5 stycznia 2021

Od Mlecza CD Jazgotu

Nie mogłem stwierdzić, że brakowało mi towarzystwa w swoim wieku. Jazgot bardzo dobrze odgrywał wszystkie role! A co najważniejsze, uwielbiał się bawić. Na każdą propozycję zabawy się zgadzałem więc zabawa w chowanego przyszła tak szybko jak myśl gdzie mógłbym się schować. Z tatą Cierniem bardzo często włóczyłem się po terenie. On odkopywał kwiatki ze śniegu, a ja ratowałem ich życie poprzez zjadanie. Tak, uwielbiałem takie przechadzki! Czym prędzej schowałem się za gęstym krzakiem, swoim dość średnim ogonem zacierałem ślady łap. Podłapałem to akurat u takiego jednego psa, który wchodził na tereny Industrii. Położyłem się na zimnym podłożu i zacząłem pyskiem skubać swoją mokrą sierść. Zdecydowanie bardziej wolałem te cieplejsze pory. Wtedy nie trzeba się martwić o mokrość.
Minęła chwila. No dosłownie parę minut, a moje łapy zostały wyczyszczone z brudów. Uniosłem nieco pysk do góry, starając się wyczuć przyjaciela. Dopiero wtedy zorientowałem się, że nawołuje mnie. Nie rozmyślając nawet sekundy o tym czy to podpucha, czy nie, podniosłem się, jak najszybciej mogłem i wybiegłem z mojej kryjówki. Pędząc przed siebie, zacząłem się rozglądać. Gdy dostrzegł biało-kolorowego szczeniaka, zbliżył się do niego, siadając tuż przed nim.
— Jestem tutaj przyjacielu! Coś nie tak? Wybacz, schowałem się za daleko? Trudno. Może zagramy jeszcze raz? — zapytałem go, merdając ogonem na obie strony.
— Wszystko okej, naprawdę nic się nie stało. Po prostu stwierdziłem, że może… może ci być zimno, chowając się w tym puchu. Może pościgamy się do plaży? — odparł na początku nerwowo, jednak pod koniec raczej wizja plaży, go uspokoiła.
— Nie jestem pewien czy taka wyprawa jest bezpieczna… No ale dobrze, jeśli szybko wrócimy, jestem w stanie się zgodzić!
Podniosłem się i liznąłem szczeniaka w ucho. Nie chcąc, by Jazgot został w tyle, zacząłem od lekkiego biegu. I to wcale nie tak, że zgodziłem się pod jego miną! O nie! To sztuczka zaklepana tylko przeze mnie. Polizane zaklepane. Spojrzałem przed siebie, a widząc białokolorowe futro, które jest przede mną. Skubany wyprzedził mnie o długość trzech lisów! Pokręciłem łbem i z wielką motywacją przebierałem coraz szybciej łapami. W pewnym momencie myślałem, że ziemia pomaga dogonić mi przyjaciela i sama się przesuwa do tyłu. Gdy byłem na równi ze szczeniakiem, skubnąłem go lekko za sierść. Tak to taka mini zaczepka. Skręciłem w prawo, by ominąć tereny innych psów. Jednak mój przyjaciel chyba stwierdził, że wygodniej będzie mu szybszą drogą. Nawet nie starając się nawoływać szczenięcia, zawróciłem, ruszając za nim. Skoro ma im się coś stać to chociaż razem, prawda? Skubnąłem go parę razy w ogon, a raczej próbowałem. Zachęta do szybszego biegu działała znakomicie.
Po dłuższym męczącym bieganiu trafiliśmy na plaże. Była dość spustoszała, jak cmentarz, ale bez dziwnego zapachu. Zbliżyłem się do miejsca, gdzie nie było śniegu. Było coś twardego, co nie było wodą. Mimo tego wystawiłem język i to był błąd. Zimne i nieprzyjemne. Otrząsnąłem się z nieprzyjemnej sytuacji. Nie, nie, nie. Ja chce, by moja woda wróciła! Taatoo! Rozejrzałem się płochliwie gdy przypomniałem sobie, że nie jestem sam. Głupek miałeś go pilnować! No już, już idę. Zdecydowanie muszę przykładać się do lekcji z Cierniem.
— Jazgot! Co powiesz na szukanie czegoś ciekawego? Wiesz, tu jest tak, za spokojnie. A! Słuchaj, bo ten. Jest bardzo ważna sprawa, jak tu przybiegamy, to musimy biec dłuższą drogą. Wiesz, jest tak jakoś bezpieczniej i ciekawiej. Więcej drzew i takich innych — powiedziałem, przypominając sobie o tej bardzo ważnej rzeczy.
Pamiętam jak kiedyś z tatą Laurencym byliśmy na innej drodze ze stosów jedzenia. Nieprzyjemni dwunożni prawie mnie zdeptali! A co dopiero inne psy z klanu. Szczeniak usiadł, wpatrując się w niebo.
— Popatrz tylko, jak pięknie wygląda niebo. Powiem ci, że najładniejsze jest gdy jeszcze wszyscy śpią. No ale wiesz tutaj, a nie w obozie — powiedział rozmarzony.
No musiałem mu przytaknąć. Chociaż nigdy nie widziałem tutaj nieba wczesną porą, to uwierzyłem mu na słowo. Może kiedyś się przekonam, kto wie może za niedługo? Zdecydowanie fajnie byłoby pójść tu z Jazgotem i patrzeć na niebo. Spuściłem pysk, patrząc na szczeniaka, który chyba pierwszy spojrzał na mnie, albo w tym samym czasie? Nie wiem, ale wiem to, że w jego spojrzeniu mogło zauważyć od razu, że o czymś myśli.
— Coś cię trapi przyjacielu? Wyglądasz, jakbyś gwiezdnych zobaczył! — spytałem, przekręcając głowę na lewo. No już odpowiadaj.
— Wiesz, zawsze myślę, że moja mama wreszcie wróci. Przyjdzie akurat z tego miejsca, w końcu to moje ulubione i jej też — szepnął, tak jakby chciał, aby zostało to tylko pomiędzy naszymi futrami.
— Naprawdę? Ja nie wiem, skąd moja przyjdzie, ale Laurie mówi, że wróci. Przecież nie zostawiłaby mnie. Chociaż muszę przyznać, że lubię tu być z tobą i moimi tatami — powiedziałem niezbyt pewien jak ubrać to słowo Tatami? Tatrami? A może po prostu po imieniu? To nieważne.
— Nie wiedziałem, że twoja mama też poszła na misje. A co jeśli razem poszły?
— Bardzo możliwe! Przecież skoro my się przyjaźnimy, to one też muszą! — powiedziałem z radością. No przecież to, że się dogadujemy, nie może być przypadkowe! A co jak jako małe szczenięta byliśmy razem w legowisku?
— Słuchaj, w takim wypadku mogę już do ciebie mówić kumpel? Mogę prawda? — Podniosłem się, przebierając łapami. — To mogę czy nie? Nie daj się prosić! —
— Kumpel? Tak! Brzmi fajnie, lepiej niż przyjaciel! — odparł, również się podnosząc.
Musiał się strasznie nakręcić, tym słowem, bo zaczął skakać wokół mnie. Cóż nie byłem mu dłużny i tak oto zaczęliśmy szaloną zabawę dwóch kumpli. Jako już uczeń wojownika musiałem popisać się tym, co umiem. Cofnąłem się kilka kroków i z rozbiegu skoczyłem na szczeniaka, przewalając nas. Miałem lekką przewagę przez moją masę ciała i umiejętności, ale dawałem Jazgotowi trochę mnie pogryźć czy przewrócić. Sądzę, że gdyby ktokolwiek teraz na nas spojrzał, stwierdziłby, że jesteśmy zbyt młodzi na cokolwiek. Gdy mój kręgosłup zbyt długo dotykał podłoża, ugryzłem lekko samca w łapę, a ten lekko odskoczył. Dzięki temu miałem czas na wstanie i krótką ucieczkę. Tak jak myślałem krótką, bo szczeniak po chwili z impetem uderzył o mój bok, przez co znowu leżałem.
— Hej! To nieuczciwe! — warknąłem cicho, jednak widząc, lekki strach kumpla, szturchnąłem go w pysk. — Spokojnie, nic się nie stało. A teraz wyścig do legowiska! — krzyknąłem, tym razem jak najszybciej się rozpędzając, by szczeniak nie wybrał złej drogi. W głębi duszy powtarzałem sobie ciągle, że Jazgot biegnie za mną, a nie wpadnie na głupi pomysł skrócenia drogi. Przecież słucha mnie, prawda?
Zwolniłem nieco tempa, gdy byliśmy mniej więcej w połowie drogi. W tym momencie upewniłem się, że samiec cały czas dzielnie biegł za mną. Obecnie jest nieco przede mną i również spokojnie sobie przebiera łapami. Nigdy, mówię wam, ale to nigdy nie miałem tak wykańczających spacerków. Nawet z mamą, gdy przyszliśmy pierwszy raz do taty Lauriego. Ale jak to mówią, ruch to zdrowie.
I tym oto sposobem dotarliśmy na tereny bezgwiazdnych. Zamerdałem ogonem na myśl o jedzeniu, a łapy same przyśpieszyły. To wcale nie tak, że mieliśmy się ścigać do legowiska. Zatrzymałem się gwałtownie, jednak podłoże, które nie było dla mnie de facto dobrze nastawione. Wpadłem wśród martwej zwierzyny, przy tym robiąc lekkie zamieszanie. Whops, chyba to ja wpakowałem się w kłopoty. A miałem chronić od tego Jazgota. Nie no to nic wielkiego. Zrobiłem to niechcący. W pysk wziąłem dość wyrośniętą mysz. Dziwna była taka niemała. Nieważne, ważne by nikt mnie nie widział przy zdarzeniu. Nie miałem ochoty dziś sprzątać. Nawet nie mógłbym znaleźć wolnej chwili, by to zrobić. Oglądając się na wszystkie strony świata, pobiegłem pod legowiska, gdzie czekał już na mnie szczeniak.
— Byłem pierwszy! Ha! Widzisz, jednak jestem szybki! — odparł z wielką radością szczeniak.
— Tak, masz rację, ale obiecuję ci, że następnym razem nie dam ci wygrać! — powiedziałem, kładąc mu pod łapy przerośniętą mysz. — Masz! To dla ciebie kumplu — dodałem, wpatrując się w samca. — Lubisz myszy, prawda? Jeśli nie, to mogę przynieść ci coś innego. Tylko wiesz, teraz może być z tym problem — zacząłem majaczyć, jednak widząc, jak Jazgot zabiera się za jedzenie, zamerdałem ogonem.
Grzecznie czekałem, aż stwierdzi, że już jest pełny. I doczekałem się. Jazgot mimo małego gabarytu umie zmieścić ogrom jedzenia.
— Smakowało? Co ja się pytam! Zjadłeś to z takim apetytem, że będę ci teraz przynosić same dorodne myszaje. O czekaj, jesteś brudny tu u! Dokładnie tu! — Ruszyłem łapą w stronę zabrudzenia na pysku mojego kumpla. Nie chciałem, aby chodził brudny, szczególnie że ma dość dużą obsesję na punkcie swojej szaty.
— Ale gdzie? Że tu? — spytał szczeniak, próbując zlizać resztki. Niestety bezskutecznie, gdyż brud był po drugiej stronie.
— Nie, nie, nie! Po tej drugiej stronie. Tak po tej tylko tak bardziej w tył i wyżej! — Starałem instruować przyjaciela, gdzie dokładnie znajduje się jego problem. Wydaje mi się, że jednak ciężej było mu dosięgnąć niż zrozumieć moje polecenia. — Och daj. Ja to zrobię! — Nieco już zmęczony ciągłym kierowaniem samca zbliżyłem się do niego. Na szczęście, nie było dużej różnicy wzrostu między nami i mogłem bez problemu pozbyć się resztek. Tak jak pomyślałem, tak właśnie zrobiłem.
Gdy było po wszystkim, odsunąłem się od samca, merdając ogonem. Nawet nie wiecie jak bardzo się jest szczęśliwym gdy można komuś pomóc. Szczególnie kumplowi!
— To co teraz robimy Jazgotku? — spytałem szczenięcia z wielką nadzieją, że wymyśli coś ciekawego. Przecież on ma same najlepsiejsze pomysły!
<Jazgotku?>
[1496 słów: Jazgot otrzymuje 14 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz