6 marca 2021

Od Migoczącego Światła CD Jaśnienia

Było źle. Wszystko było źle. Okropnie. Okropnie źle. Nie tak, jak być powinno. Jak być powinno? Jego rodzina nie powinna umierać. Nie powinna. Powinni żyć. Żyć szczęśliwi. Uśmiechać się. Śmiać się. Kochać. Biegać. Czasami i płakać. Ale tylko czasami. Jednak... Tak nie było. Zamiast żyć, umarli. Zamiast uśmiechać się, płakali. Zamiast śmiać się, przeklinali. Nienawidzili. Powinien teraz biegać po polach. Wraz z Brązową Blizną lub Krzemykiem. Polować. Jeść ze smakiem. Tęsknił za tym, gdy był jeszcze uczniem i trenował u boku swojego kochanego mentora. Teraz był Migoczącym Światłem, nie Migocząca Łapą. Szkoda. Myślał, że będzie szczęśliwy. Sądził, że to będzie cudowny nowy etap w jego życiu. Co prawda, może i był to nowy etap w jego życiu, ale czy musiał zaczynać się tak okropnie? Czy jego rodzina musiała umierać? Czy musiał ich tracić? Nie musiał. Nie musieli, jednak... To zrobili. Umarli i nie żyją. Nie ma już ich przy Migotku. Tęskni za nimi. Cofnąłby czas, tylko po to, by ich jeszcze raz zobaczyć. Wtulić się w ich futra, złapać delikatnie zębami ich ucha i uśmiechnąć się dla nich. Złota Gwiazdo. Biała Zamieci... Brązowa Blizno!
Młody wojownik leżał na swoim posłaniu, oświetlanym przez promienie słońca. To była wyjątkowo piękna Pora Zielonych Liści, Migoczące Światło widział to i dobrze o tym wiedział, jednak nie przejmował się tym. Może i widoki były piękne, jednak nie cieszył się nimi. Wywoływały u niego łzy, więc jeśli tylko mógł, pozostawał w legowisku wojowników. Niedawno przeszedł też mianowanie na wojownika. Dobrze pamiętał klan skandujący jego wojownicze imię i słowa wtedy jeszcze żyjącej Złotej Gwiazdy.
— Ja, Złota Gwiazda, lider Ventus, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Ciężko pracował, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam go wam jako wojownika. Migocząca Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia? — mówiła suczka poważnym tonem głosu. Migotek zastanawia się, czy była ona wtedy z niego dumna. Czy jest z niego dumna? Jej syn został mianowany przez nią na wojownika. To ogromny powód do dumy, prawda?
— Obiecuję — mówił wtedy jeszcze Migocząca Łapa. Stresował się i cudem powstrzymał od nerwowego przebierania łapami. Musiał zachować powagę i prawidłową postawę.
— A zatem mocą Coelum nadaję ci imię wojownika. Migocząca Łapo, od dziś będziesz znany jako Migoczące Światło. Gwiezdni honorują twoją wierność i odwagę, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Ventus — ów słowa odbijały się w jego głowie niczym echo. Ach, ledwo co został wojownikiem, powinien udowodnić, że nie bez powodu został mianowany jako pierwszy z rodzeństwa. Jego ciało było dziwnie ciężkie, cięższe niż zazwyczaj. Nie miał sił, by się podnieść, mimo że mówił sobie w głowie No dalej, wstawaj, Migotku! Promyki słońca zaglądające w jego oczy powinno go rozbudzić, jednak w praktyce i one nie działały. Tylko gdy trzeba było wyjść na polowanie, czy patrol, niechętnie unosił się na cztery łapy i szedł.
Był jednak pewien moment, gdy poczuł w sobie szczęście. Radość. Uśmiechnął się. Tak, uśmiechnął się. Szczerze. Ruszył przez obóz, wchłaniając nosem zapach siana i koni. W budynku było bardzo jasno, zielona trawa na zewnątrz wręcz błagała się o to, by po niej pobiegać. Szedł uśmiechnięty od ucha do ucha, nie zważając na przeszkody i klanowiczów. Zatrzymała go dopiero skrzynia, w której to utknął biały szczeniak. Jaka głupota. Urocza głupota. W co on się wpakował? I teraz nie mógł wyjść. Żałosne. Urocze. Bezbronne. Nieświadome. Co spotka to szczenię w życiu? Zagłodzi się, zamknięte w skrzyni? Zmiażdży je koń? Porwie je dwunóg? Rozszarpie je wrogi wojownik? Śmierć. Przed oczami biszkoptowego pojawił się obraz rozszarpanego, małego ciała, pokrytego białym futrem i krwią, leżącego w skrzyni. Bezbronny szczeniak, zabity. Biedak, nie miał jak się bronić. Nikt go tego nie nauczył. Czemu? Było za młode? Tak, to na pewno to, ale kiedyś jeszcze ktoś je tego nauczy. Nie, już za późno. Ono już przecież nie żyje. Czy ono... Naprawdę nie żyło? W końcu coś go pchnęła w środku i przewrócił skrzynię. Nie za mocno, ale na tyle mocno, by upadło. Nawet jeśli nie żył, dobrze byłoby odbyć przy jego ciele nocne czuwanie. To będzie duża strata dla klanu. Cóż, życie jest brutalne i niesprawiedliwie. Nie zastanawia się. Bierze i bierze. Śmierć jest częścią życia. Śmierć to życie. Życie to śmierć. Dlaczego więc mieliby się jej bać? Życie to źródło śmierci. Bez życia nie ma śmierci. Najpierw trzeba żyć, by umrzeć. Żyje się, by umrzeć. Nieśmiertelność to przekleństwo. Nie chciałby być nieśmiertelny. Chciałby umrzeć, ale jeszcze nie teraz. Nie tak szybko. Racja?
— Żyjesz, prawda? — odezwał się do szczeniaka głosem bez emocji, ze wzrokiem wbitym w jego oczy.
— Żyję i nic mi nie jest! — odparł hardo, nie wyglądając na zdziwionego dziwnym zachowaniem wojownika. Biszkoptowy uśmiechnął się. Wtem coś nim wstrząsnęło. Co on do jasnej cholery robi?! Wbił pazury w trawę, unosząc wzrok w górę. Co on wygaduje...? Powinien się w końcu wziąć garść i zacząć myśleć. Jesteś idiotą, Migotku. Skończonym durniem i idiotą. Westchnął, patrząc na szczeniaka.
— Przepraszam — to brzmiało jeszcze bardziej idiotycznie... Swoją drogą, on zawsze miał taki zachrypnięty głos...? Co z nim nie tak?! Trzepnął ogonem. Powinien dawać dobry przykład dla szczeniaka. — Nie ważne — odchrząknął. — W każdym razie, to dobrze, że żyjesz. Wiesz, trzeba pomagać innym. Wiesz o tym, prawda?
— Prawda! — oznajmił dziarsko, aż wstając na równe łapy. Młody wojownik cicho się zaśmiał.
— Będzie z ciebie dobry uczeń. Chciałbyś być uczniem i wychodzić poza obóz, prawda? Jednak jesteś jeszcze tylko małym szczeniakiem, więc co robisz poza obozem? — Nie czekając na odpowiedź, sam wstał i ostrożnie chwycił szczeniaka za skórę na karku. Był ciepły, taki przyjemny i puszysty... Chętnie wtuliłby pysk w jego futro i zasnął, ale teraz miał co innego do roboty. Powędrował do żłobka, gdzie odstawił małego na ziemię, po czym położył się przed nim, ziewając i patrząc na niego zmęczonym wzrokiem. Pamiętał, jak sam jeszcze pomieszkiwał w tym żłobku. Spał obok matki i obserwował figle rodzeństwa. Życie wtedy było takie piękne i pełne barw. Ile by dał, by wrócić do tych beztroskich czasów i życia w błogiej nieświadomości. — Chcesz się... Przytulić? — on chciałby. Bardzo chciałby. Wtulić nos i oczy w futro szczeniaka i go wylizać. Być dla niego matką. Chociaż przez chwilę. Pokazać mu świat. Nauczyć go życia i umierania. Chciałby patrzeć, jak się rozwija. Chciałby być z niego dumny.
<Jaśnieniu?>
[1025 słów: Migoczące Światło otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz