Rola niańki naprawdę mu pasowała. Lubił dzieci, a dzieci na ogół lubiły jego. Chociaż pierwsze zajmowanie się szczeniętami Ikry było lekką porażką, później już szło mu lepiej. Szałwia urodziła, to miał jeszcze większe zajęcie. Nie lubił czuć się niepotrzebny. Czasem nawet prosił Kasztana, by z nim pozostał. Tym razem był jednak sam.
Wziął ze sobą Szyszkę, Chabra, Bobra i Dmuchawca. Szałwia znowu szła z Drzazgą do medyka, Cień nie miał ochoty się ruszać, a Chwast zaginął gdzieś z Laurencym. Jazgot wyciągnął resztę na łąki, niedaleko starego kościoła. On leżał sobie na zimnej trawie, a dzieci zajmowały się samym sobą.
Dmuchawca obserwował najbardziej uważnie. Dzieciaczek miał ostatnio nieprzyjemną przygodę z wodą. Niedaleko cmentarza znajdował się rów, w którym zbierała się woda. Każdy pies wiedział, że należy go przeskoczyć i nie wpadać, bo był głębszy, niż się wydawało. Każdy pies poza Dmuchawcem, który tam wpadł i podtopił się nieco. Jazgot chciał zaznaczyć, że tym razem to nie była jego wina, on był tylko na patrolu z Ostrokrzewem, a Szrama się nim zajmowała. Odprowadził wraz z nią dzieciaka do medyka.
Leonis coś tam pogadał, pogadał, ale zajął się małym. Powiedział tylko, żeby go bardziej pilnować. Teraz miał szczęście, że niedużo wody dostało się do płuc i trzeba było tylko trochę postukać. Jazgot zastanawiał się, czy dzieciak rzeczywiście był jakiś wolniejszy, czy tylko mu się wydawało.
Wyczuł Dyma, jeszcze zanim go zobaczył. Podniósł się z ziemi i wyciągnął łeb, by lepiej złapać woń. Uśmiechnął się na widok znajomego samca.
— Cześć Jazgot. Znowu zostałeś opiekunką.
— Dokładnie. Taka fajna przerwa między obowiązkami. Myślisz, że któryś z nich zostanie twoim uczniakiem? — zapytał, wskazując na dzieciaki.
— Nie wiem. Zobaczymy — odpowiedział mu samiec. Przez chwilę siedzieli w ciszy, patrząc, jak Szyszka próbuje namówić chłopaków do bójki. Nie trafili jej się dobrzy bracia do tego.
— Wiesz co, myślałem trochę nad pewnymi rzeczami. — Dym spojrzał na niego dziwnie, ale kazał mu tylko kontynuować.
— Znasz reguły patrolowe.
— Reguły?
— No nie wiem jak inaczej to nazwać. Zasady może. Zazwyczaj dwa psy, okrążają całe tereny jakieś dwa albo trzy razy, a potem mają przerwę. Potem inna grupa idzie okrążać tereny.
— Mhm, tak samo było na starych terenach.
— Ta, pewnie tak, nie wiem, nie żyłem. — Machnął na to łapą. Któryś ze szczeniaków mu zapiszczał. Jazgot od razu zwrócił uwagę w jego stronę, ale maluch tylko oberwał od siostry patykiem. Każdy czasem musiał oberwać patykiem w pysk.
— Do czego dążysz?
— Przydałoby się to zmienić. Słuchaj, myślałem nawet nad tym, zobacz.
Jazgot rozejrzał się i sięgnął po gałązkę leżącą obok. Zaczął rysować w piachu.
— To są nasze ziemie, nie? Wiemy, że od strony wysypiska nie mamy żadnych sąsiadów. Nasze południe i wschód są bezpieczniejsze, niż te od północy i zachodu. Zwłaszcza od północnego zachodu, bo tam najwięcej zapachów włóczęgów można było znaleźć. Dlatego myślę, że lepszym pomysłem byłoby coś innego.
Zamiast trzech pełnych kółek można by zrobić jedno pełen, następnie dwie połówki po groźniejszych terenach i drugie pełne. Wiesz, o co mi chodzi. Może to nie jest najlepszy pomysł, ale niepotrzebnie zużywamy energię psów, poświęcając wszystkim granicom taką samą uwagę. Jeżeliby...
— Jazgot, Jazgot, opanuj się — Dym mu przerwał. — Czemu mówisz mi to?
— Jesteś zastępcą. A nie mogę cały czas chodzić do Miękkiej, bo w końcu mnie zamorduje. Wolałbym nie być zamordowany przez Miękką. — Dym parsknął śmiechem. — A nie będę przecież siedział bezmyślnie i tylko wykonywał zadania, jak mam pomysły.
Jeden z dzieciaczków krzyknął. Jazgot zostawił swojego starszego znajomego. Dmuchawiec i Chaber bawili się w przeciąganie liny, którą Jazgot przyniósł im z wysypiska. Coś im nie wyszło, jeden się potknął, pociągnął drugiego i zderzyli się łbami. Krwi z tego nie było, ale obie czaszki na pewno rozbolały. Jazgot poklepał ich po grzbietach i prosił, żeby nie wspominali o tym matkom.
Przynajmniej tym razem obyło się bez zgubienia żadnego dzieciaka. Przeliczył je na wszelki wypadek i zawołał pozostałe maluchy, żeby poszły za nim do blokowiska. Dym cierpliwie czekał na niego. Czwórka poszła przodem, gdy dorosłe samce zostały z tyłu.
— Po prostu chcę pomóc w zrobieniu z Bezgwiezdnych najsilniejszego klanu, wiesz? Za dużo im zawdzięczam — wymamrotał, patrząc w ziemię. — Słyszałeś plotki? Podobno Tenebris wrócił już na swoje tereny. Wynieśli się na jakiś czas. Właściwie nie wiem dlaczego.
Mój ojciec jest z Tenebrisu, przeleciało mu przez głowę, ale szybko to zignorował.
— U ciebie ostatnio coś ciekawego się działo? Dawno cię nie widziałem, ciągle zasuwasz gdzieś z Miętą.
<Dym?>
[716 słów: Jazgot otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz