Mięta zmrużyła oczy, przez chwilę się zastanawiając czy to na pewno dobry pomysł. Mogliby pójść pozbierać zioła przy okazji, słyszała przecież, że wojownicy się rozchorowali.
— Niech będzie, skoro i tak niczego innego nie mogłam się po Tobie spodziewać, to czemu nie, pozbieramy zioła przy okazji, bo Leonis… no przyznajmy sobie, myślisz, że on to zrobi czy jednak nie? — nie czekając na odpowiedź, suczka ruszyła w stronę wyjścia z obozu, jednak gdy spojrzała przez ramię na Dyma, który dopiero teraz zaczął za nią iść.
Suczka razem nowym zastępcą Bezgwiezdnych. Wzięła wdech, aby znaleźć owe jakieś zioła, jednak na razie tak się nie stało. Zamiast tego wyczuła smród. Od razu cofnęła pysk. I tutaj ma rosnąć jakaś roślinka, która ma uratować psa?
— Przydałaby się tu mięta.
— Przecież jesteś tutaj — odparł do niej Dym.
— Nie ja, że Mięta, tylko mięta jako taka roślina.
Mięta przewróciła oczami, słysząc ten absurd. Jak można jej imię pomylić? No ale cóż, wypadałoby zleźć owe zioła, skoro tak zaplanowała. Tylko jak znowu on będzie ją tak zaczepiać, to ona już przecież nie wytrzyma. Kto by wytrzymał? Jej imię jest piękne, a ta roślinka? — nie. Proste. A nawet bardzo proste. Ruszyła dosyć szybkim krokiem bliżej jednego, z bardziej wysuniętych kamieni, rozgląda się, czy blisko niego są jakieś zioła. Jednak się myliła. Wskoczyła na ten kamień, który był bardzo dobre… wyszlifowany? Można raczej tak to nazwać. Jednak też jak wskoczyła na niego, prawie zrzuciła jakieś szkło oraz kwiatki! No ale udało się. Zamiast jakichś ziół spogląda na Dymka, który chyba ewidentnie za długo stoi w jednym miejscu. Czy Dym znalazł zioła, aby wyleczyć chore psy?
Po tym jak nowy zastępca, wraz z wojowniczką, wyszli ponownie z obozu i ruszyli, jak też wcześniej planowali, w stronę terenów Tenebris. Właśnie przez ich przywódcę jest choroba we wszystkich klanach. Wszyscy to już wiedzieli, ale czy wiedzieliśmy, czy Ciemna Gwiazda żyje? No właśnie nie, bo oni nie byli na zgromadzeniu. No chyba, że Dym wie. Ona nie wie, a szczerze, nie słuchała go aż tak, aby pamiętać, co do słowa co powiedział. Ale pamiętała, jak na cmentarzu pomylił jej imię. To pamiętała doskonale, i będzie pamiętać. Phi. Powinna się za to obrazić. Jednak ona, tylko grzecznie mu wytłumaczyła. Powinna nasza aktorka na niego naskoczyć, jednak chyba za dobry miała humor, czy coś takiego. Trudno to nazwać, jak się opisuje nastrój Mięty. Za szybko zmienia emocje.
Za szybko przeszli na tereny innego klanu, a dokładniej już doszli do osiedli dwunożnych. Inaczej Mięta nie wiedziałaby, gdzie jest. Szli obok ulicy, czyli między płotami, za którymi były ich legowiska, a między drogą grzmotu, jednak było zbyt cicho. A słońce w zenicie. A i tak nikogo nie było. Dla Mięty wydawało się zbyt dziwne. Jednak trudno. Na horyzoncie, Mięta od razu wypatrzyła kota. Zaczęła warczeć, na niego. Chociaż może Dym, nie zrobił tak jak ona. To i tak, była gotowa, by skoczyć ku niemu. Niech zrobi tylko jeden mały ruch w ich stronę. Warknęła ponownie pod nosem. Była gotowa na to poświęcenie, aby dostać po nosie od owego kota. Jednak i tak, kot szybko ruszył na drzewo, a ona walnęła łapą o ziemię.
— Mięta?
— Uhhh… czego? — syknęła na niego i spojrzała.
— Spójrz — powiedział, pokazując pyskiem za siebie. Ona też się odwróciła w tę stronę. Mali dwunożni? Co oni tu robią? A do tego noszą coś na plecach, jak jakieś żółwie. Ale po co? Mniejsza przecież oni idą w ich stronę? Od razu, bez ostrzeżenia Mięta rzuciła się do biegu, a Dym niedaleko za nią.
Mięta już cicho prosiła, aby ich nie zobaczyli. Ale do czego? Do fartu, bo tylko fart mógł ją uratować. Przeszli już, trochę daleko biegiem, ale przed sobą też zobaczyli ich! No co prawda, tyłem odwróceni do psów, ale byli!
— Tam! — krzyknął Dym, wyrywając ją z zastanowienia i po chwili pojawiają się, na czyimś podwórku.
— Super… a teraz… gdzie jesteśmy?
— Na podwórku dwunożnych, z tego co widzę — wyjaśnił jej grzecznie, i machnął ogonem rozglądając się.
— Super, to poczekamy chwilę aż… — urwała suczka, widząc łańcuch. — Widzisz ten łańcuch? — zapytała ciszej.
— Widzę... — Po czym Dymek ruszył za tym łańcuchem, no nie. Jego ciekawość naprawdę nie zna granic. Jednak łańcuch prowadził do mniejszego gniazda dwunożnych z desek. Może tutaj trzymają swoje młode, jak są niegrzeczne? Mięta, też podchodzi do owego domu.
— Wygląda na pusty.
— Na razie pusty — poprawiła go.
— Racja.
Jednak i tak, wojownicy nie mogli nacieszyć się długo ciszą, gdy do podwórka wchodzi, starszy na pewno dwunożny z wielkim, czarnym psem. Który był trzymany na sznurku. Aż Mięta się zaśmiała, że pieszczochy nie mogą nawet sami chodzić. Dwunożny spuścił go szybko i wyciągnął czarne pudełeczko. A jego pieszczoch, z wystawionymi kłami biegł w ich stronę. Od razu Mięta pożałowała, że się próbowała zaśmiać. Pies był na pewno większy od Dyma, i miał pomarszczoną skórę, jak się na niego spojrzało z bliska, oraz ogólnie, pomarszczony pysk. A owy „pieszczoszek” rzucił się na Dyma i zacisnął szczękę na jego szyi. Ona, przez chwilę stała oszołomiona, jednak szybko skoczyła na jego bok, aby go puścił. Oczywiście, Mięta i siła? Dlatego to się na dużo jakoś nie przydało, bo on szybkim ruchem odpycha ją i gryzie ją w klatkę piersiową. Jak to bolało! Dym, szybko, próbował przynajmniej skoczyć na niego, aby z go z niego zrzucić. Walka była, ciężka. I to jak. Mięta już chciała odskoczyć, kiedy usłyszała wołanie dwunożnego. Pieszczoch, od razu się w tamtą stronę odwrócił, odpychając zastępcę. On podbiegł do niego, a Mięta wstała zwycięsko, jak by to ona wygrała walkę. Nie zdążyła nic powiedzieć, kiedy zobaczyła jak dwóch, jeszcze innych dwunożnych, próbuje im założyć jakąś pętelkę na szyję, którą trzymają na patyku. No nie, powtórka z rozrywki? Suczka warknęła i się cofnęła, ale i tak to nic za dużo nie dało, bo miała już ową pętelkę owiniętą przy szyi. Już chciała biegnąć, i wyrwać owy patyk, jednak zacisnęło się jej bardziej na szyi. Ałć. Warknęła na niego, jednak to też nic nie dało. Spojrzała na Dyma, który jeszcze się z nim siłował, a dokładniej już trzymał patyk dwunożnego, i siłował się, kto trzyma patyk. Dwunożny, czy on. Drugi dwunożny, czyli ten, który trzymał Miętę, ruszył z nią, aby pomóc, swojemu koledze, jednak mu się to nie udało, bo suczka, wykorzystując okazję, wyrywa się z jego uścisku i ucieka. Z pętelką na szyi. Odwraca się za siebie, sprawdzając, czy Dym biegnie za nią, jednak machnęła ogonem do niego. Dopiero po chwili Dym na nią spojrzał. Postanowił oddać dwunożnemu patyk, i pobiegł za nią.
Po długiej przeprawie biegu zatrzymują się, na drodze, jednak i tak, z niej zeszli, po prośbie suczki.
— Nic Ci nie jest aż tak? — zapytała cicho Dyma, podchodząc do niego, a dokładniej przyglądając się jego ranie na szyi.
— Nic…
— Przecież widzę, wracajmy do obozu.
— Przecież musimy Ci to najpierw jeszcze zdjąć — odpowiedział jej, przy okazji przypominając o tym patyku.
— No i co niby chcesz zrobić, aby to zdjąć? — parsknęła i sama ugryzła owy patyk, próbując przez chwilę, go sama zdjąć, jednak przez to jeszcze bardziej zaciskała to sobie na szyi.
— Nie, nie — zaprotestował szybko, widząc, co ona sobie robi. — Może próbujmy inaczej.
— Inaczej, to znaczy jak? — parsknęła, kiedy Dym schylił głowę, do jej szyi, i delikatnie próbował chwycić jej nową obrożę.
— Weź nie bo mnie ugryziesz — syknęła i się cofnęła.
— No ale co chcesz innego zrobić, aby to zdjąć? Nie da się inaczej.
— Ugryziesz mnie.
— Nie ugryzę.
— Ugryziesz.
— Przecież Ci mówię, że nie, obiecuję Ci — powiedział, podchodząc do niej, i znowu próbował chwycić pętelkę na jej szyi, właśnie też przy okazji ciągle też dotykając jej szyję, co jej się nie podobało.
W końcu nadszedł ten moment, gdy Miętę zaczęła już denerwować również rana na klatce piersiowej. A dopiero teraz Dym złapał ją za pętelkę, lub ogólnie za jej nową obrożę. Pociągnął do siebie. Ale raczej nie przemyślał tego, że pociągnie za sobą całą Miętę, i prawie się przez to przewróciła.
— Dymie!
— Przepraszam noo… — powiedział przez zęby i po chwili zrobił to delikatniej, a Mięta dosyć szybko wyciągnęła głowę z owej pętelki głowę.
— No i co? Aż tak bolało? Ugryzłem? — zapytał uśmiechnięty, może dlatego, że mu się udało. To przecież była drobnostka.
— Prawie się przez Ciebie przewróciłam — parsknęła suczka i polizała się delikatnie po klatce piersiowej.
— No przepraszam.
— Mhm… — powiedziała cicho, opanowując się lekko. — Wracamy? — zapytała już, chyba bardziej pozytywnie niż wcześniej.
<Dymku? Przepraszam, że tak długo…>
Mięta wskakuje na kamień i znajduje zioła w swoim zasięgu. Bezgwiezdni zdobywają 15 ziół.
[1365 słów: Mięta otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz