Byłam zaskoczona zachowaniem Cytrynowej Łapy. Naprawdę dziwne było to, że jeszcze kilka wschodów słońca temu mnie lizał po pysku, po czym teraz unika mojego spojrzenia. Ale cóż, to jego życie i decyzja, powinnam je uszanować. Ale jego decyzja ma także wpływ na twoje życie — odezwał się głos w moim mózgu. Pokręciłam głową, próbując odgonić natrętne myśli i smutek. Poczułam się okropnie. Chciałam z nim porozmawiać, żeby mi powiedział to, co czuje. Przecież to jest najważniejsze. A ty, Konwalio, co czujesz? Zignorowałam krzyczące mi w głowie pytanie i zdecydowałam, że będę milczeć.
— Właśnie bawiliśmy się w początki tworzenia klanów — odparł Bolesna Łapa, zwracając się do mnie. — Jednak skoro już przyszłaś, możemy wymyślić inną aktywność.
Cytrynowy nadal milczał, przyglądając się robakowi, który mozolnie wspinał się po jego łapie. Zamrugałam oczami, próbując odwrócić wzrok od łaciatego ucznia.
— Powinniśmy się przygotowywać do bycia wojownikami — powiedział powoli i bardzo cicho Cytrynowa Łapa. — Chyba… Że nie chcecie… To w porządku…
— Myślę, że Gwiezdni już wyznaczyli dla nas datę otrzymania nowego imienia — odparłam spokojnie, a Bolesna Łapa niechętnie mi przytaknął. Oba psy wymieniły między sobą spojrzenia. Zaczęłam się zastanawiać, czy ja o czymś nie wiem. Chociaż, przecież każdy pies wie coś, czego nie wie inny. To normalne. Z pewnością…
— Mlimy wicyć… — powiedział cicho Cytrynowa Łapa, mamrocząc tak niewyraźnie, że dopiero po chwili zrozumiałam, że chodziło mu o „Mieliśmy ćwiczyć”.
— Możemy skakać po torach kolejowych, podejmując wysiłki, iżby żadna kończyna nam nie wpadła w dziurę — odezwał się Bolesny, spoglądając na nas ze spokojem. — Możemy także walczyć i wspinać się na dach dworca, atoli obawiam się, że Cytrynowa Łapa z pomocą swoich wojowniczych umiejętności, które nabywał przez dłużny niż my czas, odniesie zwycięstwo.
— No nie wiem… — powiedział Cytrynek, delikatnie strzepując robala ze swojej kończyny. — Wątpię, bym wygrał, ale możemy spróbować.
Kiwnęłam głową, postanawiając, że dowiem się, czemu Cytrynowy mnie unika. Okazja nadarzyła się, gdy skacząc po szynach, poślizgnęłam się i upadłam, uderzając pyskiem o metalowe tory. Cytrynek mógł mnie złapać, a jednak tego nie zrobił. Wstałam powoli, posyłając mu pytający wzrok. Miałam nadzieję, że to wystarczy.
— Nic ci się nie stało? — dopytywał się Bolesna Łapa, podchodząc do mnie. — Pokaż, proszę, pysk.
Obróciłam się w stronę ucznia Industrii, pozwalając mu obejrzeć pysk. Ranne miejsce pulsowało i lała się z niego krew, jednak nie wyglądało to na poważną ranę. Mimo to bardzo bolało. Mimowolnie kątem oka zauważyłam, że Cytrynowy patrzy się na nas z lekkim zdziwieniem. Czyli mu chyba jednak na mnie zależy!
— Przepraszam… — wyjąkał Cytrynowa Łapa, jednak podczas wymawiania słów nie patrzył się na mnie, lecz na rosnące niedaleko chwasty. — Za wolno reaguję… Muszę ćwiczyć.
— Drewniany Pazur chciał przecież dzisiaj ciebie uczyć — mówiłam wolno i spokojnie, wyraźnie akcentując każdą sylabę. — Może będziesz ćwiczył razem z nim?
— Och… — wyjąkał Cytrynek, niepewnie na mnie spoglądając.
— Wstydzisz się go? — zapytałam się, usiłując nie wwiercać się w niego wzrokiem.
— Nie… Tylko… Czuję się przy nim gorszy i beznadziejny.
— A mnie się wstydzisz? — zapytałam się szybko, starając się mówić spokojnie. Mimo iż wyglądałam na zrelaksowaną i mówiłam lekko, moje serce biło jak oszalałe, czekając na odpowiedź.
— Nie… — Cytrynowa Łapa posłał mi zdziwione spojrzenie i przysunął się do Bolesnej Łapy. — Czemu miałbym…
— Też nie wiem, czemu miałbyś żałować, że lizałeś mnie po pysku…? — przerwałam mu beztrosko, miażdżąc go moim przerażająco spokojnym spojrzeniem dwukolorowych oczu. Gdzieś w głębi duszy uświadomiłam sobie, że zachowuję się jak Malwowy Ogon. Pożałowałam wszystkiego.
Jak w zwolnionym tempie zauważyłam, że we wzroku Bolesnej Łapy pojawia się ból, szok i smutek. Owczarkopodobny pies patrzył z niedowierzaniem na Cytrynowego. Nie chcąc, by uczeń poczuł się jeszcze bardziej niekomfortowo pod spojrzeniem nas obu, spuściłam wzrok.
— Przepraszam… — wyjąkał Cytrynowa Łapa, lecz bardziej brzmiało to jak pytanie, niż oznajmienie. — Ja sam nie wiem, czego chcę… Lubię was obu…
— Zdecyduj się — warknęłam na niego, zmieniając swoje rozczarowanie w złość. — Albo jesteś z kimś zawsze, albo nigdy. Dlaczego robiłeś mi nadzieje?
Nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się gwałtownie i odeszłam truchtem, zatapiając się w myślach. Przez chwilę łudziłam się, że usłyszę kroki Cytrynowej Łapy, który za mną podąży, jednak nic takiego nie miało miejsca. Odwróciłam się więc, chcąc zobaczyć jego reakcję. Uczeń Tenebris stał, patrząc się na mnie, jakby zastanawiając się, co ma zrobić. Jego błękitne oczy były pełne łez, gdy spoglądał raz na mnie, a raz na Bolesnego. Jednak w końcu się zdecydował — przełykając ślinę i gorąco przepraszając Bolesną Łapę, podszedł do mnie. Zdziwiłam się, że go przeprasza, ale jeśli czuł taką potrzebę, to w porządku.
— Przepraszam, naprawdę… — Cytrynowy spoglądał na mnie niepewnie, z bólem w oczach. — Wróćmy do obozu i porozmawiajmy… Proszę.
Kiwnęłam głową, delikatnie się do niego uśmiechając. Chcę z nim to wyjaśnić i wiedzieć, czego on w końcu chce — oraz — czego ja chcę.
— Boli cię pysk? — zapytał się Cytrynowa Łapa i polizał mnie w ranę. — Porozmawiamy, jak wrócisz od medyczki.
Kiwnęłam głową, wiedząc, że do legowiska medyka muszę wejść sama. Cytrynowy co prawda pozbył się strachu do uzdrawiających psów, jednak nadal wolał się trzymać od nich z daleka. Zrozumiałam to i nie nalegałam o dotrzymywanie mi towarzystwa.
— Tak… — odparłam twierdząco. — Pójdę do medyka.
Znów poczułam się szczęśliwa, jednak coś mi mówiło, że ta sprawa wcale nie została rozstrzygnięta — że Cytrynowy nadal będzie w rozterkach. Zastanawiając się nad tym, jak przebiegnie nasza rozmowa, zupełnie zapomniałam o Bolesnej Łapie, który odprowadzając nas smutnym wzrokiem, został na dworcu.
<Bolesny, Bolesny, czyż twoje życie nie miało być pełne bólu?>
[870 słów: Konwaliowa Łapa otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz