— Gdzie teraz idziemy? — spytała Stokrotkowa Łapa, gdy skończyła już spożywać upolowanego przez siebie ptaka.
Jej
mentorka pokręciła głową. Tę młodą trudno było zmęczyć, a ona sama, z
czego zapewne śmiali się teraz Gwiezdni, nie była już ani młoda, ani
szczególnie cierpliwa w stosunku do szczeniąt i uczniów. Wiedziała
jednak, że skoro została wybrana na mentorkę swojej córki, musiała
wywiązać się z powierzonego sobie zadania jak najlepiej. Miała również
świadomość, że jeśli jeszcze raz będzie musiała patrzeć, jak Stokrotka
poluje na tłuste gołębie, to zwariuje.
— Teraz idziemy znaleźć jakieś spokojne miejsce. Sprawdzimy, jak dobrze pamiętasz kodeks.
— Kodeks? — jęknęła młodsza ze śnieżnobiałych suczek. — Ale to nudne!
„Chyba
nie tak nudne jak ciągłe polowanie na niemrawe ptaszyska”, miała ochotę
napomknąć liderka Ciemnych, lecz w porę ugryzła się w język. To nie
była pora na uszczypliwość.
— Nie wiem, czy nudne, ale na pewno ważne. To najważniejsze zasady obowiązujące każdego z nas, których musimy przestrzegać. No chyba że nie chcesz po śmierci zasiąść wśród Gwiezdnych — dodała po chwili.
Uczennica
bąknęła coś pod nosem. Szybko zerknęła po tym na matkę i, upewniwszy
się zapewne, czy ta nie usłyszała, o czym marudziła, odezwała się
ponownie, tym razem głośniej:
—
Dobrze, Biała Gwiazdo. — Nie brzmiała na zachwyconą, ale przynajmniej
nie sprzeciwiała się otwarcie suczce, która była jednocześnie jej matką,
mentorką i liderką. Gdyby postąpiła inaczej, miałaby potrójnie
przechlapane.
—
Co powiesz na jakiś przyjemny zakątek w ogrodach? Może uda nam się
usiąść wśród kwiatów — zaproponowała, próbując udobruchać Łapę, a także
licząc na to, że miejsce to nie będzie aż do przesady okupywane przez
Dwunożnych.
— Dobrze — przytaknęła uczennica z coraz szerszym uśmiechem na pyszczku.
Jakiś
czas później dotarły do ogrodów, a także znalazły przyjemne i ciche
miejsce wśród kwiatów. Ich białe sylwetki wyraźnie odznaczały się na tle
zieleni trawy i całej gamie barw otaczających je kwitnących roślin. Tu i
ówdzie przelatywała pszczoła, bąk czy motylek, które Stokrotka z
wyraźnym zadowoleniem uważnie obserwowała.
—
No dobrze, przejdźmy do rzeczy. Teraz porozmawiamy o kodeksie, po czym
wrócimy do obozu. Tam już czeka na ciebie Mroźna Burza, obiecał
opowiedzieć ci trochę o przeszłości klanu. — Zatrzymała się na chwilę i
udała, że nie usłyszała kolejnego niezadowolonego jęknięcia. — Jutro
zajmiemy się treningiem walki. Niedługo też prawdopodobnie wyślę cię na
patrol z kilkoma wojownikami — wyjaśniła, woląc od tej pory mieć
wszystko zaplanowane, a nie do końca treningu swojej córki patrzeć, jak
ta dobija ptaki i tak stojące już u progu śmierci z przejedzenia.
Choć
najwyraźniej niezbyt zadowolona perspektywą wysłuchiwania opowieści
serdecznego starszego, Stokrotkowa Łapa ożywiła się na wzmiankę o walce i
patrolu. Poderwała się aż do pozycji stojącej, lecz równie szybko,
zauważywszy minę swojej matki, powróciła do siadu.
— A tymczasem... Co kodeks mówi o zastępcach i liderach?
<Stokrotkowa Łapo?>
(439 słów + trening Stokrotki)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz