4 lutego 2021

Od Mlecza CD Jazgotu

Trochę czasu zajęło, już nie tak małej kulce, aby zrozumieć słowa przyjaciela. Las, tak krótkie, a zarazem nieznane mu w całości słowo. Pamiętał jak Laurency nazywał tak duże skupisko drzew, jednak kojarzył, że czegoś tam brakowało. Nawet jeśli miał zawieść swojego kumpla, musiał mu pomóc.
— N-no dobra! Idziemy? Już? Teraz? Ja prowadzę! — mówił szybko, zdecydowanie za bardzo. Jednak specjalnie, nie chciałby, któryś ze psów podsłuchał ich rozmowę i zabronił iść szukać mamy Jazgota.
Ruszył po cichu, tak jak Cierń do swojej zdobyczy. Była dość wczesna pora, jednak uczniowie mogliby wpaść na patrol. Nie mógł podpaść tak łatwo, szczególnie że był z Jazgotem. Mlecz nigdy by nie pomyślał, że będzie uciekał razem z przyjacielem w poszukiwania matki przyjaciela. No właśnie, Jazgota a co z jego matką? Czy gdzieś tam jest i kontaktuje się z Laurencym? Może spogląda na niego z daleka, bo chciała, aby jej syn był wyszkolonym? Setki pytań, a zero odpowiedzi. Uczeń wojownika nawet nie chciał pytać kumpla o to czy nie wyczuł może innego zapachu, w końcu kiedyś gadali o tym czy byłoby to możliwe, że suczki chodzą razem.
Czas, który spędzili na wyprawie, nie trwał długo czy nudno. Prawie wojownicy, co jakiś czas podgryzały, czy przeganiały się. Wreszcie dotarli. Miejsce, które Mlecz nazywał lasem, tak naprawdę nie było nim. Większość, znacznie zdecydowana większość powiedziałaby o tym miejscu jako park. Drzew tam było parę na krzyż, a ścieżki były ozdobione drobnym piaskiem, które okrywał już zdecydowanie mniejszy śnieg. Parę drewnianych ławek i duże lampy oświetlające drogę późną porą. Biszkoptowa kulka zatrzymała się na środku, przy tym zbliżając swój nos do podłoża, by wyczuć jakikolwiek ślad.
— Nic tu nie czuję Jazgot, jesteś pewien, że tu coś czułeś, wiesz nie to, że wątpię w two-
Jego wypowiedź została przerwana przez mniejszego psa. Minę miał dość poważną, a Mlecz był bardziej niż pewien, że w oczach można było zauważyć lekkie zażenowanie.
— Mlecz… Ty wiesz, jak wygląda las, nie? — zapytał ze smutkiem. Zdecydowanie to nie był ten las, o który chodziło Jazgotowi. Mlecz jednak nie chciał odpowiadać, raczej to było wiadome, co by powiedział.
— Ja, wybacz. Czyli to nie ten las? Rozumiem, ale może poszła tutaj? Jest bezpieczniej niż tam, dalej. No wiesz, złe psy. Nie możemy tam iść nawet jeśli tam jest twoja mama — odpowiedział ze skruchą.
Jak zwykle to bielszy psiak zaprzątał swoją głowę tym by kogoś nie zasmucić, teraz to mlecz miał wyrzuty. Przecież, powinien doskonale rozumieć przyjaciela, oboje zgubili swoje matki, z tą różnicą, że biszkoptowy pies miał ojca, co prawda nie tego, z którym łączyłyby go więzy krwi, ale dla niego był to ten pierwszy i jedyny. Za to młodszy samiec? Co prawda miał Mlecza, mentora i kogoś jeszcze jednak jemu najwyraźniej nie szło to tak łatwo zaakceptowanie kogoś nowego w jego otoczeniu. Zapewne gdyby popatrzeć na oba psy można by rzec, że to Jazgot jest tym starszym. Oczywiście nie patrząc po wzroście, bo Mlecz był zdecydowanie większy.
— Wiesz co kumplu? Kiedyś pójdziemy tam dalej, do lasu, ale nie dziś. Czuje, że nie poradzilibyśmy sobie we dwójkę. Co powiesz na zwiedzanie tego, mniejszego parku? Może znajdziemy coś ciekawego? 
<Kumplu?>
[512 słów: Mlecz otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia i 1 Punkt Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz