Konwalijka zmarszczyła brwi, wpatrując się w leżącą Żabkę. Nie wiedziała, dlaczego znajduje się w takim stanie. Już od paru dni widziała, że zachowywała się nieco nieswojo, ale teraz wyglądała naprawdę kiepsko. Zanim jednak zdążyła przemyśleć, co się dzieje, Bursztynek już wybiegł do przodu. W końcu do niej również dotarło, że powinna zobaczyć co dzieje się z siostrą, dlatego ruszyła zaraz za bratem. Może gdzieś się zraniła? W takim razie nie musiała się martwić, jej nieco starsza siostra zaraz się nią zajmie i wszystko będzie dobrze… tak? Prawda?
— Żabko? Hej! — wymamrotała Konwalijka, wkładając nos w futerko siostry. Nie słysząc jednak żadnej odpowiedzi, a jedynie przerywany oddech, wzrok Konwalijki skierował się na brata. Co teraz? — wydawały się błagać jej oczy, chociaż nic nie powiedziała. Najwyraźniej jednak Bursztynek doskonale zrozumiał jej myśli, bo bez chwili wahania zawołał:
— Coś jest z nią nie tak! Musimy ją zabrać do medyka!
Suczka pokiwała szybko głową, podnosząc się. Łapy zaczęły się trząść, kiedy patrzyła na Żabkę w tak mizernym stanie. Wszystko będzie dobrze, powtarzała sobie nieustannie w myślach. Słowa brata nie do końca do niej docierały, chociaż wykonywała wszystkie jego polecenia. Zanim się obejrzała, udało jej się jakoś znaleźć siły na położenie Żabki na grzbiecie swojego brata, a następnie już biegli w stronę medyka.
Szybciej!
Wpatrywała się kątem oka w biały pyszczek siostry, przytrzymując ją swoim ciałem. Pyszczek Żabki poruszał się nieznacznie, jednak nie wydobywały się z niego żadne słowa. Co chciała przekazać? Co kłębiło się w jej małej, młodej główce, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że są to jej ostatnie chwile? Nigdy się nie dowiedzieli. Jej ruchy powoli ustępowały, a bok przestawał się unosić. Oczy Konwalijki otworzyły się szeroko, kiedy wpatrywała się w ciało Żabki. Nie wiedziała jak zareagować. Pochyliła się nad nią i zaczęła ją trącać nosem, chociaż nie reagowała. Powtórzyła to parokrotnie, ale na nic. Konwalia cofnęła się gwałtownie. Na ten widok jej ciało zaczęło mimowolnie się trząść.
— Konwalijko, idź… po kogoś... — wycharczał Bursztynek, wyraźnie zmęczony. Nie zatrzymując się nawet, żeby kiwnąć mu głową, odwróciła się i pobiegła za najświeższym zapachem, który mogła wyczuć. Potykała się o własne łapy, starając się dotrzeć do źródła jak najszybciej. W końcu jednak dotarła do psa, którego przedtem spotkali. Stanęła, starając się opanować swój oddech.
— Ż-Żabka… ona… coś się z nią stało — wydusiła z siebie, kuląc się. Na szczęście jednak pies nie pytał dalej i jedynie kazał jej poprowadzić go do siostry. Konwalijka nie czekała nawet, żeby odpocząć, rzucając się przed siebie z obolałymi łapami. Jeśli będzie szybka, to uratują Żabkę. Musi być szybka. Musi biec!...
Wychyliła wreszcie głowę zza dywanów i zobaczyła Bursztynka, unoszącego pysk znad nieruszającej się suczki. Konwalijka zatrzymała się w miejscu, wpatrując się w jej ciało. Starszy pies wybiegł zza suczki, ale po zobaczeniu Żabki zatrzymał się momentalnie. Podszedł powoli, sprawdzając jej oddech. Cisza. Wziął ją delikatnie na plecy, a następnie bez słowa pognał z nią w kierunku medyka. Zostali sami. Znajomy zapach nadal unosił się w powietrzu.
Łzy zaczęły powoli spływać po pyszczku, kiedy zdała sobie sprawę z tego, co przed chwilą się wydarzyło. Gwar w obozie ustał, a przynajmniej dla niej. Usiadła powoli, wpatrując się w pustą przestrzeń. Wydech. Wdech. Wdech... Zaczęła krztusić się własnymi łzami, wciągając gwałtownie powietrze. Bursztynek zbliżył się do niej powoli, a ona włożyła pysk w jego futro, przytulając się. Nie spojrzała na niego, wiedząc, że nie chce okazywać swoich słabości. Czuła jednak jak jego łzy kapią jej na kark.
Nie była wystarczająco szybka. Nie uratowała Żabki.
Czas rozciągał się niewyobrażalne, tak jakby ta chwila trwała całą wieczność. W końcu jednak usłyszała jakieś psy i delikatny głos taty przy uchu. Spojrzała na niego swoimi zaczerwienionymi i spuchniętymi od płaczu oczami, wtulając się w jego futro. Wszystko jej się mieszało, a głowa bolała przeraźliwie. Jakoś udało jej się dojść do legowiska. Była tam reszta rodzeństwa oraz Muszelkowy Nos, przesiąknięta zapachem Żabki, z również podkrążonymi oczami. Bez słów przytulili się wszyscy do siebie, a niedługo potem zasnęli w ciszy. Konwalijka zdawała sobie sprawę z tego, że płakała przez sen.
Był to ostatni dzień, w którym było jej to dane. Nigdy więcej. Przynajmniej tak sobie obiecała, powoli zasypiając, ze spojrzeniem skierowanym na łagodne pyski rodziny. Jej głowę wypełniała jedynie prośba, żeby nikt inny już jej nie zostawił.
<Bursztynek? lecz się chłopie>
[698 słów: Konwalijka otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz