— Cześć — szczeknęła radośnie Iskrząca Łapa.
— Cześć Iskrząca Łapo — przywitałem się. — Jak tam życie ucznia?
— Cóż, czuję się nieco zmęczona, ale poza tym jest fajnie — przyznała Iskrząca Łapa.
Czułem pewną dumę z młodszej uczennicy. Zachowuje się dzielnie i odpowiedzialnie, wypełniając obowiązki, którymi obciążają ją wojownicy. Właśnie w tej chwili kichnąłem. Odwróciłem się i pokręciłem z zaskoczeniem głową. Choruję. Złapałem tę chorobę, która szaleje w obozie. Spojrzałem z niepokojem na Iskrzącą Łapę. Zdawała się być zdrowa. Musiałem jak najszybciej iść do Szkarłatnego Bluszcza, aby nikogo więcej nie zarazić. Nie chciałem sprawiać problemu mojemu klanowi. Ale czy mamy dość ziół? Nie chcę odbierać innym chorym leku. Muszę znaleźć zioła.
— Muszę gdzieś iść — powiedziałem do Iskrzącej Łapy, po czym pobiegłem w stronę jeziora.
Nie miałem ze sobą w tej chwili żadnego wojownika, ale nie było czasu, aby szukać teraz jakiegoś opiekuna. Zresztą, mógłbym go zarazić. Nie, ja popełniłem błąd, zarażając się chorobą, więc ja ten błąd naprawię. Jednak, ku mojej irytacji, Iskrząca Łapa wciąż biegła za mną.
— Dokąd idziesz Lekka Łapo? — spytała.
— Muszę znaleźć zioła — szczeknąłem prędko. — Nie chcę cię martwić, ale mogę być chory. Trzymaj się ode mnie z daleka, bo mogę cię zarazić. Bez obaw, to tylko choroba. Jeśli szybko zareaguję, to nie zginę. Raczej. Zapewne. Na pewno. Definitywnie.
— Pójdę z tobą — zobowiązała się Iskrząca Łapa.
— Co? — Aż podskoczyłem. — Nie możesz. Też będziesz chora. A jeśli będziesz chora, to osłabisz klan. A jeśli osłabisz klan, to będzie to moja wina, co będzie równoznaczne z tym, jakbym to ja sam osłabił klan. Nie, nie mogę na to pozwolić.
— Ale Lekka Łapo, proszę? — Iskrząca Łapa spojrzała na mnie tymi szczenięcymi oczami, którym nigdy nie potrafiłem odmówić. — Chcę tylko pomóc.
— Uczniowie... — zawahałem się, chcąc użyć wymówki, że uczniowie nie powinni sami opuszczać obozu, ale przypomniałem sobie, że sam jestem jeszcze uczniem. Westchnąłem z rezygnacją. — W porządku, możesz iść — zgodziłem się. — Ale zachowaj chociaż odstęp, w porządku?
Iskrząca Łapa z satysfakcją skinęła głową i pobiegła przodem. Pokręciłem głową, tłumiąc rozbawienie i ruszyłem za nią. Planowałem iść do jeziora. Tam ostatnio znalazłem zioła, więc może znowu jakieś będą.
— Lekka Łapo, czy to to? — zawołała Iskrząca Łapa, wskazując na jakąś roślinę.
Skrzywiłem się, rozpoznając owoce tej rośliny. Znam podstawy medycyny, więc wiem, że ta roślina to z pewnością nie było nic leczniczego. Nie pamiętałem nazwy, ale byłem pewien, że to trucizna.
— To nie lek — zaprzeczyłem. — Ta roślina zabije każdego psa, który ją zje. Spokojnie. Dotknęłaś jej? — Gdy suczka potwierdziła, zawahałem się. — Idź umyć łapy w stawie. I pod żadnym pozorem nie zlizuj.
— Nie jestem głupia — obraziła się Iskrząca Łapa i poszła do jeziora.
Ja tymczasem zacząłem się rozglądać za ziołami. Musiałam znaleźć lek. To mój priorytet. W przeciwnym razie będzie bardzo źle. Ponownie kichnąłem. Czyżby mi się pogarszało? Choroba weszła w kolejne stadium? Jeszcze bardziej zaraźliwe? Muszę się pośpieszyć.
— Lekka Łapo, Lekka Łapo — po raz kolejny usłyszałem nawoływanie młodszej uczennicy. — Chodź, coś znalazłam.
Pobiegłem niepewnie za głosem Iskrzącej Łapy. Co ona mogła znaleźć? Może to źle zabrzmi, ale miałem wątpliwości, czy suczka da radę znaleźć tu coś użytecznego. Dawałem jej jednak szanse.
— Co znalazłaś? — spytałem i zobaczyłem dwa białe przedmioty leżące na ziemi.
Powąchałem je, po czym parsknąłem z irytacją. Pachną Dwunożnymi. Co prawda, zwykle ich lubię. Bywają zabawni. Nie powinienem ich nie lubić, ponieważ mam w sobie krew pieszczocha. Nigdy mi to nie przeszkadzało, a nawet, mimo niechęci niektórych psów do tego faktu, czułem wręcz dumę, że mój ojciec zna ten gatunek lepiej, niż którykolwiek klanowy pies. Wiedziałem jednak jeszcze coś. Nic, co wyrzucił Dwunożny, nie może być dobre. Słyszałem kiedyś historię o psie, Żółwim Wzroku, który kiedyś popełnił ten błąd i zjadł coś zostawione przez Dwunożnego. Zapłacił najwyższą cenę.
— Cofnij się od tego — warknąłem. — Pachnie Dwunożnymi.
Suczka odskoczyła od tego czegoś, patrząc na to z nieskrywaną niechęcią. Znałem jej historię i wiedziałem, że ona w przeciwieństwie do mnie nienawidzi Dwunożnych i ma do tego pełne prawo. Ten gatunek potrafi być zarówno dobry, jak i zły. Lojalny i dwulicowy. Ja jednak mimo wszystko ich szanuję i nie odwróciłbym się przeciwko niemu.
— Coraz mniej mi się te poszukiwania podobają — mruknęła z irytacją Iskrząca Łapa i po raz kolejny poszła umyć łapy.
Spojrzałem na nią ze współczuciem. Może nie powinienem jej tutaj ze sobą zabierać? Może powinienem kazać jej zostać w obozie. Ale, czy posłuchałaby? Jest przecież taka młoda. Uśmiechnąłem się, samemu odpowiadając sobie na to pytanie. Owszem, nie posłuchałaby. A dlaczego? Właśnie dlatego, że jest młoda. A młodzi mają to do siebie, że robią, co chcą, a nie czego się od nich oczekuje. Zaśmiałem się cicho i ruszyłem na dalsze poszukiwanie ziół, aż usłyszałem trzecie wołanie Iskrzącej Łapy.
— Lekka Łapo, chyba coś mam — szczekała radośnie.
Wciąż rozbawiony poszedłem do młodszej uczennicy i... zamurowało mnie. Stała tuż przed stertą pięknego, błogosławionego przez Gwiezdnych zielska. Tak, to jest dokładnie to samo, co już dwukrotnie zebrałem. To były dokładnie te same zioła, których używał Szkarłatny Bluszcz.
— To jest to, Iskrząca Łapo — powiedziałem z zadowoleniem, po czym schyliłem się, aby wykopać zioła. — Znalazłaś dokładnie to, czego potrzebowałem. Doskonale się spisałaś.
— Wiem — powiedziała z mieszaniną zadowolenia i dumy Iskrząca Łapa. — Cieszę się, że we mnie wierzyłeś.
Nie wierzyłem. Przynajmniej, nie cały czas. Pozwoliłem, aby dorwało mnie zwątpienie. Czułem wyrzuty sumienia.
— Będziesz doskonałą wojowniczką — skinąłem z uznaniem głową, a Iskrząca Łapa podskoczyła z radości.
* * *
Iskrząca Łapa chciała mi pomóc także zanieść zioła do obozu. Było ich naprawdę sporo. Przyznam, że naprawdę czułem nowo napływający szacunek, do młodszej uczennicy. Nie pozwoliłem jej jednak trzymać ziół w pyszczku. Kazałem jej zamiast tego popychać je łapą. Ciągle się o nią bałem. Czy to coś złego? Wojownicy byli wściekli na nas, że opuściliśmy obóz bez nadzoru, ale nie mogłem zdobyć się na skruchę. W końcu znaleźliśmy zioła. To znaczy, Iskrząca Łapa znalazła, ja tylko wykopałem. Nie zwracaliśmy uwagi na wściekłe spojrzenia, idąc prosto do Szkarłatnego Bluszczu. Iskrząca Łapa usiadła przed legowiskiem medyka, a ja, w środku, czekałem na swoją kolej. Po chwili podeszła do mnie Srocza Łapa.
— Masz z Iskrzącą Łapą kłopoty — stwierdziła ostro. — Jagodowa Mgła i Orli Klif kazali ci przekazać, że gdy już wyzdrowiejesz, będziesz miał z Iskrzącą Łapą pełno roboty przy legowiskach starszyzny.
— Trudno. — Uśmiechnąłem się z satysfakcją. — Wierz, lub nie, ale było warto.
— Psy — Srocza Łapa westchnęła z irytacją, po czym odwróciła się, aby zająć się innymi pacjentami. — Co wy macie w tych głowach?
— Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz poznać odpowiedzi — zaśmiałem się.
— Lekka Łapo? — zawołał Szkarłatny Bluszcz, chcąc mnie zbadać.
— Już idę — zawołałem do niego, wstając.
<Iskrząca Łapo?>
[1065 słów: Lekka Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia, 3 Punkty Treningu i zostaje wyleczony z choroby]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz