28 kwietnia 2021

Od Płomiennego Krzewu CD Błękitnej Stokrotki

Przejść się? Z tobą? Czy ty do reszty zgłupiałaś i chciałaś iść gdzieś ze mną? Mam swoje ścieżki i ich się trzymam, nie potrzebuje zaciągania po jakichś losowych miejscach w dodatku z kimś u boku, o nie. Zapomnij o tym.
— To jak będzie? — spytała ostatecznie.
Nie odpuści, póki nie odpowiem, pomyślałem.
— Gdzie? — Przewróciłem oczami, jeśli to twoje miejsce okaże się bez sensu, to wrzucę cię do wody i jeszcze przytrzymam łapą.
— W fajne miejsce, zobaczysz. — Machnęła ogonem. – Napełnisz przy okazji żołądek.
Przekrzywiłem głowę, jedzenie? No w sumie czemu nie… Polowanie zawsze jest dobre na każdą okazję, znalazłaś jakąś dużą polane z jeleniami czy stado ptaków? Zaciekawiłaś mnie Błękitna. Na samą myśl poczułem burczenie w brzuchu, czyli nie zostaje nic jak udać się po jakąś ofiarę. Udałem się za nią i co jakiś czas rozglądałem na boki albo węszyłem w poszukiwaniu zwierzyny, ale jak dotąd nic nie docierało mi do nozdrzy. Szliśmy w ciszy, dobrze dla mnie, bo mogłem się skupić na szukaniu odpowiednich zapachów, choć szło to na marne. Zastanawiało mnie tylko, gdzie mnie prowadzi skoro za chwilę mamy miasto i same parszywe Dwunogi. Chodzi ci o żarcie ze śmietników?
— Jeszcze kawałek — oznajmiła.
Położyłem uszy, my na serio szliśmy do miasta. Nie podobało mi się, tym bardziej że niektóre Dwunogi mnie poszukiwali prawdopodobnie na odstrzał. Nie, żebym się bał, ale gdybym się rzucił na kogoś, to wybuchnie taka furia, że wszyscy zaczną mnie poszukiwać, a z taką liczbą sobie nie poradzę w pojedynkę. Do tego jeszcze włóczęgi, pełno ich szczególnie między dużymi budowlami albo w porcie. Udomowione kundle żebrzą o rybę, bo nie potrafią same upolować zdobyczy, co za nędzne pchlarze. Nawet walczyć dobrze nie umieją. Zaraz na myśl przyszła mi bójka z dwoma psami podczas wyprawy z Jasnym Sercem, bez problemu się z nimi rozprawiłem.
Weszliśmy do miasta, twarde kostki na ziemi strasznie mi się nie podobały i mruknąłem cicho na ich widok. W oddali zauważyłem pełno parszywych kreatur, które krzyczały na cały głos, trzymały swoje mniejsze wersje za rękę i wyczułem u niektórych nerwowość na twarzy. Nikogo jeszcze nie dostrzegłem, kto wcześniej we mnie celował bronią albo przeganiał.
— Idziesz? — spytała Błękitna. — No chodź, nie pożałujesz.
Obyś się nie myliła, pomyślałem. Skręciliśmy gdzieś w leśną ścieżkę, gdzie po chwili obydwoje wyczuliśmy wodę, a raczej jezioro. Szliśmy na port, pełno ryb i pływające maszyny z długimi kijami na środku. Zauważyłem też jednego włóczęgę, był zajęty szukaniem czegoś w dużej skrzyni. Minęliśmy go, miał szczęście kundel.
— Gdzie ty mnie prowadzisz… — mruknąłem.
Czułem się nieswojo pośród tylu Dwunogów, a ciągnący się zapach ryb doprowadzał mnie do wymiotów.
— To tutaj, za chwilę posmakujesz czegoś najlepszego w życiu — zapewniła.
Wskoczyła na pokład pływającej maszyny i zaczęła węszyć po kątach. Czy ona… wie, że tam ktoś może być i ją przegonić? Chyba nie była tego świadoma. Gdy Błękitna szwendała się po pokładzie, moją uwagę zwróciło metalowe wiadro z jedną dużą rybą. Zbliżyłem się i po prostu obserwowałem, jak stworzenie próbuje pływać, ale nie mogło ze względu na małą powierzchnie naczynia. Pewnie się zastanawia, czemu nie jest u siebie w jeziorze, tylko walczy o każdy oddech. Gdyby nie drażniący mnie zapach całego terenu, to wziąłbym sobie tę rybę. Po chwili coś mi mignęło przed nosem, w pierwszej chwili nie zauważyłem co, ale zaraz pojawiło się drugi raz i prawie mnie uderzyło w głowę. Zrobiłem krok w tył i teraz widziałem wszystko – rybak trzymał w ręce kij, żeby mnie odpędzić od jego zdobyczy. On się w tej chwili prosił o przegryzienie szyi… Odsłoniłem zęby, ale Błękitna przeszkodziła mi w konflikcie. Oddaliłem się od Dwunoga i wskoczyłem na pływającą maszynę, pełno tu było zapachów… młodych i jakiegoś mięsa.
— Co to ma być? — Zmrużyłem oczy.
— Nie marudź, chciałam ci pokazać, że od czasu do czasu można posmakować czegoś innego niż jelenia czy królika.
— Na jedzenie się poluje… nie dostaje pod nos gotowego — oburzyłem się.
Małe drzwiczki otworzyły się na środku i dwoje Dwunogów podeszło do nas z czymś w ręku. Natychmiast się cofnąłem i położyłem uszy, nie znosiłem ich obecności, a szczególnie gdy się zbliżali. Naliczyłem ich pięciu, więc nie ma szans na atak. Jeden z nich położył na ziemi okrągłe coś, a na nim mięso o silnym zapachu, ale mnie jednak nie ciągnęło do takiego typu jedzenia. Nigdy w życiu nie zjadłbym czegoś, co będzie mi podstawione pod nos. Sam potrafię znaleźć i upolować obiad bez niczyjej pomocy.
—Spróbuj chociaż — zachęcała Błękitna.
— Nie. — Usiadłem przy wyjściu i obserwowałem Dwunogów.
Młody szczyl nagle się poruszył i wyrwał z objęć swojej chyba matki, ruszył chwiejnym krokiem w moją stronę, wyciągając ręce przed siebie. Jak się zbliżysz za bardzo, to cię rozszarpie, pomyślałem. Odsłoniłem zęby i nastroszyłem sierść, nie żartuję i radzę ci odejść. Większe Dwunogi były zajęte czymś innym i nie zwracali uwagi na swojego durnego szczeniaka. Gdybym chociaż mógł zatopić zęby w jego młodym ciałku… Był niecałe 5 metrów ode mnie, jeśli nikt go nie zabierze, to poleje się krew.
<Błękitna Stokrotko?>
[811 słów: Płomienny Krzew otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz