26 maja 2021

Od Bolesnej Łapy CD Cytrynowej Łapy

Spoglądałem na zachodzące słońce, gdy znieruchomiałem, tknięty jakimś nagłym, jak upadek, przeczuciem.
— Czyż niebo nie jest piękne? — spytałem Cytrynową Łapę, który zapewne stał właśnie za mną. Ogarnęło mnie przyjemne ciepło, kiedy posunąłem się, robiąc mu trochę miejsca. Miałem rację. Wskazałem ogonem, aby usiadł. Uczeń wyglądał na zdenerwowanego i pod presją, mimo to przysiadł, wiercąc się niespokojnie. Nie obdarzył mnie żadnym spojrzeniem, ale rozumiałem, że to mogło być dla niego trudne. Cokolwiek ma się zdarzyć.
— Tak, ładny… całkiem… — niepewnie odpowiedział.
— Miło mi powitać cię znów, szczególnie w tak pięknym momencie. Gdyby świat się skończył, ja radowałbym się, iż ta chwila była zakończeniem mojej drogi życiowej. Jakie wieści przynosisz? — Zadarłem łeb do góry, aby lepiej widzieć czerwonawe słońce. Tonęło ono w morzu różowych i białych chmur, a dziwne, latające ptaki zostawiały za sobą białe pasy, które zapewne je właśnie imitować miały. Prawdę powiedziawszy, takie właśnie wrażenie sprawiały — chmary białych ptaszyn, lecących z wiatrem, pod przewodnictwem jednego, ciemniejszego od nich.
— No… Wypowiedziano nam wojnę w zasadzie, ale nie dlatego tu przybyłem — jąkał Cytrynowy. Uważnie się mu przyjrzałem, ale wyraz mojego pyska złagodniał, kiedy zrozumiałem, co chciał powiedzieć. Niech mówi, gdyż zbierał się na to już tysiące razy. Ja natomiast od zawsze gotową mam odpowiedź, a raczej od momentu, kiedy uświadomiłem sobie, w kim (nim) się zakochałem. Obawiałem się natomiast, że chce powiedzieć mi wiadomość przeciwną od tej, którą oczekuje. Być może właśnie dlatego jest mu wymówić to tak ciężko, aby mnie nie zranić. Gwiezdni, proszę, tylko nie to!
Cytrynowa Łapa, widząc, iż nie odezwałem się wcale, chyba w myślach, kontynuował swój wywód. Słuchałem go całym umysłem i duszą, gorąco pragnąc, aby zaprzeczył moim ostatnim przypuszczeniom.
— Ja… cię bardzo lubię — oznajmił, po czym chcąc się nie peszyć, cały się speszył. Dziwny, całkiem zabawny pies.
— Ja też cię u w i e l b i a m — głośno akcentowałem ostatni wyraz, czym chyba onieśmieliłem Cytrynową Łapę. Czy ja czegoś czasem nie zepsułem?
Powiadam, że trudno zagaić rozmowę z tak nieśmiałym psem — przynajmniej idącą w tę stronę, w którą pragnę — gdyż ciągle będzie się wycofywał, z tego, co powiedział. Istotnie, ku mojemu niezadowoleniu, się tak stało.
— To… miło… — powiedział cicho, i gdyby nie jego gruba sierść, jestem pewny, iż zobaczyłbym, jak się czerwieni. — No… to wojna u nas jest, i…
— Przecież powiedziałeś, że nie po to tu przyszedłeś. — Uśmiechnąłem się, patrząc na horyzont. Mina mi zrzedła, kiedy usłyszałem następne zdanie Cytrynowego.
— Masz rację, ja już może pójdę. — Wyglądał, jakby chciał sam siebie posiekać na kawałki i zakopać w jakimś czarnym dole.
— Będę tu też jutro — powiedziałem, jakby z daleka. Odpowiedziała mi cisza. Odwróciłem spojrzenie od chmur.
Cytrynowej Łapy już nie było.
Mnie natomiast zostało pytanie, który z nas popsuł, i co właściwie.
<Będę tu też jutro, Cytrynowa Łapo?>
[446 słów: Bolesna Łapa otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia i 1 Punkt Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz