Zapach parówki w ciepłej, chrupiącej bułce roznosił się po okolicy. Sprawiał, że pysk Konwalijkowej Łapy wypełniał się śliną na samą myśl o tym, że może ta pyszność wylądować zaraz w jej pysku. Musiała dobrze odegrać swoją rolę, żeby zdobyć to, co aktualnie znajdowało się w ręce dwunoga. To on rzucił na nią klątwę? Niedoczekanie! Bardziej prawdopodobna byłaby wersja parówki rzucającej klątwy swoim pysznym zapachem.
Kiedy tylko zobaczyła, jak ręka z parówką zbliża się w jej kierunku… chaps! Chwyciła ją zębami i od razu zaczęła biec przed siebie. Nie była szczególnie zwinna, a refleksu praktycznie nie posiadała, więc nie powinno dziwić, że z rozpędu wpadła na swojego mentora. Gwałtowne uderzenie sprawiło, że obydwoje się przewrócili.
— Ahah, pzeplasam — wymamrotała z pełnym pyskiem, ostrożnie z niego schodząc. Szybko jednak wróciła do swojego poprzedniego nastroju, przypominając sobie o tym, co ma w pysku. Było zawinięte w coś dziwnego i na razie nie czuła żadnego smaku, ale była pewna, że zdobyła to, co miała zdobyć. — Ale za to mam palówkę!
Zaczęła machać nią przed nosem swojego mentora. Nie chciała mu tym dokuczać, w żadnym wypadku. Wydawało jej się jednak, że powinna dostać za tą dobrze wykonaną akcję jakąś pochwałę. Jej mentor jednak jak zahipnotyzowany podążał za nią wzrokiem. Śledził ruch delikatnego mięsa tuż przed jego nosem, jakby przygotowując się do nadgryzienia go, aż… chaps! Kłapnął zębami powietrze.
— Gdzie jest to głupie psisko?!
Gdyby nie to, że z oddali akurat dobiegły krzyki, a Konwalijka podniosła głowę, wyborne jedzenie byłaby już tylko ulotnym wspomnieniem.
— Musimy chyba stąd uciekać — stwierdziła, kierując głowę w kierunku, z którego słychać było głos dwunoga. Przestąpiła z nogi na nogę, patrząc na psa.
— Chodź za mną — westchnął Klematisowy Korzeń, podnosząc się z ziemi i otrzepując swoje rude futro. Okręcił się, mierząc wzrokiem przestrzeń i najwyraźniej zastanawiając się, która droga szybciej zaprowadzi ich do obozu. Zanim jednak ruszył przed siebie, dodał jeszcze: — Ale musisz mi obiecać, że dostanę parówkę.
Zanim suczka zdążyła kiwnąć głową, usłyszała głośne kroki zaraz za sobą. Po jej kręgosłupie przebiegł dreszcz, a głowa powoli obróciła się w stronę kroków. Wtedy zobaczyła dwunoga. Tak, dokładnie tego, któremu przed chwilą ukradła świeżo kupionego hotdoga!
Widząc Konwalijkę, jego oczy rozszerzyły się, a zmarszczka pomiędzy brwiami pogrubiła. Wydawał się o wiele większy i straszniejszy niż przed chwilą. Zastygła, patrząc mu w oczy przez dłuższą chwilę. Wtem jednak!, usłyszała pazury stukające o posadzkę. Klematisowy Korzeń zerwał się do biegu. Bez chwili wahania rzuciła się za nim.
Wymijała wszystkich przechodniów, nieumiejętnie się między nimi ślizgając. Przez uliczny tłok i nowe przeszkody wyskakujące na nią na każdym kroku, uczennica miała wrażenie, jakby powoli traciła panowanie nad swoim ciałem. Ryk potworów i wrzaski dwunoga dodawali jej jakieś dziwne uczucie adrenaliny. Gorąc rozchodzący się po ciele, ciężki oddech, bicie serca. To wszystko sprawiało, że nie czuła nawet bólu w łapach, chociaż nigdy jeszcze nie zmuszała ciała do takiego wysiłku.
W końcu jednak Konwalijka zaczęła zostawać w tyle, aż przestrzeń między nią a tupiącym nogami dwunogiem niebezpiecznie się zmniejszyła. Próbowała nadążyć za swoim mentorem, ale na próżno. Zaczął wysyłać jakieś dziwne sygnały i wyginać się w różne strony. Przekrzywiła głowę, próbując się go zrozumieć, ale niezbyt jej to wychodziło. Wtedy nagle Klematis gwałtownie skręcił, przeciskając się przez szparę w płocie.
Zamrugała parokrotnie. Jak miała to wywnioskować z tych dziwnych sygnałów? Przez swój rozpęd nie udało jej się skręcić tak szybko, jak Klematis. Wysoka postać rzuciła na nią cień, zasłaniając źródło światła. Przydusiła swoje ciało jak najbardziej do płotu, tworząc przestrzeń między nimi. Dwunóg jednak coraz bardziej do niej zbliżał, wyciągając rękę. Jego napięte mięśnie i zmarszczone czoło wyraźnie zaznaczało, jak bardzo zirytowany był.
— No psinko, oddasz mi teraz tego hotdoga. To ja za niego zapłaciłem — wysapał, jedną ręką opierając się o ścianę budynku.
Konwalijkowa Łapa obserwowała go uważnie, czując na sobie spojrzenie mentora. Powoli pochyliła pysk, ostrożnie odkładając swoją zdobycz na ziemię. Opakowanie zaszeleściło po zetknięciu z ziemią, a dwunóg otworzył szeroko oczy. Już miał się pochylić i odebrać Konwalijce swoje jedzenie, ale wtem! Chaps!
Opakowanie rozdarło się, kiedy suczka przejechała po nim swoimi ostrymi kiełkami, a parówka razem z bułką równie szybko znalazła się w środku jej pyska. W pośpiechu połknęła to wszystko, ledwo gryząc. Czuła jak powoli przesuwa się to w jej gardle, nic jednak nie żałowała.
— NIEEEEEE! — usłyszała prawie płaczliwy wrzask Klematisa z drugiej strony płotu.
— AAA, MÓJ HOTDOG! — wrzasnął również dwunóg, najpewniej żałując całej tej bezskutecznej pogoni.
No cóż, miał czego żałować. Konwalijka jeszcze nigdy w swoim życiu nie jadła jeszcze czegoś tak dobrego.
<Klematisowy Korzeniu?>
[738 słów: Konwalijkowa Łapa otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz