2 lutego 2021

Od Jazgotu CD Dymu

— No dobra, młody, to pokaż wujaszkowi. Co potrafisz? — Jazgot uśmiechnął się. Wiedział, że Dym pewnie będzie się oszczędzać, ale mimo to miał nadzieje, że uda mu się coś wyciągnąć z wujka. Jakieś jedno uderzenie za dużo, jedno popchnięcie, które wyprowadzi go z równowagi.
Nie był w tym dobry, bił się tylko z Mleczem i to dla zabawy. Trudno. Tu przecież nie chodziło o wygrywanie. Podbiegł truchtem, nie za szybkim, nie za wolnym i spróbował skoczyć na Dyma. Ten zrobił unik i Jazgot upadł na chodnik. Zabolało. Przez chwile myślał tylko o tym, jak pulsuje jego szczęka, nie o tych wszystkich demonach, które go ścigały. Nie, stop, to nie były demony. To wymysły szczeniaka, który nie może sobie poradzić z życiem. Demony mogli mieć dorośli po wojnie.
Wstał i, ciągle się uśmiechając, potrząsnął futrem. Spróbował tego samego ruchu, z małą zmianą. Udało mu się zahaczyć łapami o łapy psa i pociągnąć go za sobą. Znowu zabolało, ale podniósł się szybko i spróbował przygwoździć psa do ziemi. Dym był jednak szybszy. Zanim Jazgot zdążył oprzeć na nim swoją, niewielką swoją drogą, wagę, samiec już częściowo się podniósł i popchnął go do tyłu.
Jazgot instynktownie uniósł łeb, by go ochronić. Udało mu się ugryźć łapę Dymu, zanim ten zdążył ją zabrać. Trochę zbyt mocno, ale jednocześnie nie tyle, by coś mu zrobić. Chciał po prostu się zmęczyć, pobić, skończyć myśleć. Dym dał radę się wyrwać i zrobił dokładnie to samo, co wcześniej chciał Jazgot. Przygniótł ucznia, ale ten najwyraźniej trafił tylnymi łapami w jakiś delikatny punkt między nogami, bo Dym aż się skulił. Spróbował podciąć mu łapy, ale skończyło się to tak, że ciężar większego psa wylądował na nim. Na chwile zabrakło mu oddechu.
Dym z niego zszedł i może coś jeszcze by zrobił, ale jakiś dwunóg się nimi zainteresował. Spróbował odgonić wojownika od niego. Nic nie rozumie. Bez słowa obaj się oddalili kawałek od niej, bardziej między drzewa.
— Nawet nie idzie ci źle. — Uśmiechnął się Dym. — Ale twoje ataki za bardzo uszkadzają ciebie. Musisz postarać się być bardziej ostrożny.
— Pewnie — odpowiedział Jazgot, jakby nie wiedział, co wcześniej robił. — Próbujemy jeszcze raz?
Dym tylko kiwnął łbem i ustawił się w odpowiedniej pozycji.
***
Tym razem Dym się nie uśmiechał. Był na niego zdenerwowany za łamanie zasad, chyba bardziej, niż Miękka. Liderka była bardziej niezadowolona, że dał się złapać, niż, że złamał prawo. Dym za to wyglądał na zawiedzionego. Jazgotowi było z tego powodu nieco przykro, ale z drugiej strony, nie potrafił się też szczególnie przejąć. Za dużo krążyło mu po głowie.
Zaczęło mu być lepiej. Odrobinę. Niebardzo. Prawie już potrafił nie myśleć o Ciemnej Gwieździe, ani o Richiem, ani o Zachodzie, ani o Klemie. Naprawdę, niemal mu wyszło.
Funkcjonował dobrze. Nawet Klem nie patrzył już na niego tak... z lękiem. Jakby miał zaraz się połamać. Nie połamie się, nie może, musi zmienić świat.
Wiedział, że będzie to bardzo ciężkie, zwłaszcza, gdy przyszła Epidemia. Chciał kłamać, że nie wiedział, skąd się wzięła. Doskonale wiedział. Od Ciemnej Gwiazdy, jego pustych oczu i drżącego ciała. Czy on naprawdę drżał, czy Jazgot sobie to wyśnił? Ważniejsze, czy Jazgot to przyprowadził? Został zapewniony, że nie. Że to nie on. Że to się tak nie roznosi. Nie uwierzył Kasztanowi, nie uwierzył ani Szałwii, ani Laurencemu. Poszedł zapytać o to Leonisa. Medyk dał mu skomplikowane wyjaśnienie, które udało się sprowadzić do "To nie tylko ty, ale i tak umrzemy".
To nie sprawiało, że Jazgot czuł się mniej winny. Jeszcze nie było pewności, że ktoś jest chory. Od kiedy przyszła informacja, że objawami jest kaszlenie, wszyscy nagle zaczęli kaszleć. Wydawało mu się, że jak tylko przechodził obok, słyszał czyjeś charczenie. Miał ochotę zakopać się w zaspie, żeby nikogo więcej nie krzywdzić, ale to było bezsensowne. Musiał działać. Nie da się nic osiągnąć, nicnierobieniem.
Kasztan nie mógł mu pomóc. Dostał jakieś inne zadanie, razem z Miętą. Jazgot chciał iść, ale jeśli Kasztan mówił nie, to nie mógł się sprzeciwić. Jednak, Kasztan nie zakazał mu szukania ziół na własną łapę. Prawo zakazywało, ale niektóre rzeczy były ważniejsze niż zasady.
Z tego, co udało mu się usłyszeć, mogły one rosnąć w okolicy cmentarza. Zapewne niektórzy już sprawdzali, ale nie takie małe psy jak Jazgot. Wybiegł truchtem, mijając stary kościół i gdy docierał niemal do bramy, wiatr zmienił kierunek. Poczuł zapach innego psa.
Odwrócił się, by zobaczyć Dyma, który patrzył na niego niezadowolony.
— Wiesz, że to jest ważne — powiedział buntowniczo, ale efekt został zepsuty przez jego opuszczony ogon i obniżony kark.
— Znowu chciałeś opuścić tereny? — zapytał zastępca.
— Nie — odpowiedział Jazgot. — Poszukać ziół. Słyszałem, że mogą tu być.
— Szedłem tu w tym samym celu — przyznał Dym. To był dobry znak. Jazgot uniósł nieco łeb.
— Pomożesz? Kasztan jest zajęty. — Dym wyglądał, jakby głęboko się nad tym zastanawiał, ale ostatecznie pokiwał łbem. Nie czekając na dalsze słowa, Jazgot wbiegł między groby.
Czuł na sobie, co jakiś czas, spojrzenie Dymu, ale samiec był głównie skupiony na własnych poszukiwaniach.
Jazgot zaczynał już tracić nadzieję. Nie powinien. Miał zadanie, sam je sobie nałożył. Musiał znaleźć roślinki, jakiekolwiek. Wszyscy się tym zajmowali, więc on też powinien. Poza tym, nie byłby sobie w stanie nigdy wybaczyć, jeśli ktoś zginąłby przez niego. Nie chciał nawet myśleć tego słowa. Mimo to miał wrażenie, jakby stał się omenem. Trzy. Widział trzy razy martwe psy. Nie chciał nigdy widzieć więcej, ale epidemia... jeszcze tak niedawno to słowo nie miało znaczeń. Ot, parę psów zachoruje. Przecież to nic strasznego. Psy chorują nieustannie. Teraz, gdy widział co choroba zrobiła temu biednemu Ciemnej Gwieździe... nie chciał, żeby to zdarzyło się komukolwiek. Nie mógł sobie nawet wyobrażać, jak choroba atakuje jego klan. Nie wytrzymałby, jeśli któregokolwiek z nich straci. Bezgwiezdni nie wytrzymają. Nie zasługują na tyle krzywd, Gwiezdni czy nie, los nie powinien ich tak krzywdzić. Stracili niedawno co wujka Richiego, potem Klem ich zostawił, a teraz mieli jeszcze oddać kogoś chorobie? To nie mogło się stać.
Zapomniał o obecności Dymu, dopóki wojownik go nie zawołał.
— Jazgot! Sprawdź, czy się tu wciśniesz! — Pies z zaciekawieniem spojrzał na miejsce, które wskazywał wojownik. Ledwo widoczna, między połamanymi fragmentami nagrobka, ale była tu. Niepozorne ziółko. Jazgot spojrzał sceptycznie na dziurę.
— Nie sądzę — odpowiedział, ale ponieważ fizyka jeszcze nigdy go nie powstrzymała, spróbował wsadzić tam łeb.
Udało mu się nawet dotknąć rośliny łapą, ale nic więcej. Musiałby przepchnąć, chociaż ten fragment kamienia, by mieć więcej miejsca.
— Dobra wychodź, to niebezpieczne — usłyszał. Zastanawiał się nawet nad posłuchaniem go, ale zamiast tego zaparł się z całej siły i spróbował się podnieść.
Mimo usilnych prób, Jazgotowi nie udaje się przepchnąć dalej. Blokuje się między kamieniami, skąd w ostatniej chwili wyciąga go Dym.
<Dymie?>
[1063 słowa: Jazgot otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz