Westchnęła. Nie miała już siły, ani nawet zamiaru powtarzać i tłumaczyć.
— Może... może postarajmy się coś złapać, dobrze? — szczeknęła, upewniwszy się, że Jazgot jej słucha.
Kiwnął głową. Postanowiła wziąć to za „tak”.
— Jazgot, czujesz jakiś zapach?
Pies pokręcił głową. Podeszli do jakichś krzaków. Wokół rosło parę drzew, płatki śniegu łagodnie opadały na futra psów. Do pełni idealnego obrazu, jak z malowideł Dwunożnych, brakowało tylko jakiegoś tłustego dziecięcia z głową wspartą na pniu, motyli i ptaków. Ale o motyle i ptaki było trudno — Pora Nagich Drzew. Tym bardziej tłuste pacholęta o rumianych licach nie zapuszczały się w te okolice, chyba że owinięte stertą szmat, spod których trudno było rozpoznać kogokolwiek.
— Coś czuję! — szczeknął Jazgot
Szałwia spojrzała na niego ze zdziwieniem. Była Pora Nagich Drzew, co oznaczało mało zwierzyny. Dodatkowo śnieg, który na razie tylko prószył, zakrywał ślady i zapachy.
— Jesteś pewny?
Jazgot kiwnął głową. Po chwili również Szałwia to wyczuła — dziwnie ostry i śmierdliwy, ale zdecydowanie zapach zwierzęcia. Podeszli w kierunku zapachu. Co dziwne, nie usłyszeli żadnego szelestu liści ciężkich od białego puchu, ani tupotu łapek. Bardzo dziwne.
— Czekaj, Jazgot... to chyba...
W krzakach leżało małe, przewrócone na plecy ciałko łasicy. Zwierzę straciło oczy — z powodu braku, pełzających po całym futrze, zapewne również we wnętrznościach małego zwierzątka.
— Fuj — pierwszy odezwał się Jazgot, przerywając niezręczną ciszę.
— Za parę lat... albo i dłużej, a może i krócej.... W każdym razie kiedyś będziemy wyglądać tak samo — powiedziała Szałwia.
— Mam nadzieję, że nikt mnie nie będzie widział. Nie chcę, żeby ktoś się porzygał z mojego powodu.
— Na pewno? — spytała przekornie Szałwia.
Jazgot zastanowił się.
— Wiesz, zależy...
<Jazgocie?>
[261 słów: Szałwia otrzymuje 2 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz