Stoję na największej skale na świecie. Patrzę na swój klan z mieszaniną dumy i pogardy. Ja tutaj władam. Ja, Krzemieniowa Gwiazda, jestem przywódcą świata i nikt nie może się ze mną równać. Orzechowa Gwiazda, to mój uczeń. Moje rodzeństwo to moi najlojalniejszy wojownicy. A pozostałe psy, to uczniowie i szczeniaki, nie zdające sobie sprawy z tego, co się dzieje. Przyszedł do mnie właśnie Srebrne Zbocze w ryjówką w pysku. Powąchałem ją, po czym się wzdrygnąłem.
— Co to ma być? — warknąłem. — Kiedy to złapałeś?
— 30 mrugnięć temu — powiedział Srebrne Zbocze.
— Stare — syknąłem z niechęcią — Mówiłem, góra 10 mrugnięć. Popraw się.
Srebrne Zbocze skinął głową, po czym odszedł. Wpatrywałem się w mój świat. Tak, zostałem stworzony do władania. Nikt nie może się ze mną równać. Wszystkie psy kłaniają się przede mną, kiedy... mój wzrok spoczął właśnie na moim bracie-wojowniku — Migoczącym Krzemieniu. Ku mojej irytacji, nie okazał mi należnej czci, tylko podbiegł do mnie z błyskiem w ciemnych oczach. Nachalnie polizał mnie za uchem.
— Jak się spało, Krzemyku? — zagadnął z dziwnym zadowoleniem.
Zamrugałem i zdałem sobie sprawę, że to był sen. Nie jestem jeszcze władcą świata, tylko szczeniakiem w żłobku. Jeszcze, to dobre słowo. Ale prędzej czy później... to się zmieni. Ziewnąłem. Mój brat ewidentnie czegoś ode mnie chciał. Pora go łagodnie spławić.
— Sześć Migoczku — powiedziałem ze spokojem w głosie. — Dźemka była szudowna. Szesię się, że mnie obuziłeś w ten wspaniały cień.
Migotek spojrzał na mnie z nieskrywanym zaskoczeniem. Uśmiechnąłem się z satysfakcją. Inne psy słabo ukrywają emocje. A przynajmniej słabiej, niż ja. Przekrzywiłem głowę w lewo, licząc, że odczyta to jako zaciekawienie, wciąż leżąc na brzuchu.
— Szego chcesz? — spytałem, nie chcąc, aby brzmiało to zbyt nachalnie.
Zdecydowałem się niedawno udawać zwykłego, typowego szczeniaka, chętnego do głupich zabaw i nie lubiącego zbyt długich drzemek. Chyba chciałem, aby inne psy mnie polubiły. Ale nie aż tak, aby rezygnować z drzemek i obserwacji otoczenia.
— Myślałem, że pójdziemy spytać Złoty Popiół, czy możemy wziąć sobie coś ze sterty zwierzyny — powiedział Migotek. — Chciałbym znów zobaczyć obóz.
Powstrzymałem się przed przewróceniem oczami. Więc o to chodzi. Naiwna chęć eksploracji. Myśli, że obóz się zmienił od wczoraj? Nie, nie chciałem wychodzić. Postawiłem więc uszy w geście nasłuchiwania.
— Słyszysz to? - spytałem, po czym kontynuowałem nie czekając na zaprzeczenie brata. — Bszmiało jak borszuk. Boję się, Migotku. To niebezpieszne stwoszenie i tylko ty możesz uratować klan. Ja się zbyt boję, a nikt inny tego nie usłyszał.
— Niczego nie słyszałem — powiedział Migotek.
— Bo słabo słuchałeś — syknąłem. — Ciebie nie skszywdzi. Podobno borsuki nie atakują szczeniaków z biszkoptową szerszcią. Ja jestem szbyt rudy.
— Jesteś pewien? — W głosie Migotka usłyszałem wahanie.
— Owszem. — Skinąłem głową. - To na pewno borsuk. Idź go pszestraszyć, a ja stanę na szatach. Bez obaw, on cię nie zaatakuje. Chcesz się skompromitować pszed wojownikami? Naszą pszybraną matką jest zastępszyni pszywódcy. Chcesz, aby się za ciebie wsztydziła?
— Pszybraną? — Nie zrozumiał Migotek.
— Niewaszne. — Potrząsnąłem głową.
W jego oczach zobaczyłem, jak niepewność przygasa. Wyraźnie mi uwierzył, że od strony borsuka nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. Już byłem gotowy ponownie się położyć, aby przywołać stary sen i zbesztać Orzechową Gwiazdę, że zrobił mi niewygodne posłanie. Mój brat jednak nie miał zamiaru dać za wygraną.
— Pójdę — powiedział. — Pójdę walczyć z borsukiem. Ale chcę, abyś szedł ze mną.
—Ja? — Speszyłem się. — Ale ja się boję?
— Obronię cię — powiedział Migotek, po czym uśmiechnął się podstępnie. — Poza tym, nie mogę pozwolić, aby nasz przebrana matka się za ciebie wstydziła.
Wstałem na łapy, przeciągając się leniwie. Będąc szczerym, nie spodziewałem się, że użyje przeciwko mnie mojego własnego argumentu. Będę musiał się go jakoś pozbyć po drodze. Po drodze poszukiwania nieistniejącego borsuka. Gwiezdni, w co ja się właśnie wkopałem?
— Więc choszmy — mruknąłem z rezygnacją. — Ale bęsziesz miał mnie na szumieniu, jeśli szabije mnie borsuk.
— Nie zabije — obiecał Migotek. — Nie pozwolę na to. Jestem w końcu biszkoptowym szczeniakiem.
<Migotku?>
[625 słów: Krzemyk otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz