Idąc z powrotem do obozu, patrzyłem z niepokojem na Białą Zamieć. Niezbyt potrafię zrozumieć, co tu przed chwilą zaszło. Dlaczego ona mówiła, że niedźwiedź nas obraża? Uśmiechnąłem się z przekąsem. Najpewniej po prostu żartowała. Żarty. Kolejny aspekt życia w klanie, którego sensu nie mogę pojąć. No dobrze, ale po co atakowała tego olbrzyma? Mogliśmy przecież od razu uciekać. Biorąc pod uwagę to, jak szybko potrafię biec, dziwię się, że w ogóle mu uciekliśmy. Nie zmienia to jednak faktu, że cieszę się, że uszliśmy z życiem, i wracamy wreszcie do klanu. Nareszcie się wyśpię.
* * *
Przeciągnąłem się i wstałem, gdy usłyszałem, że Biała Zamieć mnie woła. Wychodząc, spojrzałem jeszcze w kierunku legowiska medyka. Była tam już Nieuchwytna Łapa. Chciałem, aby już wyzdrowiała. Nie, nie dlatego, że jej współczułem. W końcu jestem tylko wrednym manipulantem urodzonym bez serca. Jednak, legowisko medyka było dość blisko legowiska uczniów, aby kaszel mojej siostry nie pozwalał mi spać. Rozumiem, że musi cierpieć przez własną nieostrożność, ale to nie znaczy, że musi uprzykrzać życie rozsądnym psom. Jeszcze raz ziewnąłem. No i pięknie. Jestem teraz niewyspany. Niewyspany przyszły wojownik, zastępca i przywódca to zguba dla klanu. Nie zapomnę jej tego. Niedawno zostałem uczniem, a ona już sabotuje moje szkolenie. Pożałuje tego, gdy zostanę przywódcą. Mogę jej obiecać, że jej tego nie zapomnę.
— Krzemienn... khe, khe, khe — usłyszałem głos, który sprawił, że sierść stanęła mi dęba. — Krzemienna... psik Łapo. Idziemy na... khe polowanie.
Stanąłem w miejscu, bojąc się obejrzeć na moją mentorkę. Jej kaszel i katar nie pozostawał złudzeń. Ona także jest chora. Nie może mnie uczyć. A jak nie może mnie uczyć, to moje szkolenie się opóźni i mogę jeszcze długo nie zostać wojownikiem. To znaczy, Nieuchwytna Łapa też ma teraz przerwę od szkolenia, ale od niej nikt się nie spodziewa, że zostanie przywódczynią. Jestem jedynym uczniem, na którego wszyscy patrzą z szacunkiem i uznaniem. Jednak Migocząca Łapa jest niewiele gorszym uczniem ode mnie. Jeśli Złota Gwiazda, lub Bryzowy Szept umrze, a ja nie zdążę ukończyć szkolenia, to oczywistym kandydatem będzie mój brat. Z kolei ja mógłbym zostać... mógłbym zostać zwykłym wojownikiem. Umrę jako zwykły wojownik. Mało tego, mój rodzony brat będzie miał nade mną całkowitą władzę. Wszystkie moje młodzieńcze plany, ambicje, pasje legną w gruzie tylko dlatego, że jakiś przywódca Ciemnych postanowił się akurat rozchorować. A moja mentorka nie miała nic lepszego do roboty, niż ocierać się o potencjalnych zarażonych. Gwiezdni, co ja wam zrobiłem? Odwróciłem się, a kiedy zobaczyłem swoją mentorkę, od razu odskoczyłem.
— Biała Zamieci — zawahałem się — Źle wyglądasz. Jesteś chora? Może idź do Manaciego Olbrzyma i...
— Nic mi nie jest — powiedziała Biała Zamieć. — Krzemienna Łapo, proszę, nie wymiguj się znowu od treningu.
— Nie wymiguję się — zaprotestowałem, po czym postanowiłem powołać się na więzi rodzinne. Zacząłem płakać. Nie, nie był to fałszywy płacz. Płakałem ze strachu przed potencjalną szansą zaprzepaszczenia mojej kariery. — Matko, proszę cię — powiedziałem przez łzy. — Boję się o ciebie. Nie chcę, abyś zginęła. Idź do Manaciego Olbrzyma, a ja, oczywiście za twoją zgodą, pójdę poszukać ziół, których nasz klan tak bardzo potrzebuję.
Nie mogła wziąć mnie na szkolenie. Utrzymywałem od niej stosowną odległość, ale gdybyśmy zaczęli się ze sobą za bardzo spoufalać, jak na przykład idąc razem w tym samym kierunku, mogłaby mnie zarazić. Choroba byłaby czymś jeszcze gorszym niż przerwa w szkoleniu. Musiałbym iść do legowiska medyka i kompletnie nie dałbym rady zasnąć. Biała Zamieć spojrzała na mnie z jakimś pozytywnym uczuciem, którego nie potrafiłem zidentyfikować.
— Zgoda — powiedziała Biała Zamieć. — Nie pójdziesz szukać ziół. Nie powinieneś sam opuszczać obozu. Pójdę jednak do Manaciego Olbrzyma.
Powstrzymałem się przed uśmiechnięciem do siebie z dumą. Właśnie o to mi chodziło. Manaci Olbrzym powinien mieć jeszcze trochę tego zielska. Być może dość, aby wyleczyć Białą Zamieć. Ona jest w końcu wspaniałą wojowniczką. Widziałem, jak walczyła z niedźwiedziem. Medyk zdecydowanie powinien dać jej odpowiednie zioła, aby wyzdrowiała. Nie będzie ich chyba marnował na innych swoich pacjentów. Biała Zamieć musi być zdrowa, aby wyszkolić mnie na wspaniałego wojownika, ale inni nieostrożni zasłużyli sobie na chorobę. Nie uważali, trudno. To ich wina. Ja nie zamierzam podzielić ich losu.
— Cieszę się, że się o mnie martwisz — powiedziała Biała Zamieć. — Dobry wojownik musi dbać o każdego członka swojego klanu. Podejrzewam, że to nic takiego, ale do końca dnia będziesz miał wolne.
Ostatkiem sił powstrzymałem się, aby nie podskoczyć ze szczęścia. Manaci Olbrzym szybko wyleczy Białą Zamieć i znów wrócę szkolić się na wojownika. Dzień wolny nikomu jednak nie zaszkodzi, prawda? Muszę tylko znaleźć jakieś ciche miejsce w obozie jak najdalej od legowiska medyka. Patrzyłem na odchodzącą Białą Zamiecią.
— Szybkiego powrotu do zdrowia — szczeknąłem na odchodne.
— Jesteś bardzo dzielnym uczniem, Krzemienna Łapo — zawołała przez ramię Biała Zamieć. — Obiecuję, że niedługo wrócę. A twoja odwaga da mi motywację do wyzdrowienia.
Odetchnąłem z ulgą i położyłem się na ziemi. To była trudna misja, ale dałem radę. Nie zaraziłem się chorobą. Udało mi się nie zniżyć do poziomu tych, którzy leżą teraz w legowisku medyka. Najwyższy czas się zdrzemnąć, aby odespać ciężką noc. Znów mogę śnić o byciu Krzemienną Gwiazdą.
<Biała Zamieci?>
[825 słów: Krzemienna Łapa otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz