Suka tylko posłała wściekłe spojrzenie w stronę psa, mając ochotę pozbawić go łba, by już nie wydawał jej zbędnych rozkazów. Truchtem udała się w stronę stawu, chcąc odbyć polowanie w samotności i nie zawracać sobie głowy jakimś aroganckim psem. Tak też i zrobiła, udało jej się zdobyć zająca pokaźnych rozmiarów. Po drodze powrotnej do obozu zaczepił ją Sowi Pazur, narzekając na to, że mu nie potowarzyszyła, jednak szara machnęła tylko na to ogonem, nie mając ochoty na żadne konfrontacje z innymi osobnikami.
***
Suczce od jakiegoś czasu wadził uciążliwy kaszel i ból gardła. Znacznie ją to zaniepokoiło, w końcu nie mogła pozwolić sobie na chorobę i śmierć. Gdy tylko przyszła ku temu okazja, powędrowała do medyka, by ten ją obsłużył i wręczył jej odpowiednie zioła. Żałowała, że nikt wcześniej nie przejął się jej złym stanem i nie zaprowadził szarej do legowiska medyka. Potrzebowała trochę uwagi, to oczywiste, a już od dawna nikt jej dla niej nie dawał. Czy to dlatego, że za głośno kaszlała? Może wystraszyła wszystkich adoratorów? Miała nadzieję, że nie i teraz gdy już będzie tylko lepiej, odzyska swoje grono wielbicieli.
Poczłapała smętnym krokiem w stronę wyjścia z obozu, nie mając teraz najmniejszej ochoty na postaranie się i przybranie choć trochę dostojniejszego chodu. Uniosła wzrok na niebieskiego nieba, przebierając językiem. Dobrze czuła suchość w pysku, a pragnienie narastało z każdą chwilą. Otrzepała futro, jakby chciała się pozbyć gorąca z ciała i powoli ruszyła w stronę stawu. Stąpała po suchym piasku, wystarczyło się tylko trochę bardziej wczuć, by poczuć mniejsze i większe kamyki pod poduszkami łap. Jej długie i ciemne futro o tej porze było istnym przekleństwem. Dbanie o nie w takim upale było strasznie nużące, a w dodatku łapało więcej promieni słońca. Czuła się, jakby dwunożni palili ją na swoich ogniskach, jakby to była ona parówką. Tak, tak to się zwało, racja? Była czarną, spaloną parówką. Piekielnie gorącą parówką. W pewnym momencie naszą paróweczkę zaczepiła inna parówka, chyba nie aż tak spalona, gdyż gdzie nigdzie na jej ciele zauważyć można było jeszcze beżowe, czy brązowe mięso. Nie, on był kiełbasą. Kiedyś zdarzyło się Różanej skosztować taką kiełbaskę. Wyrwała ją z rąk młodego dwunożnego, co było bardzo ryzykowne, jednak nie żałowała tego czynu. Ów kiełbaska była chrupiąca, gorąca, parzyła w język, jednak suczka jej nie wypluła, gdyż była po prostu zbyt pyszna na to, by tak ją zhańbić.
— Co tam, Różana Łapo? Gdzie się wybierasz? — parsknął wojownik, a suka powoli wróciła do rzeczywistości.
— Nie za dobrze się dziś czuję — przyznała.
Zapewne, gdyby w tamtej chwili wszystkie jej trybiki w mózgu działały poprawnie, ugryzłaby się w język przed wypowiedzeniem tych słów, jednak w rzeczywistości nawet nie poczuła zdziwienia.
— Słyszałem, jak kaszlesz — zaśmiał się pies, trzepiąc na nią ogonem. Mógłby teraz nawet ją zaatakować i oberwać jej uszy, a ta by nie za wiele zrobiła z tym faktem. O tyle dobrze, że przynajmniej kaszlała odpowiednio głośno.
W końcu znaleźli się przy stawie, wchodząc na pomost, a suczka od razu się nieco ożywiła. Objęła wzrokiem wojownika i podskoczyła, by rozruszać kości i mięśnie. W jej głowie już wytwarzał się obraz zmokłego Sowiego Pazura. Jaka to będzie z niego mokra kura! Na pewno będzie wyglądał iście komicznie z oklapniętą sierścią.
— No, mów, po co tu przyszłaś? — odezwał się i spojrzał na towarzyszkę, by od razu oberwać zręcznym ciosem i wylądować w wodzie.
Chwilę mu zajęło, by zorientować się, gdzie jest i co robi, by następnie utrzymać się na bezpiecznej głębokości. W tym czasie młodsza wojowniczka brała rozpęd, słysząc, jak jej łapy odbijają się od drewnianych belek, a następnie jej ciało unosi się w powietrze i z głośnym pluskiem ląduje w chłodnej wodzie. Zaśmiała się, po czym spojrzała na trochę oszołomionego Sowiego Pazura, patrzącego na nią jak na skończoną wariatkę. Sama Różana nigdy nie sądziła, że zrobi to z Sowim Pazurem. Czy szaleństwo to kolejna z objaw choroby? Nie, dostała już zioła, powinno być lepiej. Będzie i lepiej.
Wojownik już z trudem przemierzał szuwary, byle by wyjść z nie tak ciepłej, jak mogłoby się wydawać, wody. Najwidoczniej ten pomysł godny mysiego móżdżku ani trochę mu się spodobał.
— Ej, a ty gdzie się wybierasz, dziadku?! — krzyknęła za nim suczka, pośpiesznie dołączając do niego, tym samym chlupiąc niezmierne wodą.
— Nie mam zamiaru się z tobą bawić jak szczeniaki, Różana Łapo — parsknął, wyłaniając się na suchą trawę i otrzepując futro z wody.
Wojowniczka stanęła obok niego i zrobiła to samo, pamiętając o gracji ruchów, jednak nie pożałowała Sowiemu kolejnych kropel wody na sierści. Podeszła do niego bliżej, uśmiechnięta i wsunęła nos w jego brązowe futro na szyi.
— Ładnie pachniesz. W jakich kwiatach się tarzałeś? — uśmiechnęła się do niego zalotnie, po czym cicho, lecz urokliwie się zaśmiała. No i odeszła żwawym krokiem, nie chcąc już słyszeć odpowiedzi Sowiego Pazura.
<Sowi Pazurze?>
[780 słów: Różany Płatek otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia i zostaje wyleczona]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz