7 stycznia 2021

Od Szramy CD Klematisa

Szybkość, której Szrama była córką, niestety nie osiągnęła poziomu, którym miała być. Drżące łapy, będące reakcją na odważną zabawę Richiego sprawiały, że jej krok stał się krótki i spięty. Zresztą rudy przywódca również zdawał się zaszyć w studni ze swoich wspomnień. Bursztynowe oczy wpatrywały się w niego, próbując odgadnąć dlaczego. W końcu lider powinien być czujny, zwłaszcza na patrolach. Jedynym wyjątkiem były problemy klanu, które... ich nie dotyczyły.
Każdy członek Bezgwiezdnych był obcym psem. Jedynie to, co porzucili, łączyło ich w grupę. W końcu przecież mogli się rozpierzchnąć, gdzie tylko chcą. Byli wolni, jak te ptaki, które wznosiły się nad domostwami Dwunożnych. A mimo to tworzyli patrole, a nawet mieli lidera, jak każdy klan. Dlaczego nie mogliby i przyjąć nazwy klanu pod nazwą nieznaną? Sfora, wataha... tak, wataha byłoby świetną nazwą. Niczym te podobne do nich bestie zwane wilkami. Richie idealnie by do tego pasował.
Ale nie. Przedzierali się przez Cmentarz niczym przepłoszone wypłochy. Szkoda, że nie spodziewali się tego, że faktycznie zaraz ktoś ich przegoni. Z początku Szrama obejrzała się w stronę wysokiej, wyższej od niej postaci jednak widmo zostania daleko w tyle przejęło władzę. Do biegu rzuciła się jako ostatnia, zaraz dając susa nad czymś jasnym, co wydało odgłos szczęku krowich łańcuchów. Chwilowo nawet wyprzedziła Klematisa, jednak mara ponownego zgubienia się dodała jej powściągliwości, aż do momentu spotkania z ogrodzeniem. Nie stanowiło ono żadnej przeszkody dla smukłej suni. Prześlizgnęła się przez szparę, zaraz radośnie podskakując, a przynajmniej dopóki jej łapy nie zaczęły zawadzać jedna o drugą, powodując ciąg pląsów szukających równowagi.
— Udało się! — zaszczekała, oglądając się na... tylko jednego, chwiejnego psa. — Klem?
Pręgowana nie zdążyła nawet doskoczyć do lidera, gdy ten opadł na ziemię. Nie odpowiedział nawet na ponowne pytanie ani trącenie nosem. I jak na lisie łajno, Szrama zgubiła Richiego. A może to Richie zgubił ich? Nie istotne, gdy lider leży nie przytomny, albo nawet... Mokry nos znów wylądował w pomarańczowym jak letnie kłosy futrze. Oddychał.
— Spokojnie Szramo, wymyślisz coś — powiedziała nerwowo, przysiadając. Przebierała łapami rozglądając się za pomocą, która raczej nie nadejdzie.
Musiała wpaść na obudzenie lidera, nim Dwunożny ich znajdzie. Nie miała serca, by nim teraz potrząsać, więc zrobiła jedyną rzecz, o jakiej pomyślała i była przydatna. Złapała delikatnie za kark Klematisa i zaczęła go ciągnąć, starając się jak najwyżej unieść go nad ziemię. Całe szczęście już nie cuchnął zielskiem od medyka, a przynajmniej nie aż tak bardzo.
Szrama jako nie najsilniejsza musiała się nieco natrudzić, by przeciągnąć go kilkanaście długości lisa. W końcu jednak odpuściła, a wątły pysk Klema wylądował w białym puchu. To zajmie jej wieczność, by go tak transportować do obozu, a poza tym nie mogła go zostawić.
— Mysie łajno — przeklęła raz jeszcze, kuląc bardziej uszy. I całe szczęście, bo zza siebie usłyszała świergot ptactwa, które... znalazło roztopioną wodę. Pluskało strosząc piórka podczas gdy patrol całkowicie zignorowały. Zwierzyna mieszkająca wśród ludzi była taka nieostrożna. Czy klany też takie się staną?
— Obym cię nie zabiła. — Pręgowana potrząsnęła łbem, zaraz ponownie chwytając za kark lidera.
Ciągnąc, próbowała nie potknąć się o własne łapy, a i tak kilkakrotnie stanęła jedną na drugą. Krok po kroku, krok po kroku i chlusk. Płomienne futro wylądowało w niewielkiej, stojącej sadzawce.
<Klematisie?>
[522 słowa: Szrama otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz