14 kwietnia 2021

Od Białej Gwiazdy CD Jasnego Serca (do Wojowniczego Mrozu)

Jasne Serce kojarzył się Białej Gwieździe tylko z kilkoma podstawowymi faktami. Po pierwsze, był od niej młodszy, jakieś czterdzieści księżyców młodszy, lecz na tyle już dojrzały, by nie nazywała go w myślach „młodzikiem”, jak to miała skłonność ostatnio robić, gdy chodziło o przynajmniej połowę znanych jej wojowników. Po drugie, pomógł jej, gdy jakiś czas temu nie potrafiła zapanować nad własnymi emocjami i oddechem. Była mu wdzięczna, lecz do tej pory nie wyraziła tego, jak jej samej się zdawało, dostatecznie. Po trzecie, był jakąś rodziną lub czymś na kształt rodziny (w każdym razie kimś bliskim) jej zastępczyni, Mlecznego Oka. Po czwarte, z wojny z klanem Piątego wyszedł ledwo żywy, a i teraz prawdopodobnie dokuczały mu jakieś dolegliwości, przez które rzadko opuszczał tereny klanu, a jeśli już to robił, zazwyczaj wracał zmęczony.
Więc dlaczego, do stu Dwunożnych, tego popołudnia, nieprzytomny i z przeoranym pazurami grzbietem, został przytargany na tereny ich klanu przez Wojowniczy Mróz?
— Nie wiedziałem, co z nim zrobić, ale pachniał jak Tenebris... — wyjaśnił Wodny, z niepewnością patrząc to na nią, to na Jasnego, który, jak jej się zdawało, powoli odzyskiwał przytomność.
— Bardzo dobrze zrobiłeś. — Uśmiechnęła się do niego delikatnie. Chciała jeszcze coś dodać, być może „dziękuję”, być może „jestem z ciebie dumna”, lecz oto do jej uszu dobiegł słaby głos milczącego do tej pory wojownika:
— Liderko? — wydusił z siebie, a ona najszybciej, jak tylko się dało, odwróciła głowę w jego stronę i podeszła do niego.
— Co się stało? — spytała, pochyliwszy się nad nim, z niezadowoleniem odnotowując, że brzmi po prostu jak twarda liderka, a nie jak ktoś zmartwiony o stan jednego ze znanych sobie wojowników. Nie utrzymywali jednak ze sobą szczególnie bliskich kontaktów, dlaczego więc tak właściwie powinna zareagować inaczej? Dlatego, że on pomógł jej w chwili słabości?
— Przegięliśmy z treningiem — odpowiedział wymijająco i roześmiał się. 
Serce spróbował się podnieść, a Mróz, jak zauważyła kątem oka, od razu wyrwał się, chcąc albo mu pomóc, albo go powstrzymać — nie była pewna — lecz zatrzymał się po wykonaniu zaledwie jednego kroku. Wbrew oczekiwaniom Białej, starszy z wojowników nie syknął ani nie jęknął z bólu. Albo dobrze go więc maskował, albo po prostu nie był on tak silny, jak jej się zdawało, że musiał być.
Nie uwierzyła mu. Nie miała jednak przecież żadnych podstaw, by otwarcie zakwestionować jego odpowiedź. Nawet nie znała go szczególnie dobrze. 
— Naprawdę? — zapytała więc jedynie, licząc na jakiś cud, na poruszenie sumienia Jasnego, który oto najprawdopodobniej kłamał w żywe oczy swojej liderce.
Kolejna wymijająca odpowiedź. Mentalnie przewróciła oczami, fizycznie nie potrafiła się na to zdobyć, nie chcąc obrazić rannego.
— Masz jakieś imię, kochaniutki? — zwrócił się w końcu do członka klanu Wodnych.
— Ja... eee... — wyjęczał młodzik, patrząc niepewnie na Białą, na pewno będąc w gotowości, by wymyślić kolejną idiotyczną historyjkę podobną do tej, w której to była jego ciotką czy inną kuzynką, a jego dziewczyna (Łopianowy Kuper — tego nie zamierzała zapomnieć) porzuciła go dlatego, że nie umiał pływać. 
Pokiwała głową, uznając, że wyznanie prawdy jest lepsze niż wysłuchiwanie kolejnej produkcji wytwórni filmowej Umysł debila™.
— Wojowniczy Mróz, psze pana — odpowiedział w końcu.
— Wojowniczy Mróz, który teraz spada, bo Ciemny Kieł już nadchodzi — syknęła, patrząc twardo na swojego byłego i nieoficjalnego ucznia.
— Już się robi, madam — odpowiedział i rzeczywiście już go nie było.
Nie dziwiła mu się. Sama by chętnie uniknęła konieczności spotkania z medyczką.
 
Choć Biała Gwiazda nie spodziewałaby się tego nawet po swoich najgorszych koszmarach, zaledwie kilka dni później cały jej klan przeniósł się na tereny Wodnych. Najgorsze w tej całej sytuacji nie było chyba nawet to, że znaleźli się tam ze względu grasującego po ich obozie i okolicach Hyclu (który, niestety, przed ich przenosinami nie zdążył schwytać ani Ciemnego Kła, ani Lisiego Wrzasku). Nakrapianą Gwiazdę również starała się ignorować, nie chcąc tracić na kogoś takiego jak ona cennej energii. Najgorsze zdecydowanie były te przeklęte żaby, których w okolicach Rzeki było od groma. 
Trudno było utrzymywać wizerunek godnej szacunku i dumnej liderki, kiedy na widok tych skaczących choler miało się ochotę albo uciekać tam, gdzie pieprz rośnie, albo zwrócić swój ostatni posiłek.
Zaleta była chyba tylko jedna — pomijając oczywiście bezpieczeństwo całego klanu — możliwość spędzania czasu z Wojowniczym, który również zdawał się cieszyć z jej towarzystwa, nawet jeśli, wzywany wciąż do siebie to przez jedną, to przez drugą, stał się uosobieniem wojny dwóch liderek.
— Biała Gwiazdo, czy możemy porozmawiać na osobności? — spytał Jasne Serce, gdy jego liderka zakończyła jedną z wielu rozmów z Irysowym Sercem, z którą dogadywała się o wiele lepiej, niż z jej liderką.
— Tak, oczywiście, Jasne Serce — odparła, choć nie udało jej się powstrzymać wyrazu zaskoczenia, jaki pojawił się w tej chwili na jej pysku. — O co chodzi? — spytała, gdy oddalili się już od wszystkich pozostałych członków współżyjących tymczasowo ze sobą dwóch klanów.
— Chodzi o ciebie i Wojowniczy Mróz — zaczął samiec, wyglądając nieco niepewnie. — Wiem oczywiście, że to tylko i wyłącznie wasza sprawa, lecz wydaje mi się, że powinnaś to poważnie przemyśleć. Sam kiedyś wpakowałem się w coś podobnego i mogę poświadczyć, że możecie się w ten sposób wpakować w duże kłopoty.
— Wiem, że pochodzimy z różnych klanów, ale... — zaczęła, nie rozumiejąc, o co, do stu Dwunożnych mu chodziło, lecz przerwała, gdy zrozumiała, że wojownik nie zakończył jeszcze swojego monologu.
— Nie chodzi tylko o klany. Zauważ, że on jest jeszcze naprawdę młody. Ja naprawdę rozumiem, że „serce nie sługa”, ale...
— Słucham? — przerwała mu, nie dbając już o to, że było to nieszczególnie kulturalne. — Jakie znowu serce? Chwila... Czy ty uważasz, że mnie i Wojowniczego łączy jakaś romantyczna relacja? — prawie krzyknęła, wytrącona z równowagi tym, jak absurdalne było to oskarżenie. — Do stu Dwunożnych, Jasne Serce, nie, nie mam romansu z Wojowniczym Mrozem! — prychnęła, kręcąc głową. — Jeśli już musisz wiedzieć, to ten wariat jest dla mnie jak syn. Przypałętał się pewnego dnia na nasze tereny i poprosił mnie, żebym pomogła mu w treningu, bo jego mentorka nie miała dla niego czasu, no i od tamtej pory już przyczepił się jak tamten łopian jego tyłka. — Gdyby nie była tak wzburzona, być może zauważyłaby, że wspominanie o tyłku psa, o romans z którym przed chwilą zostało się posądzonym, nie było najlepszym pomysłem. — Nigdy nawet nie pomyślałam o nim w taki sposób. A ty mogłeś po prostu mnie zapytać, czy z nim sypiam, czy co tam jeszcze sobie wyobrażałeś — zakończyła, wywracając oczami.
W tym właśnie momencie zauważyła, że w ich stronę zmierza nie kto inny, a młody wojownik, o którym przed chwilą rozmawiali. Zauważając, że Mróz częściej spogląda on na Jasne Serce, i mając nadzieję, że to właśnie z nim chciał porozmawiać, rzuciła jeszcze w stronę Jasnego jakieś niedbałe i dość twarde „do widzenia”, i odeszła. Nie chciała teraz znaleźć się jednocześnie w towarzystwie dwóch tych psów.
Wyminąwszy Wojowniczego, znowu pokręciła głową.  
Ona i on mieliby mieć romans. Cholera, ten Jasny to dopiero miał wyobraźnię.
<Wojowniczy?>
[1111 słów]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz