Pies był zdziwiony nagłym wybuchem zastępczyni. Jednak z drugiej strony, teraz wiedział, że jednak ta suczka ma nerwy, na których przyjemnie się gra. Przewrócił oczami, nadal trzymając zioła w pysku. No bardzo na nich jej zależało z tego co widział. A przecież on sam przyniósł zioła… kiedyś z Różanym Płatkiem. Chociaż teraz można powiedzieć, że ona jest uznawana za grzeczną suczkę, to i tak może stwierdzić, że jest prawdziwym demonem, a nikt mu nie uwierzy, bo mówi tak nawet o swojej uczennicy, Kropelkowej Łapie. Mógłby jej teoretycznie oddać owe zioła, tak po prostu, ale tak za darmo? Lepiej mieć od razu jakiś interes. Tak za darmo to się nie opłaca, a pies, któremu ona niesie, może sam sobie pójść po zioła. Sowi Pazur, bo o owej postaci mówimy, odwrócił się, i ruszył w stronę legowiska medyka, a Rzepakowe Słońce za nim. Podrzuca szybko zioła po legowisko, aby medyk je znalazł. Nie będzie przecież aż tak ziół marnować. Po czym przyspieszył, wybiegając z obozu. Rzepakowe Słońca chyba była zbyt rozkojarzona, gdyż zamiast zobaczyć, że odłożył zioła, pobiegła za nim, albo Sowi Pazur zrobił to niezauważalnie? W końcu Sowi Pazur ogólnie jest wspaniały, nie zdziwiłoby go gdyby tak było. Jego ruchy i tak są wspaniałe… Jest przecież taki silny, przystojny i mądry, dlatego przecież był taki dobry w oddawaniu tych ziół. Ach! Czego więcej można chcieć od takiego wojownika? No właśnie. Byłby idealnym liderem. Jednak no cóż, po prostu nie chcą konkurencji. Albo chcą mieć chociaż jednego dobrego wojownika. Tak, to by wszystko wyjaśniało.
Sowi Pazur, wraz z Rzepakowym Słońcem na plażę. Co prawda to nie są do końca ich tereny, jednak są blisko. Dopiero teraz usłyszał warczenie zastępczyni, która teraz wybuchła.
— No oddaj mi te przeklęte zioła! — syknęła, a wojownik odwraca się dopiero teraz pyskiem do niej. Przy okazji pokazując, że nie ma ziół, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało.
— Zjadłeś je?! — warknęła ponownie.
— Nie zjadłem, a zostawiłem w obozie. Jak widać, chyba powinnaś iść ponownie do medyka, aby sprawdzić, czy masz dobry wzrok — parsknął.
Już widział, jak zastępczyni otwiera pysk, aby coś powiedzieć, kiedy jakiś krzyk zagłuszył ją. Rozejrzał się, w poszukiwaniu owego dźwięku… A no tak. Plaża. Jest już pora zielonych liści, chociaż teraz ta pora powinna się nazywać porą masy dwunożnych, bo roślinności już nie ma, jednak było ciepło, przez co dwunożni przyszli nad plażę. Nie było jakoś za gorąco, ale na pewno cieplej niż zwykle. Nie było aż tak dużo ich. Za to było na pewno dużo małych dwunożnych. Co raczej zaniepokoiło ich oboje. Mali dwunożni piszczeli, a ich… chyba rodzice nie próbowali ich uspokoić. On by od razu swojego szczeniaka uspokoił. Nie pozwoliłby, aby klan musiał cierpieć przez piskliwego szczeniaka, sam by nie wytrzymał. Takie denerwujące. Spogląda jeszcze raz na suczkę, która stała w miejscu, chyba oczekując jego odpowiedzi. Spojrzał na nią znacząco, chociaż i tak już miał ochotę po prostu pobiec do jakiegoś młodego dwunożnego, i go ugryźć. Może przestałby piszczeć. Ruszył cicho, w stronę jakiegoś ukrycia, aby dwunożni go nie zauważyli. Co pewnie też Rzepakowe Słońce zrozumiała, o co mu chodzi, i szybko poszła za nim, przecież też musiała go zabić za te zioła.
— Wracamy, ja biorę zioła, a Ty pójdziesz sobie ode mnie — powiedziała, już chyba coraz bardziej próbując się uspokoić.
— Ja tu zostaję — zadecydował. — Jak chcesz iść, to idź. Ja Ci nie kazałem iść za mną. No ale skoro już idziesz do medyka, to przy okazji sprawdzi Twój wzrok.
Ponownie gdy zastępczyni już chciała mu odpowiedzieć, to mały dwunożny coś powiedział, pokazując na nich palcem, a przy nim byli jeszcze inni dwunożni podobnego wzrostu. Aż taki piękny jest Sowi Pazur, że nawet dwunożny to zauważył? Chociaż, Sowi Pazur już o tym wiedział, ale miło, że dwunożny to nawet potwierdził. Szkoda, że inni nie mają odwagi przyznać jego racji. Mimo tego, że nigdy o tym nie mówi, jednak wiecie, to jest zbyt oczywiste. Trzeba wrócić do sytuacji, nie odpływajmy aż tak bardzo w jego wspaniałej osobie. Nie byli za wysocy, czyli nie byli dorosłymi, jednak też nie za niscy. Na pewno nie byli aż tak mali, że piszczeli. Byli też ubrani na jeden kolor, czyli czarny. Mieli coś na głowie, jednak to nie były włosy. Na pewno to nie były włosy. Prędzej już jakaś szmatka, chociaż to też nie, ponieważ szmatka by się nie utrzymała aż tak na ich głowie. Mieli też bardzo luźne te dodatkowe futra. Jakby miały im zaraz spaść. Jednak zaczynali się zbliżać w ich stronę, kiwając się, jakby mieli się zaraz przewrócić. Nasz mądry Sowi Pazur, uznał, że chyba nie mają za dobrych zamiarów. A skąd to wiedział? Widział, że coś szepczą między sobą, podchodząc do nich. Wojownik prędzej się czasami zastanawiał, po co im takie grube futro? Jemu przy jego puszystym, pięknym, miękkim, wspaniałym futrze było gorąco, ponieważ słońce było tak mocno tymi swoimi promieniami… No dobrze, nie aż tak, bo dopiero się zaczyna pora zielonych liści, jednak i tak było dosyć ciepło. Im bliżej było, tym bardziej po prostu wiedział, że musi uciekać. Nie obchodziło go za bardzo to czy Rzepakowe Słońce pójdzie za nią, ale z drugiej strony, jak ją tu zostawi, a coś jej się stanie, to Oszroniona Gwiazda go zabije… oczywiście jak wyzdrowieje. Spogląda na Rzepakowe Słońce, czy może wrócić sam, ale okazało się, że ona już chyba wcześniej o tym pomyślała, bo zaczęła się bać. Co mu się nie podobało, to on miał zaproponować swój wspaniały pomysł. Chociaż, zastępczyni patrzyła bardziej może spłoszona na nich.
— Nie patrz tak, bo Ci oczy uszami wyjdą.
Wojownik spojrzał na dwunożnych, którzy byli coraz bliżej, i nagle coś trzymali w swoich łapach. Coś ostrego, aż nim wzdrygało i się cofnął. Nasz Książę, spróbował się tym nie przejąć aż tak. Zestresowałby się tylko, a stres działa źle na wygląd. Przez to odwracanie sobie uwagi od dwunożnych, który chyba już chcieli ich okrążyć, a trzeba przyznać, że jak Sowi Pazur chciał się schować wraz z nią, to schowali się za jakimiś domkami, gdzie dwunożni wchodzili bardziej zakryci, a potem wychodzili bez tego swojego futra. To może dlatego byli tak ubrani? Przecież stali w cieniu. Równie dobrze, nie miał pewności skąd przyszli. Gdyby przyszli z plaży — byliby chyba inaczej ubrani. Również tutaj było dosyć blisko do kempingu. Jak i do miasta. Ale czy chciałoby się im przyjść aż stamtąd tam? Chyba że już wojowników z Flumine…
Nie zdążył dokończyć swojej myśli, gdy jeden z nich kopnął Sowiego Pazura, w jego twarde, wielkie, silne wspaniałe, długie łapy, ale i tak to bolało. Co prawda próbował tego nie okazywać, tylko warknął ostrzegawczo na nich. Zauważył również iż Rzepaczka też oberwała, aż chciał ugryźć ich.
<A więc, Rzepakowe Słońce?>
[1091 słów: Sowi Pazur otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz