Byłem przerażony myślą, że epidemia może spowodować ogromne straty. Nie wyobrażałem sobie, aby ktoś z moich bliskich musiał umierać na moich oczach. Byłem gotowy podjąć największe ryzyko. Musieliśmy wraz z Miętą znaleźć zioła i dostarczyć je do medyka, aby ten mógł działać. Chociaż nie było to proste zadanie, a po drodze wpakowaliśmy się w ogromne kłopoty, nie traciłem nadziei. Przez cały czas mocno wierzyłem, że nasza wyprawa i poświęcenie nie pójdą na marne. Nagle Mięta skoczyła na kamień i jej oczom ukazały się lecznicze zioła
— Dym szybko zobacz!
Od razu podbiegłem, nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Rosły niemal w jednej kupce jedna na drugiej.
Szybko zacząłem delikatnie je zrywać, aby ich nie uszkodzić. To było jak zbawienie. Mięta niemal natychmiast dołączyła do mnie, a gdy nasze pyski były pełne roślinności, od razu rzuciliśmy się biegiem do medyka. Gnaliśmy ile sił w łapach. Czułem tak ogromne szczęście, jakby znalazł największy skarb na tym świecie. W końcu nasze łapy stanęły na progu legowiska medyka.
— Patrz co mamy! — wymamrotałem z pyskiem wypchanym ziołami.
Leonis spojrzał na nas, po jego minie widać było, że nie podzielał naszego entuzjazmu. Strasznie mnie to denerwowało, sam mógłby ruszyć ten swój zadek. Już po samym spojrzeniu Mięty widziałem, jak suczka wychodzi z siebie i staje obok. Puściłem oczko, po czym odłożyłem zioła, moja kumpela zrobiła to samo. Bez żadnego wdawania się w dyskusje poszliśmy na posiłek, który powoli dobiegał już końca. Zasiedliśmy obok siebie i zabraliśmy się za jedzenie.
— Wiesz, kto jest chory?
— Nie, to ty jesteś zastępcą, powinieneś wiedzieć.
Miała rację, jednak byłem zbyt zajęty szukaniem lekarstw, które zresztą i tak to Mięta zdobyła, ale z moją pomocą. Trochę zrobiło mi się głupio, że nie posiadałem takiej wiedzy. Nagle usłyszałem za sobą głos medyka, który postanowił nam się wtrącić w rozmowę. Widocznie nie zjawił się wcześniej na posiłku, przylazł tutaj za nami.
— Mlecz, Kurka i Ikra.
Nie byłem mu wdzięczny za tą informację, czułem, jak kpi sobie ze mnie, że brakuje mi podstawowej wiedzy. Od razu przestałem być głodny. Po minie Mięty dało się zauważyć, że z każdą sekundą obecności Leonisa jej humor gwałtownie się pogarsza.
— Smacznego. — Oderwałem kawał mięsa i przeniosłem nieco dalej, układając się wygodnie. Nie zamierzałem słuchać, jak za chwilę Mięta się odpali i nawciska coś temu naburmuszonemu gadowi.
Gdy połykałem ostatni kęs mięsa nad moją głową stała Miękka. Spojrzałem na nią pytająco.
— Dobrze się spisałeś.
Niemal usiadłem.
— To nie ja, cała zasługa należy do Mięty. To ona znalazła zioła.
Miękka od razu przeniosła wzrok na suczkę, posłała mi lekki uśmiech i podeszła do mojej towarzyszki. Zamieniła z nią kilka słów. Bacznie obserwowałem, jak Mięta znowu wraca do dobrego nastroju, po czym z dumą podchodzi do mnie.
— Co taka zadowolona?
— A co mam być zła?
— Nie, wiesz co. Tym razem to ja chcę Ci podziękować, jesteś bohaterką. Bez Ciebie nie dałbym sobie rady.
— Hmmm. Nie mogę się z tobą nie zgodzić, ale ty uratowałeś mnie przed dwunogami.
— Po prostu tworzymy świetną drużynę — stwierdziłem.
Mięta przewróciła oczami, ale nie mogła się ze mną w tym przypadku. Poderwałem się i skoczyłem na nią, przewracając ją na grzbiet.
— Co ty robisz?!
— Nie wiem — powiedziałem rozkojarzony, choć tak naprawdę chciałem po prostu spojrzeć jej w oczy, z tej perspektywy wyglądały wyjątkowo pięknie.
— Złaź ze mnie grubasie. To boli. — Usiłowała mnie zepchnąć.
Zeskoczyłem, siadając obok jednak gdy tylko się podniosła, zrobiła odwet, teraz to ja leżałem na grzbiecie.
Chciałem ją zrzucić, ale gdy usiłowałem podnieść głowę, poczułem ogromny ból. Z tego szczęścia zapomniałem całkowicie o ranie, jaką zrobił mi pupil dwunoga. Dopiero gdy cicho pisnąłem, Mięta również sobie o tym przypomniała.
— Czemu nie pokazałeś tego Leonisowi? — w sekundę była na mnie zła.
— Byłem zbyt szczęśliwy tymi ziołami i zapomniałem, ty też nic nie pisnęłaś o swojej ranie.
Mięta bez zastanowienia zaczęła rozgrzebywać moje futro. Mnie aż przechodziły dreszcze.
— To trzeba chyba ogarnąć. Natychmiast idziemy to tego dupka.
Zrobiłem błagające oczy, aby mi darowała, ale ona wyciągnęła mocną amunicję.
— Skoro ty kazałeś mi iść z łapą, a teraz z tą rana na klatce, ja Cię tam siłą zaciągnę, nie pójdę sama do paszczy lwa. Nie bądź mięczakiem no już idziemy. — Złapała mnie za ucho zębami i pociągnęła w stronę legowiska Leonisa.
Niechętnie ruszyłam za nią, jak zbity pies, ale w sumie miała rację. Gdy ponownie stanęliśmy w progu, pies spojrzał na nas z jeszcze gorszą miną niż poprzednio.
— Czym zakłócacie mój spokój?
Już miałem otworzyć pysk i wydać z siebie jakiś odgłos, ale Mięta mnie wyprzedziła.
— Ten o to mysi móżdżek ma ranę na szyi.
— Ona ma na klacie — wtrąciłem.
— Nie wtrącaj się! Masz mi go posklejać, a jak będziesz marudzić, to Cię powieszę!
Leonis nic sobie z tego nie zrobił, zaczął marudzić, coś tam pogmerał, czymś posmarował. Poprzeklinał, po czym zabrał się za ranę Mięty. Tym razem zajęło mu to znacznie dłużej niż ostatnio, widocznie nasze obrażenia były poważniejsze. Po skończonej pracy rzucił jakiś opryskliwym tekstem w naszą stronę. Już widziałem, że Mięta chce się odszczekać, więc tym razem to ja złapałem ją za ucho i wyprowadziłem.
<Mięta?>
[830 słów: Dym otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz