Już mi przeszło. Jestem głupi. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię i czułem, jak wstyd pali mi uszy, na samo wspomnienie moich przemyśleń. O, Gwiezdni, chcę umrzeć!
— Cytrynku? — Aronia widocznie czekała na odpowiedź.
— T-teraz? — zapytałem się, niepewny, czy dobrze usłyszałem jej propozycję. Zaraz potem przypomniałem sobie jej pytanie. Przecież oczywiste było, że chodzi jej o tę chwilę! Spuściłem głowę i coś wymamrotałem. Cholera, robię z siebie idiotę!
— Tak, teraz — odparła Aronia, uważnie lustrując mnie wzrokiem.
Szczerze mówiąc, wolałem pobyć sam — poprzyglądać się trenującym uczniom, czy porozmawiać z dorosłymi psami, by je lepiej poznać. W końcu jeden z nich będzie mym mentorem! Poza tym wstydziłem się towarzystwa Aronii i Konwalii — gdy tylko to sobie uświadomiłem, znowu się speszyłem. Przecież jeszcze niedawno się z nimi bawiłem. Teraz jednak miałem pięć księżyców i bliżej mi było wyglądem dorosłego psa, niż puchatej, dwuksiężycowej kulki.
— Jeśli chcesz… — odparłem niepewnie, jednak bardziej zabrzmiało to jak pytanie, niż odpowiedź. Jeszcze tego brakowało, by Aronia pomyślała, że jej unikam. Znowu zakłopotanie spustoszyło moje ciało i poczułem się jak skończony głupiec.
— To… Zaczekaj tutaj, a ja pójdę po Konwalię — Aronia zdawała się nie przejmować moim zakłopotaniem, wyszczekała to ze szczenięcą rezolutnością i poszła szukać swojej siostry. Szczenięca rezolutność! Przecież sam jestem szczeniakiem! Chociaż, może wezmą je za starsze, w końcu Aronia jest dość wysoka, a Konwalia silna. Zdałem sobie sprawę, że jestem o niewiele wyższy do Aronii, a ona jest dwuksiężycową suczką…! Przegnałem te myśli, bo czułem, że zaraz znowu pomyśle coś, czego będę żałował.
— Już jesteśmy — szczeknęła Aronia, a zza jej pleców wyłoniła się główka Konwalii.
— Świetnie, chodźmy — wyjąkałem i szybko wyszliśmy ze żłobka.
Przez jakiś czas szłyśmy w ciszy. Na początku mi to odpowiadało, jednak gdy cisza trwała już zbyt długo, to zacząłem się stresować. Zerknąłem na suczki. Aronia chyba czekała, aż my zaczniemy rozmowę, a oczywiście Konwalia nigdy pierwsza się nie odzywa, więc wziąłem głęboki wdech. Dobra, nic głupiego.
— Nie lubię pory nagich drzew — powiedziałem ni stąd, ni zowąd i przełknąłem zażenowanie.
— Gdyby jej nie było, pora nowych liści nie byłaby taka piękna — powiedziała Konwalia, patrząc na mysz, która biegła pod ścianą.
Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Może chciałem im zaimponować? Ale nie, to nie było to. Po prostu chciałem pokazać, że jestem od nich lepszy. Jestem już praktycznie uczniem i mogę zacząć polować. Skoczyłem na mysz, korzystając z tego, że przysiadła, patrząc się na Konwalię. Kilka uderzeń serca i już trzymałem ciepłą mysz w pysku. Dopiero teraz spostrzegłem, że suczki nie wyglądają na dumne i zachwycone. Aronia chyba była zdziwiona, może trochę urażona. Chociaż nie byłem pewny, moje odczytywanie emocji innych było godne pożałowania. Natomiast na Konwalię nie zdążyłem nawet zerknąć, bo rzuciła mi się na szyję. Zszokowany, upuściłem mysz, a suczka, korzystając z mojego zaskoczenia, całą swoją siłą mnie przewróciła. Wbiła mi się w bok, jednak wystarczająco lekko, by nie zrobić mi krzywdy.
— Po co to zrobiłeś? Klan ma pod dostatkiem jedzenia. Jeśli chcesz się szkolić, to poczekaj na mentora. Sam daleko nie zajdziesz. Zabijanie bez wyraźnego powodu jest istną głupotą. Nawet Dwunożni nas nie depczą, chociaż mogą to robić. Wykazałeś się głupotą.
Otworzyłem pysk, chcąc jej coś odpowiedzieć, lecz stwierdziłem, że jeśli już, to muszę się zająć tą biedną myszą. Zrzuciłem z siebie suczkę i podszedłem do nieżywej myszy. Gdy teraz na nią popatrzyłem, było mi jej szkoda. Wziąłem ją delikatnie w zęby i położyłem przed zdumioną Aronią. Przechodząc obok Konwalii, nic nie powiedziałem. Po chwili namysłu polizałem ją w ucho. Chyba była zaskoczona. Zresztą, nie obchodziło mnie to. Zwiesiłem głowę i poczłapałem z powrotem do żłobka — czyli tam, gdzie moje miejsce.
<Aronio?>
[590 słów: Cytrynek otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz