Jeżeli ktoś miał się potknąć, to on. Oczywiście, że on. Potrząsnął łbem i zawołał do Dyma, żeby biegł dalej.
Nie sądził, że naprawdę pójdą walczyć z włóczęgami. Nie, przepraszam, nie walczyć. Zastraszyć. Bał się strasznie. Czuł, jak buzowała jego krew i jak bardzo chciał uciec. Zamiast tego zacisnął zęby, wbił pazury i dał mięśniom pracować. Nie musiał myśleć, tylko wąchać i biec. Zwykłe, bezmyślne czynności. Dopóki jeszcze nie walczyli, nie było się co bać.
Trenował z Mleczem, pod czujnym okiem Ciernia. Kasztan powiedział, że uznają to za wspólny trening. Jazgot nie kłócił się. Zauważył, że jego mentor miał dziwny stosunek wobec walk i polowań. Postanowił nie pytać się o to. Wiedział, że są pewne rzeczy, o których nie chce się rozmawiać. Mlecz był od niego większy, ale Jazgot uczył się wykorzystywać swoją siłę, a miał jej znacznie więcej, niż można było podejrzewać. Ćwiczył przewracanie go od dołu, podcinania łap i przyciskanie do ziemi.
Tylko te wszystkie ćwiczenia z Mleczem miały w sobie nutę zabawy. Jeżeli któryś uderzył za mocno, drugi od razu przerywał. Był śmiech, były uśmiechy i czasami niekomfortowe pozycje. Teraz nie mógł liczyć na ciche przepraszam, ani pomoc przy podniesieniu. Zastanawiał się, czy rozpozna mordercę. Wiedział, że nie miał jak, ale może… może poczuje to w kościach albo w przyśpieszonym biciu serca. Najpierw jednak musiał tam dobiec.
Dym już zniknął mu poza zasięgiem wzroku, ale wiedział, że nie jest daleko. Został więc sam, na niebezpiecznym terenie, może otoczony przez wrogów. Zapewne nie, tym nie powinien się martwić. Znaleźć Dyma, tylko to się liczyło.
Inne psy też zniknęły gdzieś przed nim. Zwolnił nieco, by na pewno się nie zgubić. Znał się na mieście. Spędził większość swojego dzieciństwa, latając w każdą stronę i zapewne łamiąc piętnaście milionów zasad. To go trochę uspokoiło. To było jego miasto.
Włóczędzy mogli być silniejsi i sprytniejsi, ale on tu się wychował. Biegał po tych ulicach, przewracał i potykał. Wiedział, gdzie jest dużo potworów, a gdzie prawie się nie pojawiają. Był na swoim terenie, który go nie zaskoczy. Uspokoił więc oddech i zwolnił nieco kroki. Rozglądał się uważnie.
Zdawało mu się, że coś zauważył kątem oka. Obrócił się i zatrzymał. Tak jak go Kasztan uczył, poruszać się szybko, ale cicho i spokojnie.
W mieście było pełno psów, również niegroźnych, ale tym razem musiał uważać. Powoli podszedł do uliczki. Przycisnął nos do ziemi. Ledwo coś czuł, ale był niemal pewien, że pies nie był przywidzeniem. Jednak, kiedy wybiegł na drugą stronę budynku, nie znalazł tam nic. Pusta ulica. Zaniepokoiło go to.
Wiedzieli? Miałoby to sens, ale jednocześnie było bardzo, bardzo niebezpieczne. Ich cały plan polegał na niespodziance. Nie mogło być wojny, wszyscy byli o tym pewni. Byli za słabi, niewielcy i zarażeni. Czy planowali ich podejść? Teraz Jazgot zaczął się niepokoić. Chyba że…
Chyba że nie chodziło o nich. Ich tereny były niezabezpieczone. Została tam może połowa, może trochę więcej, wojowników. Włóczędzy raczej nie wiedzieli o ich liczebności. Nie powinni, ale może nie byli głupi. Jeśli kogoś zaatakować, to czemu nie w takim momencie. Musiał się upewnić, ale to było możliwe. Zaczął biec szybciej.
Miał priorytety. Jego priorytetem były zioła. Znalazł je, rosnące między kafelkami. Zatrzymał się i przez chwilę zastanawiał się, czy miał na to czas. Oczywiście, że miał. Potrzebował chwili, by znaleźć odpowiedni sposób. Nie miał już możliwości technicznych, by znów zrobić dźwignie. Postanowił użyć starego dobrego sposobu.
Chwycił z kawałek chodnika z całej siły w zęby. Zanim nawet spróbował unieść, usłyszał hałas przed sobą? Dym? Tak blisko? Musiał się pospieszyć. Zaparł się łapami i spróbował.
<Dymie?>
Jazgot podnosi płytkę i znajduje pod nią zioła. Bezgwiezdni otrzymują 5 ziół.
[582 słowa: Jazgot otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz