Ten Wojowniczy był… zdecydowanie kimś. Młody, naiwny, wyraźnie przywiązany do Białej, a teraz jeszcze wykrwawiający się przed jego oczami. Co ten dzieciak tu robił? Czemu szedł przez tereny Ventusu? Czy on naprawdę nie miał cny instynktu samozachowawczego?
Trzeba było go przenieść do Ciemnego Kła. Szybko. Biała Gwiazda już nadchodziła.
Najlepszym pomysłem byłoby wsadzenie go Płomiennemu na grzbiet, ale nikt nie był na tyle szalony. Zamiast tego liderka dźwigała poranionego młodzika do medyczki. Jasny patrzył za nimi, ale miał inne obowiązki. Mimo to wahał się przez moment.
Odwiedził Wojowniczego potem w ich legowisku. Dzieciak spał, Ciemna albo Lisek pewnie dali mu zioła, żeby nie przeszkadzał, gdy zajmowali się jego zranieniem. Wyglądało paskudnie, ale skoro medyczka i uczeń byli spokojni, on też starał się nie przejmować.
Głupek. Oby nic mu się nie stało poważnego. Jasne Serce mimowolnie skrzywił się, pamiętając swoje własne połamane kończyny. Okres ich zrostu był paskudny.
Położył się przy śpiącym dzieciaku. Na pewno będzie przestraszony, budząc się w tym miejscu. Nie zostawi go tylko na pastwę ich medyczki.
Patrzenie się na śpiącego szczeniaka było jednak dziwne, więc przymknął oczy i utrzymywał się w stanie pomiędzy snem a jawą.
— Jasne Serce? — Zastrzygł uszami.
— Cześć szefowa — powiedział, uśmiechając się. Biała Gwiazda podeszła i przystanęła obok niego. Samiec uniósł łeb, by na nią spojrzeć.
— Co ty tutaj robisz? — zapytała.
— Nie chciałem, żeby budził się sam. Wiesz, nowe miejsce i tak dalej. Poza tym trzeba pilnować, żeby Płomienny Krzew go nie zjadł — zażartował, chociaż czasem zdarzyło mu się zastanawiać, czy Płomienny, aby na pewno nie był kanibalem.
— Nie musisz już czuć tego obowiązku — powiedziała, siadając obok. — Nie musisz się niepokoić o jego cnotę. Nie jest zagrożona.
Jasny ledwo powstrzymał się przed westchnięciem. O tak, tutaj trochę zepsuł temat. Powinien być raczej delikatniejszy, ale był zbyt zestresowany sytuacją. Zebrał się w sobie, wziął jeden głęboki wdech i podniósł się.
— Biała Gwiazdo — zwrócił się do niej już oficjalnie — przepraszam cię za tą rozmowę. Nie znałem i wciąż nie znam relacji między waszą dwójką. Jednak… — postarał się uważnie dobierać słowa, by nie zdradzić zbyt dużo. — Mam doświadczenie, które sprawia, że tego typu relacje szybko przychodzą mi na myśl i szczególnie niepokoją.
Brzmiało to odpowiednio dyplomatycznie. Nie wierzył we własne słowa. Nie miał za co przepraszać. Bał się o dobro dzieciaka. Nie chciał, żeby ten został skrzywdzony albo wykorzystany, nawet bezmyślnie, przez samice. To jednak wymagało za dużo tłumaczenia i otwierania się przed Białą, a tego nie da rady zrobić.
Nie wywiązała się z tego większa dyskusja. Samica nie próbowała go wyprosić, chociaż nie wydawała się czuć komfortowo w jego towarzystwie. Przed głębszym przemyśleniem sytuacji uratowała go Słodycz. Szczeniak wpadł i zaczął prosić o pomoc, bo jej siostra wpadła do dziury. Okazała się to być płytka dziura, a siostra nawet nie płakała, ale Jasny i tak poszedł na ratunek.
Uśmiechnął się tylko do śpiącego Wojowniczego i położył mu łapę na grzbiecie.
— Zdrowiej kochaniutki — powiedział cicho. — Jesteś silny, to dasz radę.
Wierzył w swoje słowa, ale te pułapki dwunogów potrafiły być zabójcze. Pomógł jednak dzieciaczkowi wyleźć z dołka, a potem mógł spędzić dzień na byciu smutnym ojcem nieobecnego i nieswojego dziecka. Musiał wierzyć, że była na tyle silna, by wrócić. Że wyszkolił ją odpowiednio dobrze. Jeżeli jednak jakiś pies ją dopadł i… i zrobił najgorsze, to Jasny pozbędzie się go w taki sam sposób jak mordercy Nakrapianego Futra.
Starał się skupiać na tu i teraz. A tu i teraz Złoty Kwiat ciągle nie wróciła z porwania przez dwunogów, a on oskarżył liderkę o spółkowanie z młodym dorosłym. Jedna sprawa była łatwiejsza do załatwienia niż druga.
Musiał naprawić relacje z Białą Gwiazdą. Robienie sobie nieprzyjaciela z liderki nie było najlepszym pomysłem. Nawet jeśli twoje dziecko było teoretycznie zastępcą.
Beżowa Koniczyna, pokój nad jej duszą, mówiła, że zawsze dobrze dać komuś kwiatki. Nieważne, czy chodzi o psa, czy sukę. O przeprosiny, podziękowania, a nawet bez powodu. Nie ma złego momentu, by dać komuś kwiaty.
Beżowa Koniczyna zawsze była kochana. Trochę specyficzna, ale miała ciepły uśmiech i wiecznie dobre słowo. Postanowił zawierzyć swojej dawnej mentorce i gdy znalazł ładne fioletowe kwiatki, delikatnie je wyrwał. Nie chciał być na złej nocie z przywódczynią.
Wiedział, że ona niezupełnie mu wybaczyła. Gdyby jemu ktoś zarzucił romans z Mleczną (aż zbierało mu się na wymioty) też by się obraził.
Poczekał, ażeby nie było innych psów w okolicy. To nie było trudne zadanie, Tenebris był rozległy, a psy rzadko przesiadywały w jednej kupie. Czuł się jak jakiś paskudny podglądacz, ale znał swoich współklanowiczów. Wymyśliliby zaraz jakieś plotki, jakby zobaczyli, że daje kwiatki przywódczyni. Jakieś romantyczne konotacje zaraz by znaleźli.
— Biała Gwiazdo. — Samica patrzyła na niego, jakby wyrosła mu druga głowa. — Jeszcze raz, w ramach przeprosin. Są na ból gardła po wysuszeniu tak w ogóle.
— Dziękuję — powiedziała, ale patrzyła na nie, jakby miały ją ugryźć. Postanowił mimo to wykorzystać sytuacje.
— Nie wiesz może… nie masz może informacji, co z Mlecznym Okiem?
<Biała?>
[804 słowa: Jasne Serce otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz