecie się naparzać to nie na terenach sfory! Dzieci patrzą.
Faktycznie zebrała się tutaj małoletnia widownia. Jeden z bachorów zapewne doniósł na nas.
Oboje puściliśmy się i wycofaliśmy. Lider dalej nas opierniczał, ale się wyłączyłem. Rzuciłem w stronę psa wrogie spojrzenie
— Jeszcze się policzymy — warknąłem i ruszyłem, wymijając wszystkich.
Nie wiem, kto wygrał, ale gdyby nie mali donosiciele to któryś z nas byłby trupem. Nie czułem się ani wygrany, ani przegrany. Ale zostawiałem za sobą sporo krwawych śladów.
<Płomienny Krzew?>
[524 słowa: Krwawy Zew otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz