4 marca 2021

Od Manaciego Olbrzyma CD Gniewnego Niedźwiedzia

Mimo że nie spodziewał się dzisiaj towarzystwa, Manaci Olbrzym był rad, że poznał nowego psa. Niedźwiedziowaty wojownik wydawał się być ciekawym kompanem. Co prawda medyk nie rozumiał, dlaczego ten spychał go w śnieg, mruczał pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa i co chwila pacał łapą, by się przesunął, ale nie pytał o to. Zresztą, nieznajomy cały czas go uciszał.
Kiedy głosy psów było słychać już na tyle wyraźnie, by zrozumieć, że to patrol, Manat zaczął przywoływać w pamięci najkrótszą trasę do neutralnych terenów. Był pewien, że ich znajdą i nie do końca wiedział, po co jego nowy znajomy tak się chował. Ciężko się było schować, jak się było tak wielkim, a przecież był niewiele mniejszy od niego samego. Nie marudził jednak i kładł się płasko wśród zasp.
— Wychodź Manacie! — rozległ się w końcu krzyk. Ku zaskoczeniu wywołanego psa był to znajomy mu głos. Wyszedł jednak, bo co w końcu miał zrobić. Do lewego ucha dotarł cichy syk i soczysta wiązanka. Niedźwiedzi pies wygrzebywał się powoli i wkrótce obaj stanęli przed czterema psami.
Puchaty, rudy wojownik wraz ze swym czarno-białym kompanem wpatrywali się w nich podejrzliwie, ale zza nich wystawał znajomy, czarny, splątany łeb Bluszcza. Obok niego przycupnęła uczennica, Srocza Łapa. Manacik, rozluźniony i ze swoim zwyczajowym poczciwym uśmiechem przywitał Ognistych. Ci jednak nie wydawali się równie spokojni czy zadowoleni, podobnie zresztą jego towarzysz.
— Co robicie na naszych terenach? Nie wiecie, że nie wolno wam tu przebywać?— zapytał szybko niższy z wojowników.
— A idziemy do parku po jałowiec. Wasze zapasy są w porządku, Szkarłatny? — Manat zwrócił się od razu do znajomego medyka, ignorując czarno-białego marudę — Może też po niego idziecie, w takim razie co byś powiedział na wspólny spacer? Widzę, że Srocza z tobą jest, ja zostawiłem Cynamonkę w obozie, niech pilnuje chorych. Zresztą, ten maluch strasznie się gubi w zaspach, opowiadałem ci, jak raz musiałem ją odkopywać?
— Manaci Olbrzymie… — Medyk Industrii dorwał się wreszcie do głosu. — Rozumiem, że idziesz po zioła, my także. Nie rozumiem tylko, po co ci do tego jeden z Ciemnych.
— Właśnie, coś tu nie pasuje, nie sądzisz? To może teraz powiedz prawdę. — Rudawy wojownik nie wydawał się wierzyć Manatowi. Zdziwiło go to tak bardzo, że spojrzał na niego uważnie i zapadła krótka, pełna napięcia cisza. Nowy znajomy medyka szykował się już, by coś odpowiedzieć, gdy jednak Wietrzny zwrócił się do mających dziwne, niezrozumiałe dla niego problemy patrolujących.
— Przecież powiedziałem, że idziemy do parku po jałowiec. Park to część Tenebris, ale dzięki mojemu miłemu znajomemu nie powinienem mieć tam żadnych problemów. Muszę mu też pokazać, jak dobrze go zrywać, żeby nie uszkodzić, bo w końcu, po co komu by był taki uszkodzony, prawda? No właśnie, więc jesteśmy sobie potrzebni. Wy też może chodźcie, Bluszczu, taka okazja nie zdarza się często! Trzeba się nachodzić, naszukać, a jak się już na coś trafi, to najczęściej taki mierny, że…
— W porządku, zrozumieliśmy, Tenebris, jałowiec. To co robicie tutaj, na naszych ziemiach? Też mamy taki świetny jałowiec?
— Właściwie, to muszę cię zmartwić, przyjacielu, ale nie bardzo. A przynajmniej ja się nie natknąłem, ale może lepiej zapytaj waszego medyka, nawet stoi bliżej, nie musiałbyś tak podnosić głosu — Manacik powiedział rezolutnie, ale miny wojowników z patrolu nie okazywały, że są równie weseli. Cóż, ich strata. On zawsze wychodził z założenia, że nie warto sobie niepotrzebnie psuć dnia takimi humorami.
— Właśnie stąd szliśmy, gdybyście nas nie zatrzymali, już byśmy nawet czubkiem ogona nie byli na waszych ziemiach — Niedźwiedź się odezwał. Jego głos był słabszy, niż wcześniej, gdy krzyczał na Manata, ten więc przejął się. W końcu jako medyk był wyczulony na takie zmiany. Kiedy jednak zapytał, czy wszystko w porządku, Ciemny kazał mu się zamknąć i zająć sobą. A przynajmniej to wyłapał spośród licznych niecenzuralnych słów.
— Właściwie, to wszystko jego wina — dodał niedźwiedź, patrząc spode łba na medyka Wietrznych. — Gadał i gadał i nagle jesteśmy na terenie Ognistych! Śmierdzący jakimś zielskiem wielkolud! Olbrzym! Szedłbyś szybciej i byłby spokój, a teraz, na Gwiezdnych, jedyne co potrafisz to opowiadać pieprzone historyjki o jałowcu?!
— Cieszę się, że już ci lepiej, przyjacielu — odparł uradowany Manacik, zauważając, że głos zrzędzącego niedźwiedzia wrócił do dawnej mocy. Ten spojrzał się tylko na niego z niedowierzaniem. Wyglądał na jeszcze bardziej rozwścieczonego niż przed chwilą, czego Wietrzny nie rozumiał zupełnie. W końcu musiał się poczuć lepiej, tak? Co w tym wszystkim mu mogło nie pasować?
— Kłócicie się jak niezła para zakochanych, ale już chyba dość czasu straciliśmy na słodką wymianę zdań. Zabierajcie swoje tyłki z naszych ziemi i lećcie się lizać pod jałowcem.
Niedźwiedź rozgniewał się jeszcze bardziej, nie wytrzymał i uraczył rudego tak naszpikowaną przekleństwami odpowiedzią, że Manat aż spojrzał na niego ze zdziwieniem. Patrol jednak już ruszył w swoją stronę. Medycy wymienili kilka zdań, pożegnali się, po czym Bluszcz i jego znudzona już uczennica ruszyli w stronę zagajnika. Kiedy intruzi skierowali się na tereny Tenebrisu, Manat zauważył, że dwaj wojownicy przycupnęli na górce w oddali i najwyraźniej ich obserwowali. Krzyknął więc do nich parę słów pożegnania, ale nie był pewien, czy usłyszeli, bo żaden z nich nie odpowiedział. Pomyślał zatem, że pewnie byli za daleko i ruszył raźno ze swoim kompanem, na poszukiwania jałowca.
— Wiesz, nie musiałeś tak się przejąć słowami tego śmiesznego rudzielca. Medycy nie mogą mieć partnerów, ani lizać się z nikim. No, chyba że w celu wyczyszczenia, ale nie jesteś jakiś bardzo brudny. Właściwie, to masz bardzo ładne futro. Gdybym miał się przelizać z jakimś psem, to nie pogardziłbym, żeby miał takie puchate futerko jak ty. — Manaci Olbrzym uśmiechnął się do towarzysza, ale spotkał się jedynie z jego wytrzeszczonymi oczami i stwierdzeniem, że to obrzydliwe.
— Czy ja wiem, nigdy tego nie robiłem. Jest taka suczka u nas w klanie, Blekotowe Niebo, ale wszyscy mówią na nią Blekotka. Jest bardzo ładna i ma bardzo puchate futro. Kiedyś myślałem, że może chciałaby mnie polubić, szukałem jej jakichś smacznych owocków, ale ona tylko się śmiała. Potem mnie mianowali na ucznia medyka i powiedzieli, że nie mogę mieć partnerki, więc było mi bardzo smutno, bo chciałem, żeby ona nią była. Ale ona chyba nie bardzo chciała, więc to chyba nic takiego się nie stało. Nawet teraz się ze mnie śmieje, jak czasem proponuję jej wodorosty czy inne smakołyki. Szkoda, że jest dalej taka ładna, a nawet ładniejsza niż kiedyś, to niczego nie ułatwia. No ale nic. Hej, skoro tak już razem idziemy po jałowiec, to czy to znaczy, że mogę sobie czasem wpadać w odwiedziny? Możemy chodzić częściej na spacery! Cynamonka nie jest aż tak chętna. To jak, co na to powiesz, przyjacielu? 
***
Minęło sporo księżyców, epidemia dalej szalała w najlepsze, a Manat ponownie wyruszył po zioła. W samotnej wędrówce poza przemyśleniami odnośnie tego, czy Cynamonce się polepszy i czemu akurat taka ciepła pogoda musi sprzyjać drzemkom, nawiedziły go wspomnienia z dawnego spotkania z (jak się potem okazało bardzo trafnie nazwanym) Niedźwiedziem.
Manacik nie chciał urywać z nim kontaktu i widzieli się jeszcze parę księżyców po pierwszym spotkaniu, ale było to krótkie, napięte spotkanie. Polubił Gniewnego i miał wrażenie, że ten go, w końcu spędzili razem trochę czasu. Epidemia nie sprzyjała jednak częstym wizytom w obcych klanach. Nic właściwie im nie sprzyjało, może poza byciem medykiem, ale teraz wszystko było dużo bardziej skomplikowane, niż by się chciało.
Kiedy tak szedł przy granicy Ciemnych, uśmiechał się na samą myśl, że gdzieś tam jest jego przyjaciel. A ponieważ w życiu są tylko szczęśliwe wypadki (z czym z pewnością zgodziłby się pewien Dwunożny artysta malarz), to gdy Manacik szedł powoli, przez pola usłane soczyście zieloną trawą, w oddali ujrzał samotną postać, leżącą na słońcu. Postać była znajoma, brązowa i puchata. Pysk Manaciego Olbrzyma rozświetlił szeroki uśmiech, a już po chwili zaczęło się z niego wydobywać głośne nawoływanie przyjaciela.
<Bardzo Gniewny Misiu?>
[1264 słowa: Manaci Olbrzym otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz