Kiedy Słoneczko wstała, czuła się lepiej. Emocje ostatnich wschodów słońca opadły i tylko pozostało stawić czoło plotkom dotyczącym jej nocnej przygody. Choć właściwie to raczej nocnego horroru. Jednakże wydawało się, że tym się nie przejmowano. Póki co fakt zagrożenia ze strony gangu został złagodzony i nie zostało powiedziane, o co chodzi dokładnie, ale Wodni byli wyraźnie spięci. Jedni snuli po cichu teorie, inni uważali, że to wszystko tylko po to, by nie było niepotrzebnych schadzek między klanami.
Słoneczny Pysk doskonale rozumiała te aluzje, ale nie wiedziała, co z tym zrobić. Gdyby tata albo brat tu byli… Pewnie szybko ukróciliby te pogłoski. Ale ona sama nie potrafiła tego zrobić. Przecież nie mogłaby po prostu podejść do jednej czy drugiej suczki i… Albo do starszyzny! Bliźnich należy szanować, nie karcić. A jednak bardzo chciała, żeby to wszystko się skończyło. Och, jak bardzo tego pragnęła! Po raz pierwszy od dawna czuła się tak bardzo na widoku, I to cały czas. Dotąd przemykała się między spojrzeniami, od czasu do czasu słysząc komentarz, ale teraz? Mimo że w istocie rozmów na jej temat nie było aż tyle, to suczce wydawało się, że każdy patrzy na nią karcąco, a każdy śmiech czy ściszona rozmowa dotyczy właśnie jej osoby. Choć wiedziała, że Klematisowemu Korzeniowi też się dostaje, to wcale nie poprawiało jej humoru. Nawet jeszcze bardziej smuciło, Korzeń był w końcu jedyną rodziną, jaka jej została, a oboje byli teraz na celowniku członków klanu. Po cichu liczyła, że teraz może znowu wrócą do rozmów, jak dawniej, ale pies cały czas poświęcał Irysowej. Nie miała mu oczywiście tego za złe, rozumiała wszystko doskonale. Gdyby miała kogoś takiego, też by chciała spędzać z nim jak najwięcej czasu.
Zamiast patrolu dostała dziś za zadanie obserwować park. Ostatnie kilka wschodów słońca ten teren był pod stałą obserwacją, a patrole nie oznaczały terenu. Miało to prawdopodobnie jakoś zwabić grasujących tu chuliganów, by zbadali tę zmianę, jednak na próżno; nie pojawiali się. To zaczynało się robić podejrzane, zwłaszcza że Słoneczko pamiętała, jak Cezar i Łata mieli wysłać ich ze śladami po walce do klanów — to nie wyglądało, jakby nagle wszyscy zmienili zdanie i chcieli ich zostawić. Słoneczko obserwowała granicę klanu i parku, zrobiła obchód wśród drzew i nic. Był z nią Rogaty Ślimak — wesoły pies, którego zawsze bardzo lubiła. Wraz z partnerem byli jednymi z psów, z którymi dogadywała się najlepiej. Z początku nie rozmawiali dużo i Słonko zastanawiała się, co też tym razem rozkazał swoim podwładnym Hektor. Słońce zmieniało jednak położenie na niebie szybko, a po obcych nie było śladu, więc w końcu psy zaczęły gawędzić o wszystkim i o niczym.
Kiedy w końcu zdecydowali się na ostatni obchód i powrót do obozu, rozdzielili się i skierowali każde w swoją stronę. Suczka ruszyła w stronę granicy. Po chwili marszu jednak do jej uszu dotarł odgłos łap, cicho stawianych na śniegu. Słoneczko skryła się prędko za krzakami i wstrzymując oddech, liczyła uderzenia serca, czekając na ruch obcego psa. Kiedy jednak wiatr zmienił kierunek, poczuła, że to jeden z Wodnych, rozluźniła się więc i wyskoczyła z ukrycia.
Choć rozmowa nie trwała długo, to była całkiem miła. Opal nigdy nie sprawiał nieprzyjemnego wrażenia, a że jej nie kojarzył, to przecież nic, nie mieli w końcu szans, żeby się bliżej poznać. Suczka nie wiedziała, jak rozpocząć jakiś temat, więc bardzo się ucieszyła, gdy zobaczyła Chmielka. Co prawda nie powinien opuszczać obozu, ale skoro na nich trafił, przynajmniej mogą go odprowadzić.
— Pobawcie się, no! — powtarzał w kółko malec. Słoneczny Pysk i Opalowy Promyk wymienili szybko spojrzenia.
— Jasne, chodź, ponurkujemy trochę w śniegu — rzuciła w końcu suczka i tak przez chwilę psy tarzały się wraz z Chmielkiem. Cały czas pozostając czujni, wojownicy kierowali zabawą tak, by po pewnym czasie opuścić park i ruszyć w stronę obozu. W końcu wszędzie można było znaleźć godne uwagi zaspy. Gdy szczeniak w końcu się zmęczył i powiedział, że chce wracać do legowiska, byli już całkiem niedaleko. Kiedy tak szli, cały czas ich zagadywał, aż w pewnym momencie wypalił:
— A wy byliście na randce, tak?
Psy zatkało. Słoneczko poczuła, jakby coś ścisnęło jej żołądek. Jęknęła aż, przerażona słowami malucha.
— Ja rozumiem takie rzeczy, tłumaczyli mi już, że jak suczka i pies się spotykają tak sami, to potem są szczeniaki, I że to randka — ciągnął w najlepsze Chmielek. — To znaczy, że ja też jestem z randki!
— Em… wiesz Chmielek, to nie do końca tak — odezwał się Opalowy Promyk. Po glosie można było poznać, że jest równie skrępowany, co Słoneczko. — Byłem tylko na patrolu, a Słoneczny Pysk, eeee… — Rzucił jej nerwowe spojrzenie.
— Spotkaliśmy się przypadkiem — wykrztusiła z siebie suczka. Szczeniak jednak nie wyglądał na przekonanego.
Kiedy odstawili go do legowiska, rzucił im na odchodne:
— Ale super, opowiem wszystkim, że będą nowe szczeniaki!
Psy spojrzały po sobie z paniką, ale maluch już zniknął z pola widzenia. Wspaniale, tego tylko mi jeszcze brakuje! Jakby cały klan już nie miał o czym gadać… Czując na sobie znów niepotrzebnie dużo spojrzeń, Słoneczko zagadnęła Opala:
— Em, mówiłeś, że byłeś na patrolu. Wiesz o nieoznaczaniu terenu na granicy z parkiem?
Pies pokręcił łbem, więc Słoneczny Pysk pokrótce wyjaśniła sytuację. Kiedy tak razem szli przez obóz, czuła się dużo lepiej.
— Mogę potowarzyszyć Ci w patrolu, przy okazji rozejrzę się znowu za tropami w parku — zaproponowała, gdy doszli do wyjścia. Bardzo chciała teraz przebywać jak najmniej tylko mogła w siedzibie klanu, chwyciła się więc nadarzającej się szansy. Opal wyglądał z początku na zaskoczonego, ale zgodził się na jej towarzystwo. Suczka mało co nie podskoczyła z radości i ruszyła na nadprogramowy patrol.
— Byłeś uczniem Irysowego Serca, prawda? — zagadnęła. W głowie miała taki mętlik przez to wszystko, co się ostatnio działo, że desperacko potrzebowała jakiejś odskoczni. Choćby to była tylko rozmowa, to może, choć na chwilę, uda się uspokoić i trochę odsapnąć.
— Tak, była wspaniałą nauczycielką. A tobie kto mentorował?
— Klonowe Ucho. Była… dobrą wojowniczką. Chociaż dosyć surową mentorką. Zginęła w walce z Quintusem. — Słoneczny Pysk ucichła i trąciła łapą przypadkowy kamień na ścieżce. Ostatnio coraz ciężej wspominało się jej wszystkich poległych.
— Przykro mi, nie wiedziałem — zmieszał się wojownik.
— Nic nie szkodzi, nie miałeś skąd wiedzieć. — Suczka uśmiechnęła się do niego.
Skręcili w boczną uliczkę odchodzącą od parku w stronę morza. Śnieg drobno prószył, a psy pogrążyły się w rozmowie, już na zupełnie inny temat. Kiedy białego puchu przybywało coraz więcej, dyskusja zeszła na Porę Nagich Drzew.
— Właściwie to nawet ją lubię — wyznała Słoneczko. — Wiem, że wszyscy narzekają, jest mało zwierzyny, dużo chorób, ziemia i każdy pies marznie, ale jest naprawdę pięknie. Choć nic nie przebije kwiatów w Porze Zielonych Liści, nie sądzisz?
<Opalku?>
[1078 słów: Słoneczny Pysk otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz