— Wszystko w porządku? — spytała Biała Gwiazda, gdy podeszła do Stokrotkowej Łapy.
Dwunóg
chwilę wcześniej odszedł. Wielki owczarek wlókł się u jego nogi, od
czasu do czasu próbując odwrócić się, by znowu warknąć coś w stronę
członkiń klanu Ciemnych, a mały piesek z dziwnymi szmatami w sierści
usiłował wyrwać się z rąk istoty pozbawionej sierści.
— Tak, uciekłam mu. I zobacz, co znalazłam! — Stokrotka z zadowoleniem pokazała kępkę leczniczych ziół leżących u jej łap.
—
Brawo. Nie dość, że umknęłaś Dwunogowi i jego pieszczochom, to jeszcze
przysłużyłaś się klanowi, zbierając zioła. Jestem z ciebie dumna. —
Zwalczyła w sobie ochotę przytulenia córki, zamiast tego jedynie się do
niej uśmiechając. Teraz była jej mentorką.
— Teraz trzeba to zanieść Ciemnemu Kłowi, tak?
— Pomyślałam, że najpierw chciałabyś spróbować zapolować na coś małego, ale jak wolisz iść do medyczki...
—
Nie! Chcę zapolować! — ożywiła się suczka. Po chwili jednak zauważalnie
posmutniała. — Tylko nie wiem, czy dam radę. Ostatnio szybciej się
męczę.
Ostatnio szybciej się męczę.
Słowa
te były dla Białej zbyt znajome, by nie wywarły na niej żadnego wpływu.
Znów widziała Ciemną Gwiazdę, który szeptem, tak, by nikt poza jego
zastępczynią go nie usłyszał, przyznawał dokładnie to samo. Tak jakby
osłabienie było jakimś powodem do wstydu.
Gdyby nie ta głupia duma i niekompetencja Ciemnego Kła, może wciąż by żył.
— Mamo?
Mała
suczka, tak podobna do niej samej, delikatnie ją kręciła. Pomogło jej
to wrócić do rzeczywistości. Ciemna Gwiazda nie żył. Stokrotkowa Łapa
była za to żywa i potrzebowała pomocy medyka.
—
Przepraszam, zamyśliłam się. — Pokręciła łbem. — Co powiesz na to,
żebyśmy zapolowały razem? Tak powinnyśmy dać radę. Zaraz potem zabiorę
cię do Ciemnego Kła, powinna się tobą zająć.
— Mną? — spytała suczka, prawdopodobnie tłumiąc w sobie na chwilę ekscytację związaną z obietnicą wspólnego polowania.
—
Szybko się męczysz. Masz kaszel. Wygląda to na pierwsze objawy choroby —
oznajmiło rzeczowo, nie chcąc bardziej zagłębiać się w temat. — To co?
Polujemy?
— Polujemy!
No
i zapolowały. Wybrały wspólnie tłustego szczura, który nie był w stanie
umykać przed nimi tak szybko jak jego pobratymcy. Mimo przykrych
objawów choroby poradziły sobie z nim stosunkowo szybko. Już po chwili, z
brzuchami wypełnionymi podzieloną między sobą ofiarą, mogły wrócić do
obozu.
—
Jak to „nie mamy ziół”? — warknęła liderka do medyczki, w której
legowisku nie zjawiałaby się, gdyby nie choroba kolejnego jej
szczenięcia. — A to co ma być? — ostrym ruchem wskazała na kępkę ziół,
którą przed chwilą Ciemnemu Kłowi wręczyła Stokrotkowa Łapa.
— To za mało, żeby wyleczyć twoją uczennicę. Na tym etapie rozwoju choroby potrzebuje ich więcej.
— Wysłałam niedawno wojowników i uczniów po zioła! Nikt niczego nie przyniósł? — drążyła Biała coraz bardziej zdesperowana.
— Nawet jeśli ktoś coś przyniósł, zostało już zużyte do wyleczenia innych psów. Mamy coraz więcej chorych, a coraz mniej ziół.
—
To trzeba je zbierać! Do stu Dwunożnych, mamy Porę Nowych Liści, jest
ich zdecydowanie więcej niż jeszcze kilka księżyców temu, kiedy choroba
zaczęła nas atakować. Ty też mogłabyś się wybrać po zioła. W
ogóle muszę znowu wysłać po nie wojowników i uczniów. — Zatrzymała się,
próbując się uspokoić, gdy zobaczyła na sobie niepewne spojrzenie córki.
Nie chciała jej przestraszyć, nie mogła dać się dalej ponieść tej
bezradności. — Ale najpierw sama spróbuję coś zebrać. Stokrotko, zostań
tutaj — rozkazała, po czym rzuciła Ciemnemu Kłowi spojrzenie, które
miało mówić „a ty nawet nic nie próbuj”.
Nie
czekała na odpowiedź ani jednej, ani drugiej. Najzwyczajniej w świecie
opuściła legowisko medyczki i wyruszyła w drogę w bliżej nieokreślonym
kierunku.
Dopiero
już na miejscu spostrzegła, gdzie poniosły ją łapy. Miała przed sobą
ogród — miejsce, które słynęło z nietypowej dla miasta różnorodności
roślin. Być może były tam również te zioła, których potrzebowała jej
córka i cały klan?
Szła
ostrożnie, pilnując się obrzeży ogrodów — wiedziała, że im dalej by się
zapuściła, tym większe było prawdopodobieństwo natknięcia się na
Dwunożnego. Prawdopodobnie to tam polowali na zwierzynę, bo czasami, gdy
tylko wiatr zawiał we właściwym kierunku, do nosa Gwiazdy dobiegał
stamtąd rozkoszny zapach pożywienia.
Była
głodna. Zjedzona przez nią niedawno część gołębia, bez względu na to,
jak był tłusty, nie zapełniła jej brzucha tak, jak powinna. Jej
organizm, który powinien teraz walczyć z chorobą, potrzebował jeszcze
więcej „paliwa”, by mógł jako tako funkcjonować.
Dlatego
też złamała swoje postanowienie — gdy dotarł do niej wyjątkowo wyraźny
aromat mięsa, wyruszyła prosto w kierunku, z którego dobiegał. Na
miejscu zastała jedynie garstkę Dwunogów — samicę, dwóch samców i jedno
szczenię. Wyglądali na bliskich sobie, być może byli rodziną. Dorośli
nie dostrzegali jej, zajęci pożywieniem, lecz biegający tu i ówdzie łysy
szczeniak zauważył ją i szybko zjawił się u jej boku. W dłoni trzymał
pożywienie, które teraz wyciągnął w jej stronę. A ona, głupia, podążyła
za nim.
Dopiero
w ostatniej chwili spostrzegła dwie rzeczy — kępkę ziół znajdującą się
obok miejsca, w którym zaledwie przed chwilą stała, oraz zamykaną przez
młodego Dwunożnego furtkę. Ocknęła się z transu wywołanego połączeniem
głodu i znajdującego się tuż obok jedzenia. Rzuciła się do biegu. Łyse
szczenię krzyknęło. Furtka zaskrzypiała, zamykając się coraz szybciej.
Zioła czekały na nią na wolności —
nie wiedziała jedynie, czy zdoła się wydostać i, jeśli tak, czy da radę
je zebrać, zanim będzie musiała zwiewać przed krzyczącą istotą.<Stokrotkowa Łapo?>
(870 słów + trening, punkty niewpisane)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz