22 kwietnia 2021

Od Jazgotu CD Kasztana

Tyle myśli kręciło się w tym momencie w jego głowie.
Przepraszam, że cierpiałeś. Dziękuję. Kocham cię. Boję się, że jestem nieprzydatny dla klanu. Moja przyjaciółka zniknęła po zgromadzeniu i nie wiem, co się z nią stało. Mam koszmary o Płomiennym Zachodzie. Boje się, że włóczęga, który zamordował Richiego przyjdzie i po mnie. Nie mogę spać, bo jak tylko zamykam oczy, widzę mordercę. Zabiłem Szkarłatny Bluszcz i ciągle czuje smak jego krwi na języku.
— Spotkałem się z matką — powiedział cicho, opuszczając łeb. Był dorosły i powinien patrzeć na Kasztana, ale nie mógł. Nie wiedział, co zobaczy na jego pysku. Ani żal, ani współczucie nie uczyniłyby tego łatwiejszym. — To był ten dzień, gdy wróciłem z miasta i potem nie rozmawiałem z tobą przez następny dzień. Pamiętasz?
Jazgot przesuwał powoli łapą w prawo i lewo. Gdzieś z tyłu głowy zastanawiał się, co jest pod spodem. Czy jeśli odpowiednio długo będzie drążył, uda mu się dotrzeć do środka? Kasztan nie popędzał go, milczał. Jazgot słyszał jego cichy oddech obok swojego ucha.
— Miałem jakiś taki zły dzień. Za dużo myśli w jednej małej głowie. Nie mogłem… nie chciałem rozmawiać z nikim z klanu, po prostu. A jakiś czas temu poznałem w mieście psa, pieszczocha. Chciałem go odwiedzić, bo…
Zamknął pysk. Z przyzwyczajenia chciał już ominąć ten detal. Powiedzieć, że nie miał szczególnego powodu albo wymyślić niegroźne kłamstwo. Tak, żeby nie ranić Kasztana, żeby nie sprawić nikomu przykrości. Tylko teraz czułby się jak oszust. Decydujący w połowie, że jednak nie otwiera serca.
— Bo wy byliście problemem. Ty byłeś. – Usłyszał, jak Kasztan wciąga powietrze. Zagryzł język, żeby nie zacząć od razu przepraszać. — Miałem sprzeczne emocje. Bo… bo kocham cię Kasztanie, jesteś dla mnie bardzo ważny, ale czułem, że zdradzam mamę. Nie umiałem sobie nawet przypomnieć jej pyska. Co za syn nie jest w stanie przypomnieć sobie własnej matki?
Nie dostał odpowiedzi na to pytanie, ale to dobrze. Jazgot za długo sam zastanawiał się nad odpowiedzią, żeby dostać ją od kogoś innego.
— Ten pies wspominał mi, ze mieszka z nim jeszcze jedna suka. Nie myślałem, a zresztą, kto by pomyślał? Tyle psów jest w mieście, jak była szansa? Jak tylko przeskoczyłem przez płot… wiedziałeś, że miała złote oczy? Ja nie. Myślałem, że może odziedziczyłem czerwone po niej, ale nie. Miała złote i… — Zacisnęło mu się gardło i nie mógł, po prostu nie mógł, wykrztusić z siebie słowa.
— Spokojnie, mamy czas — powiedział Kasztan i w jakiś sposób to pomogło. Jazgot zacisnął powieki i spróbował wziąć głęboki oddech. Wdech. Wydech. Wdech. I wydech.
— Na początku udawała, że mnie nie zna. Wiedziałem, że kłamie, po prostu wiedziałem. Ona została pieszczochem. Zostawiła swojego szczeniaka samego i została pieszczochem. Miała obrożę, smycz i życie za płotem. Nie rozumiałem… nie rozumiałem, jak ktoś mógł to wybrać. Nie została zmuszona czy schwytana. Sama tak zdecydowała. Powiedziała, że zaraz wróci. Powiedziała, że idzie na misję.
Oni wszyscy myśleli, że nie żyje. Nawet jeśli nikt nie mówił mi tego wprost, ja wiedziałem. Nie chciałem w to wierzyć. Widziałem ją jako niezniszczalną, idealną istotę. Tworzyłem scenariusze, w których walczy z wrogami i powróci do klanu zwycięsko. A ona przez ten cały czas siedziała i żarła mięso z miski. A potem powiedziała, że…
Łzy zaczęły formować się pod jego powiekami, a on potrząsnął łbem, próbując się ich pozbyć.
— A ona powiedziała… powiedziała Jazgot, nigdy nie chciałam być twoją matką. Ona mnie nie chciała Kasztanie. Nie było żadnej misji, żadnego zadania. Kiedy tylko była na siłach, odeszła. Nigdy mnie nie chciała. Nigdy mnie nawet nie kochała. Życzyła, bym urodził się martwy, jak moi bracia.
Uniósł łeb, a cały obraz przed jego oczami był zamazany przez łzy.
— Dlaczego? Kasztanie, dlaczego mnie to spotkało?
Kasztan nie odpowiedział. Kasztan milczał, a Jazgot nie wiedział co ze sobą zrobić.
— Wiedzieliśmy, że cię zostawiła — powiedział w końcu. Jazgot pociągnął nosem. — Nikt tego na głos nie powiedział, a ty ciągle o niej mówiłeś, więc… po prostu nie mogliśmy. Wiesz, w życiu tak już czasem bywa. — Poczuł jego łapę na swoim grzbiecie, gdy samiec chyba próbował go niezdarnie pocieszyć. I tak był za to mu wdzięczny. — Każdy z nas tutaj ma coś za sobą. Utrata rodziny boli zawsze, a ty cały czas byłeś zawieszony w niepewności, a to jeszcze gorzej. Przykro mi, że prawda trafiła do ciebie w ten sposób.
Samiec zamilkł. Jazgot spróbował wytrzeć oczy łapą, pozbyć się łez, na nowo stać się porządnym, dorosłym samcem.
— I Jazgot… — Kasztan nie patrzył na niego, ale jednak mówił dalej. — Nie mam ci niczego za złe, wiem, że nigdy nie będę twoim rodzicem… Ale jesteś dla mnie najważniejszy, wiesz?
Próby bycia dorosłym samcem spełzły na niczym. Wtulił się w niego, kryjąc pysk w sierści i z trudem łapiąc oddech. Próbował złożyć pełne wyrazy, ale wyszło z tego tylko ciche mamrotanie. Kasztanowi zdawało się to nie przeszkadzać. Nic nie mówił, ale położył łapę na jego grzbiecie i pozwolił Jazgotowi płakać.
A jeżeli poczuł, że Jazgot zasmarkał jego futro, nie skomentował tego ani słowem. Prawie dorosły prawie wojownik nawet sam nie wiedział, co próbuje przekazać. Widział tylko złote oczy w swojej głowie, które patrzyły na niego z politowaniem. Nie chciał tego czuć. Nie chciał już jej pamiętać. Nie chciał wypłakiwać się w cudzą sierść. Nie mógł jednak przestać. Jeszcze raz postarał się powiedzieć Kasztanowi, że go kocha. Że mu zależy. Że Kasztan był najlepszym opiekunem i rodzicem, jakiego szczeniak mógł mieć. Zamiast tego przytulił się mocniej i miał nadzieję, że przekaże to bez słów.
Gdy schodzili z dachu, Jazgot wspomniał o ojcu. Powiedział, że matka podała mu imię i jego klan. Kasztan wyglądał na zawiedzionego, póki nie dodał, że nie ma zamiaru go szukać. Jasne Serce, kimkolwiek nie był, przyczynił się jedynie do jego powstania. Nie miał roli w życiu i nie musiał jej mieć. Jazgot nie potrzebował łaski samca, którego nie spotkał. Nie chciał kolejnej osoby, od której opinii się uzależni. Za dużo takich już miał.
Ich treningi stały się inne. Jakby coś odblokowało się w Kasztanie. Zaczął zadawać prawdziwe ciosy, których Jazgot musiał nauczyć się unikać. Czasami po takich treningach piekły go mięśnie. Czasem miał wrażenie, że jeśli będzie musiał jeszcze chwilę stać, jego łapy zemdleją. Zawsze zaciskał zęby i próbował dalej, a potem patrzył Kasztanowi w oczy i przypominał sobie jego słowa. Nie musiał być silny. Nie w tym wypadku.
Dlatego prosił o przerwy. Wtedy blizny na jego pysku, skryte częściowo pod futrem, bolały. Ignorował te paranoiczne myśli, które kazały mu ćwiczyć, biegać i walczyć. Miał ograniczony czas z Miękką, która wyznaczyła mu już datę zakończenia treningu. Musiał się nauczyć jak najwięcej, jak najszybciej. Gdy tylko zaczynał się napędzać, oczy Kasztana znowu mu przypominały. Nawet jeśli chciał, nie mógł teraz walczyć ze swoimi limitami. Nie, gdy jego mentor tak bardzo starał się przy każdym uderzeniu.
Przecież Kasztan by nie wytrzymał, jeśli Jazgotowi coś by się stało. Szczęście Kasztana było niemal tak ważne, jak pomyślność klanu.
Musiał walczyć ze swoją zwinnością, ale w końcu udało mu się osiągnąć zadowalający poziom. Umiał odskakiwać przed kłami i omijać długie pazury. Działał szybko, działał sprawnie. Zaczął coraz częściej walczyć z niechętnym Wiankiem, Pyłem albo Cykutą, tym razem pod czujnym okiem Kasztana. Mlecz stał się dla niego za wolny. Nie chciał mu tego mówić, ale chyba sam zrozumiał. Jednak ważniejsza niż zręczność, była jego siła. Jazgot stał się silny. Bardzo silny nawet. Zaczął się powstrzymywać w niektórych walkach, widząc, jak Kasztan się krzywi z bólu.
Wyobrażał sobie czasem, jak pokonuje Mordercę ze swoich snów. Powtarzał sobie, że jeśliby się spotkali, nie bałby się. Wiedział, że to kłamstwo, ale lubił żyć w fantazji. Wciąż zdarzało mu się potykać i lądować pyskiem na ziemi. Każdemu się to zdarzało. Nadal czuł radość z każdego trafienia i każdego uniku. Walcząc, nie musiał myśleć, wystarczyło dać się ponieść i działać.
— Mianowanie uczniów za pół księżyca — powiedziała mu Miękka.
— Daj mi trzy dni — odparł. — Wtedy Kasztan oficjalnie do ciebie przyjdzie z informacją, że jestem gotów. Rozmawialiśmy o tym.
— Liczę na porządną zwierzynę, Jazgot, wiesz o tym? — Gdyby jej nie znał, powiedziałby, że żartuje.
— Porządną?
— Mhm, co najmniej większą od ciebie.
— Przyniosę ci konia.
— Nie przyniesiesz mi konia.
— Zobaczymy. 
<Kasztan?>
[1329 słów: Jazgot otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz